Prezydent RP Karol Nawrocki 3 grudnia weźmie udział w spotkaniu prezydentów państw Grupy Wyszehradzkiej w Ostrzyhomie. Pierwotnie, po tym spotkaniu miała odbyć się oficjalna wizyta w Budapeszcie, z której głowa państwa polskiego zrezygnowała. Jako powód podano niedawną wizytę szefa węgierskiego rządu Victora Orbana w Moskwie. Niektórzy analitycy zastanawiają się, czy Grupa Wyszehradzka ma jeszcze przyszłość przed sobą i w jakim kierunku może ewoluować?
Węgrzy winią Kaczyńskiego
Dániel Deme z hungarytoday.hu komentując odmowę złożenia oficjalnej wizyty polskiego przywódcy w Budapeszcie zaznaczył w artykule pod znamiennym tytułem: „Meet the Man Who Cancelled the Orbán-Nawrocki Meeting” [Poznajcie człowieka, który odwołał spotkanie Nawrockiego z Orbanem] z 30 listopada br., że to „nierozważna decyzja” i obarczył winą za nią szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który od tragicznej śmierci swojego brata bliźniaka Lecha Kaczyńskiego „nieustannie rozpowszechnia teorie, że katastrofa była wynikiem podłożenia przez Rosjan ładunków wybuchowych w samolocie, pomimo licznych śledztw, w tym bardzo szczegółowego amerykańskiego, które dowiodły, że przyczyną był błąd pilota”.
Wesprzyj nas już teraz!
Deme pisze, że „decyzja ta nie była zaskoczeniem”, ponieważ relacje między obu krajami są chłodne od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2022 roku. Jednak „słusznie zachowano pewien poziom kultury między obiema stronami, dbając o to, aby skrajnie lewicowy rząd Donalda Tuska nie wykorzystał tego rozdźwięku”.
Domniemane „antyorbanowskie stanowisko pana Kaczyńskiego” wzmocniła węgierska odmowa wsparcia militarnego dla Ukrainy, co przekładało się na „tłumienie współpracy między polską i węgierską prawicą na arenie międzynarodowej”, zaś „typowym gestem wrogości było zaproszenie rumuńskich nacjonalistów (AUR), znanych z ataków na mniejszość węgierską w Rumunii, do grupy Patrioci dla Europy w Parlamencie Europejskim”. Uniemożliwiło to Fideszowi dołączenie do tej frakcji.
Autor komentarza na węgierskim portalu podał więcej przykładów „dłuższego trendu” pogarszających się relacji obu krajów obserwowanego od czasu pełnoskalowego ataku rosyjskiego na Ukrainę. Zwrócił uwagę m.in. na to, że konserwatywny prezydent Polski odwiedził już dziesięć krajów, ale Węgry nie znalazły się w tym gronie. „Nie wspomniał nawet o Węgrzech ani o współpracy między polskimi i węgierskimi konserwatystami. Budapeszt skrupulatnie odnotował ten afront, ale zachowano dyplomatyczny dystans (…)”, by nie wspierać lewicy ani w Polsce, ani tym bardziej na Węgrzech. PiS jest obwiniany za te działania i węgierski publicysta zarzuca Nawrockiemu, że jest niesamodzielnym politykiem, znacznie bardziej uzależnionym od Jarosława Kaczyńskiego niż pierwotnie sądzono. Uderzył nawet w „narrację o prezydenturze opartej na wartościach”, zarzucając polskiemu przywódcy, że spotkał się już wcześniej z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, który zakazał narodowym konserwatystom udziału w wyborach, a także z kanclerzem Niemiec Friedrichem Merzem, czy z „globalistycznym prezydentem Czech, Petrem Pavlem, który obecnie blokuje nominację demokratycznie wybranego premiera Andreja Babiša, uważanego zresztą za polityka suwerenności narodowej, za którego uważa się również pan Nawrocki”.
