Partia Likud premiera Benjamina Netanjahu – ku niezadowoleniu Białego Domu – wygrała przedterminowe wybory parlamentarne, zdobywając 29 mandatów w 120-osobowym Knesecie. Konkurencyjny Blok Syjonistyczny Isaaka Herzoga uzyskał 24 mandaty. Netanjahu chce utworzyć koalicję z mniejszymi ugrupowaniami nacjonalistycznymi i ortodoksyjnymi.
W środę rano premier wydał oświadczenie, zapraszając potencjalnych kandydatów koalicyjnych do natychmiastowego rozpoczęcia rozmów, by w ciągu dwóch do trzech tygodni utworzyć rząd religijno-nacjonalistyczny. Będzie on musiał sprostać trudnym wyzwaniom związanym z zapewnieniem bezpieczeństwa kraju i ożywieniem gospodarki.
Wesprzyj nas już teraz!
W grudniu ub. roku Netanjahu wyrzucił z rządu ministrów sprawiedliwości i finansów, wywodzących się z centrowych partii koalicyjnych, którzy sprzeciwiali się projektowi ustawy, stanowiącej, że „Izrael jest państwem narodowym, żydowskim”.
Izraelskie gazety donosiły wówczas, że premier był „ zmęczony” ciągłym oporem ministrów koalicyjnych i chciał przyspieszonych wyborów, licząc na zwycięstwo swojej partii.
Netanjahu odwołał ministra finansów Yaira Lapida i ministra sprawiedliwości Tzipi Liwni. Minister finansów przekonywał, że Netanjahu „skręcił za bardzo w prawo” naciskając na tworzenie żydowskich osiedli we wschodniej Jerozolimie i zbytnio lekceważył proces pokojowy z Palestyńczykami.
Kontrowersyjny projekt o państwie żydowskim wciąż jest szeroko dyskutowany w Izraelu i zagranicą wśród społeczności żydowskiej. Do debaty włączyli się – poza politykami – sędziowie, naukowcy i artyści.
Proklamacji, iż „Izrael jest państwem narodowym, żydowskim” zdecydowanie sprzeciwiają się środowiska lewicowe na czele z sędziami i artystami. Obawiają się oni, że władze będą dyskryminować jedną czwartą obecnych obywateli Izraela.
Projekt jednak forsuje premier. Już rok temu niezależny dziennikarz Noam Sheizaf zwracał uwagę, że Benjamin Netanjahu nie chce porozumienia pokojowego z Palestyńczykami i dlatego proponuje przyjąć ustawę, stanowiącą, że Izrael jest państwem żydowskim. Nieoficjalnie media przyłapały go, jak stwierdził, iż uznanie Izraela za państwo żydowskie sprawi, że nawet jeśliby doszło do porozumienia pokojowego z Palestyńczykami – wskutek nacisków innych państw – porozumienie to łatwo będzie można podważyć.
„Bibi” naraził się nie tylko pewnym środowiskom w swoim kraju. Nie cieszy się także sympatią prezydenta Baracka Obamy i doradców Białego Domu. Krzyżuje im bowiem plany związane z Iranem i Palestyńczykami.
Źródło: jpost.com., AS.