10 marca 2017

Jaka alternatywa? Blaski i cienie alterprawicy

(fot.EFE/Giorgio Viera/FORUM)

Neoreakcjoniści i archeofuturyści, rasiści, propagatorzy bioróżnorodności, neopoganie i gejowscy antyfeminiści – oto przedstawiciele poglądów składających się na amerykańską prawicę alternatywną, która w dużym stopniu przyczyniła się do zwycięstwa Donalda Trumpa. Swoich aliantów i przyjaciół mają oni w Europie, a wpływowych ideologów i opiekunów w… Rosji. Jaka przyszłość czeka cywilizację, w której obronie staje taka oto menażeria?

 

Po zwycięstwie Donalda Trumpa w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich w USA nikt już chyba nie ma wątpliwości, że oto na naszych oczach dokonuje się światowa zmiana polityczna. Liberalna lewica z jej globalistycznym i neomarksistowskim programem rewolucji obyczajowej znalazła się w odwrocie. Czy zjawisko to jest trwałe, jeszcze się okaże, ale wszystko wskazuje na to, że nosi ono znamiona powszechności. Już w kwietniu przekonamy się, czy do szeregu narodów odsuwających lewicę od władzy dołączą Francuzi. Pośród najpoważniejszych kandydatów do fotela prezydenckiego po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zabrakło tam bowiem kandydata Partii Socjalistycznej, która bije rekordy… niepopularności.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Alternatywa wobec układu i… rozkładu

Jednak kryzysowi lewicy towarzyszą również zmiany na prawicy – oto ugrupowania tradycyjnie zajmujące tę stronę sceny politycznej słabną, a w ich miejsce pojawiają się nowe ruchy, które określić można wspólnym mianem „alternatywnej prawicy”. Formuje się ona pod niemal wszystkimi szerokościami geograficznymi, w każdym kraju przybierając nieco inne oblicze, zależne od lokalnych problemów społecznych i tradycji politycznych.

 

Niemcy mają swoją, powstałą dopiero przed czterema laty, Alternative für Deutschland (AfD) o obliczu eurosceptycznym, antyislamskim i antyimigranckim, Wielka Brytania – liberalną Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), która – choć nie rządzi – odegrała kluczową rolę w kształtowaniu antyunijnych poglądów Anglików, które z kolei doprowadziły do nieodwołalnego już (tak się przynajmniej wydaje) Brexitu. Na Węgrzech poważną siłą w parlamencie jest nacjonalistyczny Jobbik, w Polsce – na prawo od rządzącego PiS sytuuje się koalicja Kukiz’15, w skład której wchodzą zarówno młodzi narodowcy i wolnorynkowi konserwatyści, jak też patriotyczni liberałowie. Nowe ugrupowania o charakterze mniej lub bardziej nacjonalistycznym stanowią coraz poważniejszą siłę w Grecji (narodowo‑rewolucyjny Złoty Świt), Belgii (Interes Flamandzki, Voorpost), Chorwacji (Chorwacka Partia Czystych Praw) czy Bułgarii (Sojusz Narodowy). We Włoszech coraz głośniej o organizacjach pokroju neofaszystowskiej Casa Pound Italia, określającej siebie jako ruch narodowo‑rewolucyjny.

Ucieleśnieniem alternatywnej prawicy mogą być wcale nienowe ugrupowania polityczne, jak choćby istniejący we Francji przez dziesięciolecia Front Narodowy klanu Le Penów, konsekwentnie trzymany w izolacji przez partie reprezentujące – definiowane przez loże masońskie i lewacką prasę – „wartości republikańskie”. W tym roku po raz pierwszy w historii może okazać się, że ten „front republikański” przestanie działać, bo przywódczyni FN Marine Le Pen ma szanse na zwycięstwo w wyborach prezydenckich, a przynajmniej w ich pierwszej turze. Z kolei w Holandii przedstawiciele alternatywnej prawicy gromadzą się wokół prowadzącego w sondażach przed tegorocznymi wyborami Geerta Wildersa, szefa Partii Wolności.

Wszystkie te ruchy w państwach europejskich stanowią odpowiedź (pytanie, rzecz jasna, czy właściwą) na coraz bardziej tragiczną sytuację Starego Kontynentu, przez dwa stulecia niszczonego przez antychrześcijańską Rewolucję, wyjałowionego przez dwie wojny światowe i rewolucję seksualną, zamienionego w swoisty liberalny obóz koncentracyjny pilnowany przez brukselskich kapo i wreszcie najechany przez wyznawców obcej Europejczykom, totalitarnej religii. Są – być może spóźnioną i nieadekwatną – ale jednak jakąś reakcją obronną umierających na polityczną poprawność narodów kontynentu, który był niegdyś kolebką najwspanialszej w dziejach człowieka cywilizacji.

