7 lutego 2023

Jak się robi rewolucję, czyli historia pewnego Hannibala

(fot. Pixabay)

Miał na imię Annibale, czyli Hannibal – tak jak kartagiński wódz, który zagroził starożytnym Rzymianom. O ile jednak tamten Hannibal znalazł się tylko ante portas (u bram) i nie zdołał podbić Wiecznego Miasta, to Annibale Bugnini nie musiał Rzymu najeżdżać, bo znalazł się tam za zgodą samego papieża. Skutki jego działalności były jednak nie mniej doniosłe niż to, co mogłoby się stać po zwycięstwie antycznego Hannibala.

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że historia Kościoła to historia następców świętego Piotra, tak jak historia każdej monarchii jest historią królów czy książąt. W rzeczywistości jednak tylko niewielu papieży odegrało rolę naprawdę ważną i przełomową, tak jak niewielu dostąpiło wyniesienia na ołtarze. Dwa tysiące lat dziejów Kościoła pokazują bowiem, że zarówno wielkie dobro, jak i wielkie zło czynili ludzie zwykle nie posiadający formalnej władzy. Często byli to zwykli kapłani czy zakonnicy, jak św. Franciszek, św. Dominik, św. Ignacy Loyola, św. Maksymilian Kolbe albo – z drugiej strony – Jan Hus czy Marcin Luter.

Do tej listy z pewnością należy dodać księdza Annibale Bugniniego (1912–1982), który dopiero 10 lat przed śmiercią otrzymał tytularne arcybiskupstwo, a i lista zajmowanych przezeń stanowisk nie jest imponująca: sekretarz przedsoborowej i soborowej komisji liturgicznej, sekretarz Kongregacji Kultu Bożego, na koniec zaś nuncjusz apostolski w Iranie. Nie zarządzał więc żadną diecezją ani zgromadzeniem zakonnym, nie nosił kapelusza kardynalskiego, a mimo to jego wpływ na losy Kościoła trudno przecenić. To on bowiem przygotował posoborową „reformę liturgiczną”, która zaledwie pół wieku temu tak dogłębnie zmieniła katolicką liturgię, że w gruncie rzeczy powinno się mówić o rewolucji liturgicznej. Ta zaś stanowiła jeden z filarów ogólnej rewolucji, jaką Kościół przeżył w wyniku ostatniego Soboru.

Wesprzyj nas już teraz!

Wszystkie rewolucje są do siebie podobne, bo rządzą się tymi samymi prawami: z jednej strony jest słabość dotychczasowego porządku, który nie znajduje konsekwentnych obrońców wśród ludzi sprawujących rządy, a z drugiej – determinacja rewolucjonistów, przez lata przyczajonych, lecz czujnych i potrafiących wykorzystać odpowiedni moment, by uderzyć w ów osłabiony porządek. Tak było we Francji w roku 1789, w Rosji w 1917 i w każdym innym miejscu świata, gdzie dokonywała się mniej lub bardziej krwawa rewolta. Nie inaczej sprawy się miały w Kościele w latach 60. ubiegłego stulecia.

Ks. Bugnini z całą pewnością należał do czołowych architektów tej rewolucji, choć sam nie miał ambicji Lenina czy Robespierre’a i wolał pozostawać w cieniu. Doskonale dokumentuje to wydana właśnie po polsku książka francuskiego historyka katolickiego Yvesa Chirona pt. „Annibale Bugnini i rewolucja liturgiczna”. Oficjalnie jest to biografia włoskiego duchownego, lecz cóż to może być za biografia, skoro jej bohater był postacią raczej zakulisową, wręcz „szarą eminencją”, dążącą tylko do jednego celu: gruntownego „przerobienia” katolickiej liturgii. Książka Chirona stanowi zatem przerażającą wiwisekcję owej rewolucji, nie zaś opowieść o wielkim świętym czy wielkim grzeszniku. To zresztą charakterystyczne dla wszelkich rewolucji, że ich autorami są zwykle postacie dość przeciętne i bezbarwne, za to posiadające takie cechy, jak umiejętność maskowania swoich intencji, manipulowania i posługiwania się innymi, pracowitość, cierpliwość i upór w dążeniu do wyznaczonego celu. Tacy rewolucjoniści potrafią przez długie lata pozostawać na marginesie głównego nurtu, ale gdy wyczują swój czas, bezbłędnie wykorzystują sytuację.

Taki właśnie był ks. Bugnini, który sprawami reform liturgicznych zainteresował się jeszcze za czasów pontyfikatu Piusa XII, powoli, lecz konsekwentnie umacniając swoją pozycję w dość hermetycznym kręgu kościelnych liturgistów. A gdy nadeszła epoka II Soboru Watykańskiego, pojawił się w strategicznym miejscu, czyli w komisji, gdzie przygotowywano dokumenty poświęcone tej sferze życia kościelnego. Nie narzucał się jednak starszym i bardziej konserwatywnym uczestnikom tego gremium, trafnie uznając, że to nie pisane dokumenty, lecz fakty dokonane wyznaczą przyszłość katolickiej liturgii.

