Po prawej, kobiecej stronie kościoła, nie było już zbyt wiele wolnych miejsc. Z przodu tylko jedno, z samego brzegu. Mama Karola rozejrzała się. Zwykle sadzała syna koło siebie, ale tym razem nie było to możliwe. Po drugiej, męskiej stronie, były jeszcze wolne miejsca. Mama coś szepnęła Karolowi do ucha i Karol, ociągając się nieco, przeszedł na lewą stronę i zajął to brzegowe miejsce, zaraz obok pana w pikowanej kurtce. Zdarzyło się coś niezwykłego.
Chłopczyk staje się młodzieńcem, młodzieniec mężczyzną… Ileż to książek, ileż filmów opowiadało tę historię. Ale nie trzeba odwoływać się do artystycznych fikcji. Każdy z nas mógłby przywołać takie rzeczywiste zdarzenia. Niektórzy potrafią nawet znaleźć we własnym życiorysie ten moment przejścia, moment męskiej inicjacji.
Wesprzyj nas już teraz!
Właśnie tymi słowami: „przejście”, „inicjacja”, określa się „drogę do męskości”. I nikogo nie powinno dziwić, że owa przemiana emocjonalna, ale i jak najbardziej duchowa, począwszy od zarania dziejów miała charakter specjalnego rytuału. Czas tej przemiany zawsze związany był z okresem dojrzewania płciowego, co oczywiście również nie jest przypadkowe.
Współcześni naukowcy przekonują nas, że u ludów pierwotnych inicjacja łączyła się ze strachem i bólem, lecz nie dopowiadają, że chodziło w tym wszystkim o pokonywanie strachu i bólu, a nie li tylko jego doświadczanie. Łączenie tak rozumianej inicjacji tylko z czasami pogaństwa jest sporym przekłamaniem. Takie myślenie to efekt sztucznego „humanizowania” świata, w którym wszystko ma być „lajtowe”, radosne i niezobowiązujące – od piaskownicy do łożnicy. W największym skrócie moglibyśmy to opisać tak: bliskie zeru obowiązki domowe, bezstresowa szkoła, subkulturowe spędzanie czasu (muzyka, moda, media społecznościowe). Wszystko to skutecznie opóźnia dorastanie, udziecinnia i prowadzi do syndromu Piotrusia Pana, czyli „wiecznego chłopca”. Najczęstszym jednak wyborem życiowym jest dzisiaj izolowanie się, samotność, od której już tylko krok do dezintegracji osobowości oraz prób samobójczych.
Tymczasem również dzisiaj mężczyzna próbuje, „wykuwa się” tam, gdzie można przekraczać granice ryzyka, gdzie wiele (łącznie z życiem) zależy od sprawności fizycznej i stabilnej psychiki. To poszukiwanie męskości odbywa się najczęściej poza oficjalnym systemem i dotyczy w sumie nielicznych. Tym niemniej rosnącą popularnością cieszą się sporty ekstremalne, długodystansowe biegi terenowe czy w ogóle różne szkoły przeżycia. Oczywiście, również dzisiaj prawdziwe wojsko potrzebuje prawdziwych mężczyzn, ale jeszcze bardziej potrzebują ich rodziny.
Wróćmy jednak do tego pierwszego kroku, do przekroczenia granicy świata dziecięcego. Widomym znakiem tej chwili był niegdyś w Polsce obyczaj postrzyżyn. Długie włosy kojarzono z płcią nadobną i obcinanie ich chłopcu (najczęściej robił to ojciec), to był ten moment, w którym młody człowiek wychodził spod bezpośredniej opieki mamy, aby pod kierunkiem ojca stawać się mężczyzną. Był odtąd przyuczany do typowo męskich zajęć, począwszy od tych związanych z wojną (np. posługiwanie się bronią), poprzez czynny udział w polowaniach (znowu broń, ale w kontekście zdobywania żywności), aż po adekwatne w danym środowisku praktyki zawodowe (praca na roli, rzemiosło). Nie popełnimy błędu dostrzegając, że w chrześcijaństwie pierwsza Komunia święta stała się swoistym „zamiennikiem” dawnych postrzyżyn. Tym samym duchowość przechodzenia w dorosłość zdefiniowała się obrzędowo i sakramentalnie, a nie tylko symbolicznie.
Męskość w swych dotychczasowych naturalnych obowiązkach uzyskała poprzez to niejako motywacyjną głębię. Kraju teraz broniono pod sztandarem sygnującym się triadą: „Bóg – Honor – Ojczyzna”. Każdą pracę, ale i posiłek zaczynała modlitwa, a w każdym domu nie mogło zabraknąć Pańskiego Krzyża. Wpisanie męskości w taki socjokulturowy kontekst zdefiniowało ją u nas na wieki, nadając Polsce status państwa i narodu katolickiego, jakże różnego od neopogaństwa protestanckiego zachodu. Tak przynajmniej mogliśmy to definiować do niedawna.
Karol, który przeszedł na męską stronę kościoła, to widomy znak, że świat dobra i piękna nie zginie. Jego męskość właśnie zaczęła się definiować w relacji do innych mężczyzn, ale i w relacji do sacrum. Widziałem jak klęka, jak próbuje powtarzać modlitwy, jak zerka dyskretnie, co robi ten pan obok. Mama co raz popatrywała na syna, ale on był tak przejęty, że nie czuł jej wzroku, nie odwracał głowy.
Wiara prawdziwa wymaga dzisiaj odwagi i pokory jednocześnie. To cechy rycerskie, ze wszech miar męskie. Męskość więc, a i związana z nią dorosłość, rozumiana jako dojrzałość i odpowiedzialność, „przychodzą” do nas na najważniejszym obecnie polu bitwy, w Kościele. Karol właśnie staje się żołnierzem, którego świat potrzebuje. Jeśli wytrwa, da sobie radę ze wszystkim. A my razem z nim.
Tomasz A. Żak