Układ sił i dotychczasowy przebieg kampanii wskazuje na wysokie prawdopodobieństwo rosyjskiego zwycięstwa, chyba, że nastąpią rozwiązania polityczne – uważa Jacek Hoga, prezes Fundacji „Ad Arma”.
Na wstępie rozmowy gość red. Pawła Chmielewskiego zastrzegł, że informacje, które docierają do nas z frontu, powinniśmy traktować z ostrożnością. – Od starożytnych Greków już wiemy, że pierwszą ofiara wojny jest, niestety prawda. Sądząc w wycinków, materiałów filmowych wydaje się, że wiele rzeczy Federacji Rosyjskiej nie wyszło. Najprawdopodobniej dzięki Stanom Zjednoczonym przewaga wywiadowcza po stronie ukraińskiej jest na tyle znacząca, że tyły (Rosjan) nie są bezpieczne, a po drugie widać, że chyba nie spodziewali się oni tak dużego oporu, zwłaszcza w rosyjskojęzycznych częściach kraju – opisywał.
Stąd też możemy obserwować filmy czy zdjęcia dokumentujące na przykład kolumny pojazdów poruszające się bez zabezpieczenia ze strony piechoty. Dochodzi do wielu zasadzek zastawionych przeciwko oddziałom agresora, w tym ataków z powietrza, czego raczej nie spodziewali się najeźdźcy. W efekcie zostali zmuszeni do zmodyfikowania swej strategii poprzez wprowadzenie do walki wojsk wewnętrznych.
Wesprzyj nas już teraz!
Ukraińcy posługują się też bardzo sprawnie wojenną propagandą. W przestrzeni informacyjnej pojawia się wiele informacji o korzystnym dla nich wydźwięku, w tym część, niestety nieprawdziwych. Prezes „Ad Arma” radzi na przykład podchodzenie z pewnym dystansem do ukraińskich doniesień o stratach Rosji. Trudno też mówić o jakimś korzystnym dla obrońców przebiegu kampanii. – W 2003 roku dojście do Bagdadu, stolicy Iraku, zajęło Amerykanom 20 dni. Teraz mamy bodaj szósty dzień wojny. 6 września 1939 roku nie było widać z perspektywy większości polskich żołnierzy, że przegraliśmy wojnę, nie było widać, że to największa przegrana w tysiącletniej historii państwa polskiego. Z 40 przeliczeniowych dywizji, które wtedy mieliśmy, zniszczone w tamtym momencie były może trzy, cztery. W związku z tym euforia, że Ukraińcy świetnie się bronią, jest jeszcze przedwczesna – przestrzegał Jacek Hoga.
Jak zwrócił uwagę gość PCh24TV, w propagandowym interesie Rosji nie jest zmasowane szturmowanie dużych miast, lecz otoczenie ich i „wzięcie głodem” przez odcięcie infrastruktury i zaopatrzenia. Podobnie rzecz się ma z eskalowaniem przemocy wobec ludności cywilnej. – Tutaj znowu mogę powiedzieć rzecz, która będzie brzmiała „strasznie”, ale biorąc pod uwagę to, jak zachowują się wojska rosyjskie, wydaje się, że pomijając pojedyncze przypadki aktów bestialstwa czy morderstw, z perspektywy wojska jako systemu nie ma, przynajmniej na razie, decyzji o terroryzowaniu ludności – powiedział Jacek Hoga.
Rozmówca red. Pawła Chmielewskiego bardzo krytycznie odniósł się do promowania w mediach społecznościowych bezpośredniego udziału w walkach (na przykład w ramach „miejskiej partyzantki”) ludności cywilnej. Aktywna postawa bojowa zwykłych mieszkańców stawia ich w myśl prawa międzynarodowego w niebezpiecznej sytuacji, gdyż mogą być traktowani przez napastników jako kombatanci, czyli byli bądź też czynni żołnierze. – Dwa miesiące temu w naszej fundacji opracowaliśmy materiał zatytułowany „co powinien cywil na wojnie”. I tak jak od zawsze mówimy, że cywil powinien mieć broń, tak absolutnie nie powinien jej używać przeciwko wojskom najeźdźcy. Broń ma mieć po to by bronić się przed bandytami – uprzedzał.
– Widać, że na północ od Charkowa, na osi wschód-zachód jest dość silne uderzenie armii rosyjskiej na Ukrainę, w kierunku Kijowa. Sama stolica już w 40 procentach jest otoczony przez wojska rosyjskie. Do tego mamy próbę otoczenia, czy też zajęcia Charkowa. Nastąpiło wyłamanie się w północnej części Donbasu frontu południowego, czyli utrata kontroli nad najłatwiejszym do obrony terenem przygranicznym. Rosjanie wyszli z Krymu, przeszli przez Dniepr, zdobyli Chersoń i mają otwarte pole do natarcia w kilku kierunkach. Mogą więc przykładowo dążyć do odcięcia od stolicy ważnej części wojsk ukraińskich.
Prezes „Ad Arma” wymienił poważne błędy, jakich dopuściły się władze w Kijowie.
– Z perspektywy wojskowej pomimo całej euforii, rozdawanie broni wojskowej cywilom jest absurdalne. Jest to złamanie doktryny, akt rozpaczy. Ponadto część mobilizacji została ogłoszona na dzień czy dwa przed inwazją, pełna mobilizacja w dzień inwazji. To jest katastrofa. Jeżeli Ukraina te wojnę przegra, a niestety nie ma dużych szans na zwycięstwo, to o ile agresja jest winą Rosji, to już ta przegrana w dużej części będzie winą rządzących w Kijowie, bo zachowali się całkowicie nieodpowiedzialnie. Nie można w imię słupków poparcia lekceważyć zagrożenia – ocenił.
Jacek Hoga zwrócił uwagę, jak istotne jest pozyskiwanie i krytyczne analizowanie informacji o konflikcie z wielu źródeł, nie wyłączając tych pochodzących od agresora.
Układ sił i dotychczasowy przebieg kampanii wskazuje na wysokie prawdopodobieństwo rosyjskiego zwycięstwa, chyba, że nastąpią rozwiązania polityczne. Wówczas, w przekonaniu Jacka Hogi, dojść może do partyzanckiego etapu konfliktu. Zależy to od woli i determinacji mieszkańców napadniętego kraju. Takie rozwiązanie byłoby z pewnością korzystne dla Stanów Zjednoczonych, które są zainteresowane tym aby Rosja jak najdłużej skupiała swoją uwagę na Ukrainie. Według gościa PCh24TV, z perspektywy amerykańskiej idealnym rozwiązaniem byłoby teraz tworzenie pododdziałów kontrolowanych przez oficerów sił specjalnych Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych. Jednak wojna partyzancka byłaby z pewnością, jak ocenił Jacek Hoga, „długa, bardzo krwawa i brutalna”. Miałaby też, mimo wszystko, znamiona wojny domowej, bo językiem rosyjskim posługuje się niemal połowa Ukraińców, a także instytucje centralne.
Innym wątkiem rozmowy był raptowny zwrot Niemiec w odniesieniu do własnego potencjału militarnego. Kanclerz Scholz zapowiedział bowiem kilka dni temu ogromne nakłady na umocnienie armii będącej, jak Berlin sam przyznaje, w stosunkowo marnej kondycji. – W sytuacji, kiedy w Europie pojawił się konwencjonalny, klasyczny konflikt na dużą skalę, Niemcy nie mogą udawać, że wojsko się do niczego nie przyda. W związku z tym wydaje mi się to [deklaracje o wzmocnieniu sił] szczere. To może być krok na korzyść Amerykanów, lecz nie musi – ocenił Jacek Hoga.
– Nawet jeśli mam siłę jako czyjś wasal, to jeśli będzie ona wystarczająco duża, mam narzędzie aby przestać być wasalem. Z naszej perspektywy nie oznacza to ani nic złego, ani nic dobrego. Oznacza to po prostu, że Niemcy prawdopodobnie zbudują kolejne skuteczne narzędzie polityki – samodzielnej albo amerykańskiej – to się jeszcze okaże. Cały czas Berlin dysponuje dobrym sztabem generalnym, wysoką wojskową kulturą techniczną. Przemysł zbrojeniowy, który produkował dla zagranicy, teraz na dużą skalę może produkować dla siebie – wyliczał Jacek Hoga możliwości, dzięki którym nasz zachodni sąsiad szybko może powrócić do statusu nie tylko gospodarczej, ale i militarnej potęgi.
Źródło: PCh24TV
Czy Rosjanie PRZEGRALI już wojnę o Ukrainę? || Jaka jest prawda?