Również w Stanach Zjednoczonych alternatywna prawica, zwana za oceanem alt‑right, czyli alterprawicą, to reakcja wobec procesu rozkładu, jaki zafundowała tej światowej potędze lewica, a któremu nie była w stanie postawić tamy dotychczasowa instytucjonalna prawica. Alt‑right to nie jedno ugrupowanie ani nawet ujęty w jakiekolwiek karby organizacyjne ruch. To pospolite ruszenie czy partyzantka raczej – konglomerat rozmaitych grup dyskusyjnych, środowisk, redakcji, a także pojedynczych blogerów, który dzięki internetowi skomunikował się nawzajem, uświadomił sobie własną siłę i zaczął oddziaływać na Amerykanów. Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że to właśnie temu pospolitemu ruszeniu i jego internetowej hiperaktywności, która przełamała monopol mediów głównego nurtu, Donald Trump zawdzięcza fotel prezydencki. Alex Jones, twórca internetowego show InfoWars – mobilizował miliony swoich widzów do poparcia miliardera, a Steve Bannon, redaktor naczelny „Breitbart News” – medialnej platformy alterprawicy, stał się głównym strategiem kampanii wyborczej Trumpa, a obecnie pełni funkcję jednego z głównych doradców Białego Domu.

 

Cień ponurego Wschodu

Człowiekiem, który zapoczątkował ruch alt‑right, jest Richard B. Spencer, trzydziestoośmioletni szef National Policy Institute, zwanego dość powszechnie nacjonalistycznym think tankiem. Swoje poglądy definiuje jako tożsamościowe i – co wydaje się dość istotne – jest ateistą.

Podczas słynnej konferencji prawicy alternatywnej, zorganizowanej w kilka dni po wyborach w Centrum imienia Ronalda Reagana, Spencer odwoływał się do aryjskich cech Amerykanów, którzy głosowali na Trumpa, nazywając ich nawet rasą niszczoną przez polityczną poprawność. Przeciwstawiał ich liberałom sprzyjającym żydowskim interesom i globalizmowi. Prowokacyjnie określił zwycięstwo republikańskiego kandydata jako triumf woli i wzniósł okrzyk Heil Trump. Pierwszy raz od wielu dziesięcioleci poglądy i zachowania tego typu mogły pojawić się na imprezie takiej rangi, relacjonowanej przez główne media, trafiając w ten sposób do oficjalnego obiegu.

Jak mówi Spencer, amerykańska prawica alternatywna uformowana jest na poglądach (antyliberalnej i antychrześcijańskiej) europejskiej Nowej Prawicy oraz (gnostyckiej) tak zwanej czwartej teorii politycznej Aleksandra Dugina. Według niego cały dwudziestowieczny konserwatyzm upadł i został wyrzucony za okno. Co przychodzi na jego miejsce? Ideologia ufundowana na tożsamości, czyli współczesna forma nacjonalizmu. Naszą drogą jest nasza tożsamość – powtarza często.

Formułowana przez Spencera krytyka konserwatyzmu głównego nurtu opiera się na obserwacji, że przez całe dziesięciolecia był on gwarantem liberalnego porządku w Stanach Zjednoczonych i na świecie.

– Twierdzą – mówi on o konserwatystach – że muszą być hiperliberałami, by chronić świat przed faszyzmem, komunizmem i innymi nieliberalnymi zagrożeniami.

Spencer przyznaje, że pierwszą definicją alt‑right był protest przeciw temu, czym stał się konserwatyzm głównego nurtu:

– Kiedy pierwszy raz zacząłem używać pojęcia alt‑right w 2008 roku, termin ten był negatywny w swym założeniu. Była to próba wyjścia poza mainstreamowy konserwatyzm, od George’a W. Busha po neokonserwatystów. Po latach alt‑right wydaje mi się przede wszystkim polityką tożsamościową. Jeśli można by streścić ją w jednym słowie, to słowem tym powinna być „tożsamość”. Zanim zadamy pytania typu: jaką powinniśmy prowadzić politykę zagraniczną lub jaką powinniśmy mieć politykę ekonomiczną, musimy sformułować fundamentalne pytanie: kim jesteśmy?