Węgierski komentator zarzucił PiS i Nawrockiemu, że właśnie wręczyli prezent opozycyjnej Partii Cisa Pétera Magyara. Dodaje, że „reelekcja 76-letniego Jarosława Kaczyńskiego na stanowisko szefa PiS w czerwcu tego roku nie wróży dobrze nie tylko współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej, ale także polskim konserwatystom”. Odmowa spotkania Nawrockiego z Orbanem obecnie „nie tylko służy europejskiej lewicy, ale jest już wykorzystywana do ataków na premiera Viktora Orbana przez węgierską opozycję i jej medialne imperium. Jednak tym, który najgorzej wyjdzie z tej smutnej afery, może być nowy prezydent Polski, sam Nawrocki, który został nakłoniony do zlekceważenia i próby upokorzenia jedynego prawdziwego przyjaciela Polski na arenie międzynarodowej – konserwatywnych Węgier. To wiele mówi o jego braku autonomii jako prezydenta i może podważyć postrzegany autorytet jako międzynarodowego głosu konserwatywnej Polski. Pod tym względem nie różni się on niczym od swojego krajowego wroga, globalistycznych kręgów politycznych Donalda Tuska. Żadne z nich nie może służyć polskiemu interesowi narodowemu, przyłączając się do europejskiej autodestrukcyjnej lewicy w ich antywęgierskiej krucjacie” – ubolewa Deme.
Abstrahując od goryczy wylanej przez węgierskiego komentatora wiernego Orbanowi, kwestią zasadniczą pozostaje to, czy powstała na początku lat 90. Grupa Wyszehradzka ma przyszłość i w jakim kierunku może ewoluować.
Scenariusze ewolucji V4
Amerykański analityk dr James Jay Carafano, ekspert w dziedzinie wyzwań związanych z bezpieczeństwem narodowym i polityką zagraniczną Ameryki, były wiceprezes ds. studiów nad polityką zagraniczną i obronną waszyngtońskiej Fundacji Heritage oraz dyrektor Instytutu Studiów Międzynarodowych im. Kathryn i Shelby Cullom Davis, weteran armii, profesor wizytujący Uniwersytetu Georgetown, West Point itd. uważa, że założona w 1991 r. Grupa Wyszehradzka (V4) będzie tracić wpływ, gdyż zmieniają się interesy i polityka w Europie Środkowej. Jednak – jak zaznaczył w analizie pt. „The V4 and the future of regional action in Europe” [Grupa Wyszehradzka i przyszłość działań regionalnych w Europie] zamieszczonej 28 listopada na stronie gisreportsonline.com – szkoda by było, gdyby ten format został rozwiązany.
V4 tworzą Polska, Węgry, Czechy i Słowacja. Była to jedna z pierwszych regionalnych platform współpracy powstałych po rozpadzie Związku Sowieckiego, która miała służyć realizacji wspólnych interesów poza formalnymi strukturami międzynarodowymi.
Chociaż, zdaniem Carafano, nieformalne partnerstwa międzynarodowe zyskują obecnie na znaczeniu, to jednak, jeśli chodzi o Grupę Wyszehradzką, w ciągu ostatnich czterech lat ujawniły się w niej wyraźne różnice polityczne, doprowadzając do faktycznego zaniku formatu V4.
Wynika to po części z zacieśniania relacji dwustronnych Polski z Czechami i Węgier ze Słowacją. Co prawda, wszystkie cztery państwa popierają zobowiązanie NATO do przeznaczania 5% PKB na obronę i wszystkie w jakimś stopniu udzieliły poparcia Ukrainie, jednak Słowacja i Węgry bagatelizują zagrożenie rosyjskie dla Europy i sprzeciwiają się zakazowi importu rosyjskich surowców energetycznych.
„Zarówno Budapeszt, jak i Bratysława sprzeciwiają się głębszej integracji politycznej w ramach UE (zwłaszcza w kwestiach takich jak imigracja i granice) i oburza je polityka Brukseli, karząca ich rządy za brak posłuszeństwa oraz próby zdławienia krajowej opozycji politycznej. Populistyczna polityka Słowacji i Węgier może być niepopularna w innych częściach Europy, ale znajduje silny oddźwięk wśród wyborców w kraju i przyczyniła się do utrzymania poparcia dla obu rządów. Stanowiska te wyraźnie kontrastują z obecnymi rządami w Polsce i Czechach, co znacznie nadwyrężyło zaangażowanie polityczne na wysokim szczeblu. W rzeczywistości, obecnie kraje V4 praktycznie nie mają wspólnego stanowiska w kluczowych kwestiach polityki zagranicznej i UE” – uważa analityk.
Carafano wskazał, że inicjatywa polskiego rządu z 2024 r., który objął prezydencję w V4, wzywając do powrotu do pierwotnych wartości współpracy: wolności, praw człowieka, praworządności, integracji europejskiej i bezpieczeństwa, okazała się fiaskiem. Rząd w Warszawie w zasadzie zniechęcał kraje V4 do współpracy.
