Kneset podjął decyzję, że wcześniejsze wybory parlamentarne w Izraelu odbędą się 4 września. Największe szanse na zwycięstwo ma rządząca partia Likud Gideon Saar, z premierem Benjaminem Netanjahu na czele. Przeciwko wcześniejszym wyborom opowiada się opozycja.
– Czy w jakimkolwiek innym miejscu na świecie opozycja walczy o odsunięcie wyborów – pytał minister edukacji i członek partii rządzącej podczas debaty w parlamencie. – Byliście w opozycji przez 3,5 roku i wciąż nie jesteście gotowi – dodał.
Wesprzyj nas już teraz!
Opozycyjna partia centrowa Kadima nie jest przygotowana na wyborcze starcie. Niedawno doszło w niej do zmiany lidera. Dotychczasową przewodniczącą Cipi Liwini zastąpił Szaul Mofaz.
W dodatku Kadimie wyrasta konkurent. Niedawno partię Jesz Adid założył popularny w Izraelu dziennikarz Jaira Lapid. Nowopowstały twór polityczny cieszy się coraz większą popularnością.
Izraelskie media nie mają więc wątpliwości, że wcześniejsze wybory parlamentarne są na rękę obecnemu premierowi Benjaminowi Netanjahu. W sondażach cieszy się on poparciem 48 proc. respondentów.
Zdaniem obserwatorów konkurencję dla partii Netanjahu może stanowić jedynie Partia Pracy (Awoda) z liderką Szelą Jachimowicz na czele. Cieszy się ona 15 proc. poparciem. Politycy Awody już atakują Netanjahu z socjalistycznych pozycji, nazywając go „najbardziej kapitalistycznym premierem w historii Izraela”. Mimo to Jachimowicz deklaruje, że jeśli Likud wygra, to jej partia jest gotowa do współpracy.
Według gazety „Haarec” większość polityków nie chce wcześniejszych wyborów. „Icchak Waknin, członek Knesetu z partii Szas powiedział otwarcie to, co myślało wielu parlamentarzystów: gdyby przeprowadzić tajne głosowanie, to 118 ze 120 członków Knesetu zagłosowałoby przeciw wcześniejszym wyborom” – wskazał dziennik.
Źródło: rp.pl
ged