Prowadzony przez Spencera portal „Radix Journal” (radix znaczy „korzeń”) propaguje idee nacjonalistyczne mocno podlane rasistowskim sosem, często powołując się na neopogańskich twórców europejskiej Nowej Prawicy, szczególnie na Alaina de Benoist i Aleksandra Dugina. Spencer ceni zwłaszcza tego ostatniego – rosyjskiego myśliciela, twórcę tak zwanej czwartej teorii politycznej wyrosłej na gruncie eurazjatyzmu i tradycjonalizmu integralnego, niezwykle popularnego nie tylko w Moskwie, ale również w kręgach prawicowych radykałów na całym świecie.

Spencer uwielbia zresztą wszystko, co rosyjskie. Ponoć używa tylko wody kolońskiej Cologne Russe, która imituje zapach kiedyś stworzony dla rosyjskiej rodziny cesarskiej. Wielokrotnie wypowiadał się publicznie z podziwem o prezydencie Rosji i przedstawiał go jako prawdziwą alternatywę dla neokonserwatywnej czy neoliberalnej polityki.

Żoną Richarda Spencera jest Nona Kuprianowa, urodzona w Związku Radzieckim popularna blogerka, która pod imieniem Nina Byzantina uprawia proputinowską propagandę w internecie. Tak się składa, że jest ona amerykańską tłumaczką dzieł… Aleksandra Dugina. To właśnie dzięki „Radix Journal” i publicystyce Spencera dzieła Dugina kształtują sposób myślenia amerykańskich prawicowców.

 

Rewolucyjna menażeria

Pośród alterprawicowych publicystów znajdziemy neoreakcjonistów, archeofuturystów, zwolenników tak zwanego naukowego rasizmu, propagujących bioróżnorodność ludzką, czyli segregację ras, homoseksualnych antyfeministów, antysemitów i antyislamistów. Są wyznawcy transhumanizmu, czyli sztucznego przyspieszenia ewolucji człowieka, a nawet zwolennicy nowej formy monarchii, czyli rządów superinteligentnej maszyny.

Swoistą ikoną alt‑right jest publicysta Breitbart.com, Milo Yiannopoulos – homoseksualny Brytyjczyk greckiego pochodzenia. Nosi włosy utlenione na biało, kolczyk w uchu, maluje sobie paznokcie i używa pseudonimu Niebezpieczny Pedał. Wydaje masę pieniędzy na modne ciuchy, słucha Chopina i deklaruje, że najgłębszą nienawiść żywi do feministek. Jest najbardziej znanym celebrytą spośród licznej grupy komentatorów, którzy zwalczają mity politycznej poprawności za pomocą błyskotliwych, choć niezwykle wulgarnych, ciętych tekstów i na każdym kroku przekraczają granice etyki dziennikarskiej, manipulując faktami czy posługując się sfabrykowanymi cytatami dla uzasadnienia swoich tez, co stanowiło dotąd sposób działania prasy lewicowej.

W gronie autorów, których prace wpłynęły na poglądy alterprawicy, zdaniem Yiannopoulosa znajdują się przede wszystkim paleokonserwatysta i zwolennik białej świadomości rasowej Samuel Francis oraz postulujący powrót do przedchrześcijańskich mitów tradycjonalista integralny i okultysta Julius Evola, ale również, co szczególnie zaskakujące, antychrześcijański nietzscheanista i ateistyczny krytyk amerykańskiego stylu życia Henry Louis Mecken. Dodać do tego katalogu można by również samego Nietzschego, skoro na autora Tako rzecze Zaratustra powołuje się publicysta „Radix Journal” Keith Preston, by uzasadnić tezę o odpowiedzialności chrześcijaństwa za słabość kultury Zachodu.

 

Czy to jeszcze jest prawica?

To prawda, że prawica nie jest jakimś realnym bytem, a tylko pojęciem relatywnym, oznaczającym miejsce danego podmiotu na politycznej scenie. Ot, zwyczajowe lokowanie się stronnictw politycznych na sali obrad, będące pokłosiem pewnego incydentu, który miał miejsce przed ponad dwoma wiekami w paryskiej sali do gry w piłkę. Jednak biblijne konotacje słów „prawy” i „prawica”, wyjątkowe miejsce, jakie zajmowała prawa strona w kulturach antycznych oraz w cywilizacji chrześcijańskiej Europy pozwalają żywić przekonanie, że nieprzypadkowo stronnictwa najbardziej rewolucyjne znalazły się właśnie na lewej, pośledniejszej stronie sali. W każdym razie od czasów rewolucji antyfrancuskiej „prawica” stała się czymś więcej niż tylko określeniem czysto sytuacyjnym. Stała się pojęciem, z którym wiązał się przede wszystkim opór przed kolejnymi fazami Rewolucji niszczącej cywilizację chrześcijańską oraz obrona tych wszystkich wartości, którym Rewolucja zagraża.