Takim faktem dokonanym było pierwsze odprawienie nowej mszy przez Pawła VI w dniu 7 marca 1965 r. Jeśli każda rewolucja ma swój „punkt zerowy”, od którego liczy „nową epokę”, to w rewolucji wewnątrzkościelnej takim punktem – swoistym zdobyciem Bastylii lub wystrzałem z krążownika „Aurora” – była właśnie owa papieska celebracja w języku włoskim, z kapłanem zwróconym twarzą do wiernych, z gruntownie zmienionym porządkiem mszy.

Ten dzień ks. Bugnini mógł uznać za swój życiowy sukces, skoro sam papież legitymizował jego wieloletnie dążenia do wprowadzenia nowej liturgii. Warto jeszcze raz podkreślić, że nie byłoby tego sukcesu – ani w ogóle posoborowej rewolucji – bez czynnego udziału Pawła VI. Ale książka Yvesa Chirona pokazuje, że ten papież nie działał sam, lecz realizował scenariusz napisany przez takich ludzi, jak ks. Bugnini, cieszący się jego wyjątkowym zaufaniem. Dlatego rewolucję liturgiczną przeprowadzono tak szybko i konsekwentnie, czemu dodatkowo sprzyjał fakt, że następca Pawła VI, Jan Paweł II, bezkrytycznie zaakceptował nową mszę i innej już nie odprawiał.

Jeżeli w biografii księdza (a później arcybiskupa) Bugniniego można się doszukać czegoś naprawdę sensacyjnego, to z pewnością jest to „upadek”, czyli usunięcie go z Watykanu w 1975 r., i to bardzo daleko: do Teheranu, gdzie niedawny jeszcze ulubieniec Pawła VI został nuncjuszem apostolskim. Trudno nie skomentować tej decyzji znanym powiedzeniem Dantona o „rewolucji, która pożera własne dzieci”, a dodatkowego smaku całej sytuacji nadaje fakt, że abp Bugnini mógł tam z bliska obserwować inną rewolucję – islamski przewrót, który wyniósł do władzy Chomeiniego.

Niespodziewane „zesłanie” czołowego liturgisty do kraju – przyznajmy – mało przyjaznego Kościołowi wiąże się z pogłoskami o tym, jakoby Paweł VI miał się dowiedzieć o przynależności Bugniniego do masonerii. Ta wersja krąży w wielu publikacjach tradycjonalistycznych od lat, jednak Yves Chiron nie znalazł żadnego jej potwierdzenia i uczciwie o tym informuje. Czy to oznacza, że Bugnini na pewno nie miał związków z masonerią? Stuprocentowej pewności mieć nie możemy, ale chyba nie to jest najistotniejsze w całej biografii włoskiego kapłana. Nie trzeba bowiem być członkiem loży, by realizować to, na czym wolnomularzom zależy. A rewolucja liturgiczna i w ogóle zmiany posoborowe z pewnością poszły w kierunku, jaki masonerii się podoba. Nie tylko zresztą masonerii – w ogóle wszystkim siłom, które chcą Kościoła liberalnego, a nie katolickiego.

Z ostatnim okresem życia abp Bugniniego wiąże się także ciekawa historia, którą Chiron opisuje w swojej książce, a która nadaje tej mocno nieciekawej postaci pewien rys sympatyczny, a przynajmniej „ludzki”. Chodzi o jego stanowisko w sprawie arcybiskupa Marcela Lefebvre’a: otóż w 1976 r. Bugnini apelował do papieża, by nie karał założyciela Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X, lecz poszedł na pewne (w rzeczywistości jednak pozorne) ustępstwa wobec niego. Paweł VI nie posłuchał swego bliskiego współpracownika – któremu wtedy już chyba coraz mniej ufał – i jednak ukarał arcybiskupa, ale sam fakt odrębnego stanowiska Bugniniego wart jest odnotowania. Można wręcz powiedzieć, że był on prekursorem takiej polityki Watykanu wobec Bractwa, jaką później zaczęli realizować Benedykt XVI i Franciszek…

Książka Yvesa Chirona to opowieść o niezwykle skutecznym rewolucjoniście w sutannie i patronującym jego działaniom papieżu. Przede wszystkim zaś o samej rewolucji, która co prawda nikogo fizycznie nie zamordowała, lecz spowodowała niewyobrażalne straty duchowe, które świat katolicki ponosi do dzisiaj.

Paweł Siergiejczyk

Nadchodzi TechnoBestia?

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij

Udostępnij przez

Cel na 2025 rok

Po osiągnięciu celu na 2024 rok nie zwalniamy tempa! Zainwestuj w rozwój PCh24.pl w roku 2025!

mamy: 31 186 zł cel: 500 000 zł
6%
wybierz kwotę:
Wspieram