Nie, nie chodzi o działania zbrojne przeciwko Syrii, czy Iranowi. Bank of Israel dołączył do grona tych banków centralnych, które zdecydowały się na obniżkę stóp procentowych, by większą ilością pieniądza w obiegu zahamować skutki globalnej recesji. Luzowanie polityki monetarnej to także element tzw. wojen walutowych.
Dla inwestorów decyzja Banku Izraela sprzed dwóch dni była zaskoczeniem, ponieważ dokonana została poza wyznaczonym harmonogramem posiedzeń. Szef izraelskiego banku centralnego uzasadnił decyzję koniecznością ochrony gospodarki. Podstawowa stopa procentowa została obniżona z 1,75 proc. do 1,5 proc. Oficjalnie, przyczyną obniżki było znaczące umocnienie się izraelskiej waluty w ostatnim kwartale. Szekel zyskał w stosunku do dolata 5,4 proc. Szef Banku Izraela upatruje jednej z przyczyn wzrostu siły waluty w zwiększeniu wydobycia gazu ziemnego.
Wesprzyj nas już teraz!
Izraelscy bankowcy obawiają się powtórzenia tzw. choroby holenderskiej, czyli wydarzeń związanych z odkryciem dużych złóż gazu ziemnego w Holandii w latach 60. Wydobywanie surowców przyczynia się do napływu walut zagranicznych, co wpływa na umocnienie lokalnej waluty. Na ironię zakrawa fakt, że banki centralne na całym świecie boją się umocnienia własnych walut. Sukcesywne ich osłabianie daje możliwość konkurowania na rynkach światowych, choćby przez niższe ceny towarów eksportowych. Jest to również najbardziej perfidny z podatków nakładanych na obywateli, ponieważ luźna polityka monetarna prowadzi do spadku wartości pieniądza, a co za tym idzie, prywatnych oszczędności.
Największego „psikusa” sprawiły na tym polu Stany Zjednoczone w 1971 r., gdy prezydent Richard Nixon ogłosił ostateczne zerwanie związku dolara ze złotem. Cały świat, który musiał posiadać rezerwy walutowe w dolarach, by móc nabywać złoto (od czasu systemu z Bretton Woods z 1944 r. na złoty kruszec wymienialny był jedynie dolar), zorientował się, że został wystrychnięty na dudka. Tylko od lat 70. wartość dolara spadła o ponad połowę, odkąd nie było już jakiegokolwiek hamulca dla zwiększania ilości pieniądza w obiegu.
Obecnie świat finansów zachowuje się tak, jak w popularnej niegdyś reklamie gumy do żucia: „Wszyscy mają Mambę, mam i ja”. Skoro wszyscy drukują, drukuję i ja. Poszczególne państwa przystąpiły do kolejnej odsłony wojny walutowej, w której środkiem prowadzącym do uzyskiwania przewagi jest osłabianie własnej waluty. Amerykański FED co miesiąc drukuje 85 mld dolarów. Bank Japonii zdecydował się postępować podobnie i, również co miesiąc, pompuje do obiegu wartość 1 proc. japońskiego PKB, czyli w przybliżeniu 60 mld jenów. Można sobie spróbować wyobrazić skutki tak nieodpowiedzialnej polityki monetarnej w perspektywie kilku lat. Wnioski są proste – czeka nas hiperinflacja.
Tomasz Tokarski