A zatem, jaki jest wspólny mianownik alterprawicy? Antyliberalizm, antyglobalizm, antylewicowość, antyfeminizm. Jeśli pojawia się gdziekolwiek pozytywna platforma ideologiczna, jest nią nacjonalizm, określany dla niepoznaki mianem idei tożsamościowej, oraz pewien konserwatyzm obyczajowy. Jeśli tradycjonalizm, to często powierzchowny lub wręcz fałszywy, sięgający do jakichś zamierzchłych „rodzimych”, czyli pogańskich źródeł religijno‑cywilizacyjnych. Jeśli religijność, to niekoniecznie chrześcijaństwo. Jeśli konserwatyzm obyczajowy, to bardzo wybiórczy – na przykład homoseksualizm nie, ale wolny seks – jak najbardziej; aborcja nie, ale homoseksualizm – proszę bardzo, et caetera. Zdecydowana większość alternatywnej prawicy jest skrajnie demokratyczna, odwołując się do woli ludu jako głosu suwerena, żąda wręcz powrotu do „prawdziwej demokracji”, ukradzionej przez liberalne elity tworzące globalistyczną oligarchię wielkiego biznesu i biurokracji.

Richard Spencer wypowiedział się niedawno na temat przyszłości alt‑right na łamach prowadzonego przez Aleksandra Dugina portalu katehon.com: – Możemy stworzyć ruch, który jest potężny, który jest na ustach mediów, który doprowadza liberałów do szaleństwa, ale do końca nie wiemy obecnie, w jaką stronę będziemy zmierzać w przyszłości. (…) Myślę, że droga, którą przemierzy w następnych dekadach alt‑right, będzie fascynująca.

 

Diabelska alternatywa

Czy więc wciąż możemy mówić o prawicy? Czy raczej to jakaś polityczno‑ideowa hybryda: ruch, który będzie się kształtować i formować w boju? Którego celem jest właśnie droga, a więc zmiana sama w sobie? Znamy już z przeszłości ideologię powstałą jako odpowiedź na wielkie zagrożenie, z którym nie mogła sobie poradzić tradycyjna prawica. Na początku również funkcjonowała ona wyłącznie jako swoisty archipelag idei, który z czasem przybrał postać lig, by wreszcie zorganizować się w zmilitaryzowane partie i sięgnąć po władzę leżącą na bruku w pogrążonych w kryzysie europejskich państwach. Faszyzm i pokrewne mu ruchy również kusiły setki tysięcy młodych ludzi swą nowoczesnością, atrakcyjnością estetyczno‑technologiczną, przedstawiając się jako jedyna prawdziwa alternatywa (sic!) wobec rosnącej potęgi komunizmu. Miliony ludzi przekonały się bardzo szybko, że była to alternatywa iście diabelska.

Czy historia może się powtórzyć, tym razem z alterprawicą w roli głównej? Każde pokolenie ma swoich radykałów, śniących sny o potędze, o ruszaniu z posad bryły świata, o triumfach woli i tym podobnych niebezpiecznych zabawach. W każdym pokoleniu rodzą się chłopcy, którym na dusznych, ciasnych poddaszach rosną skrzydła, w snach maszerujący na czele karnych pułków lub swymi przemowami zagrzewający do boju ludzkie masy tłoczące się na błoniach tak rozległych, że nie widać ich końca. Jednak tylko co pewien czas zyskują oni wpływ na bieg dziejów i wyznaczają im nowe kierunki, niekiedy z pożałowania godnym skutkiem dla tych grup, narodów czy nawet imperiów, którymi przyjdzie im kierować.

Dlaczego więc pokolenie dzisiejszych dwudziesto- i nastolatków – sfeminizowane do granic obrzydliwości pokolenie słabych chłopców wychowywanych przeważnie, przynajmniej na Zachodzie, przez samotne (bo – jako dzieci rewolucji obyczajowej – rozwiedzione) i zgorzkniałe kobiety – nie miałoby stać się kolejną generacją, która dla realizacji swych młodzieńczych marzeń podpali świat?

 

Piotr Doerre

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W 55. NUMERZE MAGAZYNU „POLONIA CHRISTIANA”

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij