Luiz Inacio Lula da Silva, prezydent Brazylii z lat 2003-2011 i polityk skazany za korupcję, stał się głównym kontrkandydatem ustępującego prezydenta Jaira Bolsonaro w zaplanowanych na październik wyborach. Lula rozpoczął 17 sierpnia oficjalną kampanię. 76-letni populista Lula jest obecnie faworytem sondaży. Był skazany za korupcję, spędził w więzieniu półtora roku i wyszedł na wolność tylko dzięki pobłażliwości systemu sądowniczego, który wykorzystał do zawieszenia wyroku względy formalne. Lulę wspiera jego Partia Robotnicza i „totalna opozycja”.
Urzędujący prezydent Jair Bolsonaro jest kandydatem Partii Republikańskiej. Obydwaj zaczęli kampanię w symbolicznych miejscach. Były związkowiec Lula w fabryce samochodów w swojej twierdzy Sao Bernardo do Campo, koło Sao Paulo, gdzie zaczynał pracę jako tokarz, później działacz związkowy. Bolsonaro zaczął kampanię w Juiz de Fora, gdzie cztery lata temu został zaatakowany przez nożownika i niemal cudem uniknął śmierci.
I tura odbędzie się 2 października, ewentualna „dogrywka” 30 października 2022 r. Jeden z ostatnich sondaży instytutu Ipec, daje Luli dużą przewagę. Lewicowy polityka uzyskał w tym badaniu 44 proc. poparcia. 32 proc. poparło Jaira Bolsonaro. W Brazylii sondażom nie trzeba jednak do końca ufać, bo obydwa elektoraty są dość płynne.
Wesprzyj nas już teraz!
Bolsonaro był nazywany „Trumpem tropików”. Teraz jednak stracił potężnego sojusznika, a rządzący w USA Biden jest bliższy Luli. W dodatku sytuacja ekonomiczna kraju jest średnia, a Jair Bolsonaro wybrał taktykę podobną do tej stosowanej w Polsce przez PiS, czyli duże wydatkowanie publicznych pieniędzy, które ma poprawić jego notowania. Dotowane są ceny paliw, w marcu z kolei uruchomiono program socjalny (walka ze skutkami pandemii) o wartości 30 miliardów euro.
Jair Bolsonaro jest atakowany przez dość dziwny front lewacki, od „społeczności LGBT”, przez aborcjonistów, po „zagranicę”, gdzie stał się, zresztą mocno na wyrost, symbolem „prawicowego obskurantyzmu” i „konserwy”. Lula, poza tradycyjnymi hasłami socjalnymi lewicy, mocno zmienił swoją propagandę. Można w niej znaleźć nawet zasady utrzymania wolności ekonomicznej. Jest też sporo o wspieraniu lokalnego biznesu, chociaż zawsze w otoczeniu haseł o „sprawiedliwości społecznej”. Kandydat lewicy zapewne liczy także na to, że pamięć Brazylijczyków o aferach rządów lewicy już się powoli zatarła.
Od 2016 roku ten kraj pogrążony był w chronicznym kryzysie politycznym. Prezydent Dilma Rousseff, socjalistka, która była następczynią swojego mentora Luli w latach 2011-2016, też była oskarżana o liczne afery. Afera korupcyjna z udziałem państwowego giganta Petrobas, przyspieszyła jej upadek. W latach 2016-2018 rządy objął Michel Temer i został… skazany za korupcję. Podobne oskarżenia, chociaż trochę starsze, ciążą i na Luli. Ma m.in. trzypokojowe mieszkanie w Rio de Janeiro, które „darowano” mu w zamian za łaskawość przy rozpatrywaniu przetargów publicznych. Został skazany za korupcję i pranie brudnych pieniędzy. Lula odzyskał bierne prawa wyborcze dopiero w 2021 r., po unieważnieniu wyroków skazujących przez sprzyjające mu trybunały. Zapowiada, że zamierza „odbić kraj”, a obecnego prezydenta nazywa „ludobójcą” i „negacjonistą covidowym”.
Kontekstem wyborów i możliwej porażki Bolsonaro są jednak w rzeczywistości 12 proc. inflacja, oskarżenia o złe zarządzania pandemią (680 000 zgonów), czy utrzymującą się wysoka stopa ubóstwa na poziomie 6,5 proc.. Z 212 milionów mieszkańców Brazylii co najmniej 14,7 miliona osób żyje za mniej niż 1,9 dolara dziennie. Wpływ ma też wojna na Ukrainie. Brazylia jest uzależniona np. od importu nawozów z Rosji, dla utrzymania swojego potężnego przemysłu rolno-spożywczego. Ceny poszybowały tu w górę, a łańcuch dostaw został zakłócony. Stąd wynikała m.in. wizyta Bolsonaro na Kremlu już po wybuchu wojny.
67-letni Jair Bolsonaro, były wojskowy, nie ucieka od patriotycznych deklaracji, nawiązuje w swojej polityce do Boga i Pisma św. Ma silne poparcie konserwatywnych protestantów, ale jest i krytykowany wśród „progresywnych” katolików. Powtarza, że stłumi dwucyfrową inflację, że będzie kontynuował walkę z gangami narkotykowymi, deklaruje szacunek dla życia poczętego i walkę z aborcją, zapowiada, że będzie dalej bronił własności prywatnej przez „komunistycznym zagrożeniem Brazylii”, nawet jeśli przegrałby październikowe wybory. Hasłem jego kampanii jest „Bóg, ojczyzna, rodzina i wolność”. Przypomina,, że rządy Luli i Dilmy zostawiły po sobie „zdewastowany kraj, z 15 milionami bezrobotnych, miliardami strat w spółkach państwowych i korupcją”. Dodaje, że była to „najgorsza dekada dla gospodarki w całej historii Brazylii”.
Zdaniem ekspertów, brazylijskie wybory są „najbardziej spolaryzowane” od zakończenia tam władzy wojskowych, którzy rządzili w latach 1964-1985. Walka jest bezpardonowa, a sztaby kandydatów już oskarżają się o możliwość wyborczych oszustw. Brazylijska jesień wydaje się zapowiadać na gorącą…
Bogdan Dobosz