Państwa te ściśle współdziałały, gdy zmierzały do realizacji tożsamych celów związanych z uzyskaniem członkostwa w UE i NATO. Obecnie V4 ogranicza się do podtrzymywania programów wymiany kulturowej i edukacyjnej. Chociaż zarówno prezydent Polski Karol Nawrocki, jak i liderzy zwycięskiej partii ANO w Czechach mówili o potrzebie ożywienia grupy V4.
Carafano uważa, że likwidacja tego formatu byłaby „wstydem”. Poza tym, chociaż „rządy w Budapeszcie i Bratysławie chcą priorytetowo traktować normalizację stosunków z Moskwą, żaden z nich nie chce, aby Rosja odgrywała bardziej dominującą rolę geopolityczną w ich sąsiedztwie, ani nie sprzeciwia się wzmocnieniu konwencjonalnej struktury odstraszania NATO”.
I nawet rosyjskie działania zmierzające do skłócenia państw Grupy Wyszehradzkiej nie są największym zagrożeniem dla niej, lecz polityka chińska.
Pekin zabiega o większe wpływy w regionie Europy Środkowej, faworyzując stosunki dwustronne. Budapeszt „nie przejmuje się strategicznymi zależnościami od Pekinu, podczas gdy Czesi należą do najgłośniejszych europejskich krytyków polityki Pekinu. Ta luka stwarza podatność regionu na zagrożenia, które mogłyby zostać skuteczniej rozwiązane dzięki wspólnemu stanowisku V4” – wskazuje Amerykanin.
Z jego punktu widzenia można by wykorzystać grupę V4 także do stworzenie lepszych połączeń infrastrukturalnych z szerszą wspólnotą transatlantycką. Ponadto, w obliczu osiągnięcia „szczytu korzyści płynących z integracji z UE” państwa V4 powinny być zainteresowane ściślejszą współpracą gospodarczą w związku z zaostrzającą się konkurencją. Bez tej współpracy region znajdzie się w niekorzystnej sytuacji.
Cafarano kreśli kilka scenariuszy rozwoju V4. Mało prawdopodobny zakłada zbliżenie geopolityczne krajów Grupy Wyszehradzkiej. Dlaczego jest to mało prawdopodobne? Analityk sugeruje, że we wszystkich krajach musiałaby nastąpić daleko idąca reorganizacja sceny politycznej, a ponadto „zarówno Rosja, jak i Chiny będą nadal wywierać wpływ, próbując siać podziały w Europie Środkowej”. Jest również mało prawdopodobne, aby Stany Zjednoczone bardziej zaangażowały się w umacnianie tego formatu. Amerykanie, podobnie jak Chińczycy, preferują stosunki dwustronne.
Scenariusz prawdopodobny zakłada, że Polska skoncentruje swoje zaangażowanie na krajach bałtyckich i nordyckich. Carafano sugeruje – a to rzeczywiście obserwuje się w polityce obecnego prezydenta Polski – priorytetowe traktowanie działań minilateralnych mających na celu rozszerzenie współpracy z państwami bałtyckimi i nordyckimi oraz konsolidację bezpieczeństwa i powiązań gospodarczych północnej flanki NATO z Europą Środkową.
Inny prawdopodobny scenariusz zakłada, że „szersze podejście środkowoeuropejskie przeważy nad węższym podejściem V4”. Analityk wskazuje na zacieśnienie współpracy Polski, Czech, Niemiec i Rumunii. Impulsem do niej ma być budowa zakładu TSMC w Dreźnie. Mógłby powstać europejski „trójkąt chipów”, łączący „niemieckie moce produkcyjne z czeskim sektorem projektowania technologicznego oraz polskim przemysłem gazowym, chemicznym, testowym i opakowaniowym”. Autor sugeruje, że mogą być budowane ściślejsze połączenia gospodarcze, cyfrowe i energetyczne grupy V4 z Rumunią i Niemczami. Budapeszt miałby odgrywać w tej grupie coraz ważniejszą rolę.
Jednak „być może najbardziej obiecującym formatem minilateralnym dla V4 mogłaby być Inicjatywa Trójmorza (3SI), która ma na celu połączenie infrastruktury, energii i łączności cyfrowej od dalekiej północy, przez Europę Środkową i Morze Czarne, po Morze Śródziemne. Jest to inicjatywa, która mogłaby odegrać kluczową rolę w odbudowie Ukrainy i dalszej integracji Mołdawii z Zachodem. Mimo to, zrewitalizowana inicjatywa 3SI będzie wymagała proaktywnego przywództwa ze strony obecnego kraju sprawującego prezydencję, Chorwacji, a także bardziej entuzjastycznego wsparcia ze strony Polski oraz partnerstwa ze Stanami Zjednoczonymi i Niemcami” – sugeruje amerykański analityk związany obecnie z Heritage Foundation.
Jak odbudować siłę V4?
Rob Cameron z „Deutsche Welle” wskazuje, że „Prezydent Polski Karol Nawrocki chce „odbudować siłę” Grupy Wyszehradzkiej. Ale skoro Czechy, Węgry, Polska i Słowacja są tak podzielone w kwestii Ukrainy, jak prawdopodobne jest takie odrodzenie?” – zadaje pytanie.
Nawiązując do wizyty Nawrockiego na Zamku Praskim, gdzie prezydent RP był witany z pełnymi honorami wojskowymi przed rozmowami ze swoim czeskim odpowiednikiem, Petrem Pavlem, komentator niemieckiego medium zauważył, że „była to pierwsza wizyta Nawrockiego w Pradze od czasu jego wyboru w czerwcu i miała miejsce niecały tydzień przed szczytem prezydentów tzw. Grupy Wyszehradzkiej (…)”.
Chociaż obaj przywódcy podkreślili, że są zgodni w większości kwestii, w tym w sprawie wojny na Ukrainie, to jednak istnieją „poważne przeszkody w zacieśnianiu współpracy w Europie Środkowej”.
Niemiecki komentator wskazuje, że sam prezydent Nawrocki wykazał zainteresowanie „odbudową siły” Grupy Wyszehradzkiej. W czerwcu mówił o „odbudowie zaufania i intensyfikacji dialogu w Wyszehradzie”, podkreślając „wspólne wartości, bliskość kulturową i więzi historyczne”, jako „fundament, na którym możemy budować”.
Potwierdza to, co inni komentatorzy, że V4 straciła na znaczeniu w ostatnich latach, chociaż „Grupa Wyszehradzka była u szczytu potęgi podczas kryzysu migracyjnego dekadę temu, kiedy czterech jej premierów sprzeciwiło się staraniom UE o wprowadzenie obowiązkowego systemu kwotowego w celu redystrybucji osób ubiegających się o azyl w całym bloku”.
Niestety, inwazja rosyjska na Ukrainę miała „położyć kres tej współpracy, przynajmniej na poziomie międzyrządowym”. O ile Polska i Czechy chcą się uwolnić spod kontroli Moskwy nad dostawami energii, o tyle premierzy Słowacji i Węgier „niechętnie zakręcają kurki, jeśli chodzi o rosyjską ropę i gaz, a gdy temat schodzi na Ukrainę, często sprawiają wrażenie, jakby czytali z maszynopisów pisanych na Kremlu”.
Niemiecki komentator wskazuje, że „na szczeblu premierów Wyszehrad pozostaje uśpiony”.
Pewne nadzieje z ożywieniem V4 mieli Węgrzy i Słowacy po zwycięstwie Andreja Babiša w czeskich wyborach parlamentarnych.
Cameron pytał analityka Milana Niča z Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych o to, czy Grupa Wyszehradzka się odrodzi. W opinii Niča , odrodzi się ona na razie jako Trójka Wyszehradzka, przynajmniej na szczeblu międzyrządowym. „Będzie większa koordynacja w ramach Grupy Wyszehradzkiej na poziomie UE, między premierami przed szczytami UE, ale będzie ona bardzo tematyczna i nierówna” – mówił. Analityk dodał, że „Polska nie będzie w niej uczestniczyć, dopóki premierem będzie Donald Tusk”. Nie spodziewa się także, by Andrej Babiš stał się „wiarygodnym członkiem suwerennego, antybrukselskiego sojuszu w Radzie Europejskiej”. „Babiš będzie oportunistyczny”. „Rozumie on relatywną wielkość i znaczenie Polski oraz relatywną izolację Orbána. Będzie próbował wskoczyć na jego platformę, gdy będzie to przydatne, ale – podobnie jak Fico – będzie ostrożnie unikał bezpośredniego starcia z Komisją Europejską” – wyjaśnił współpracownik niemieckiego think tanku.
Martin Ehl, główny analityk czeskiego dziennika finansowego „Hospodarske noviny” uważa, że Polska mogłaby odegrać większą rolę w ożywieniu grupy V4, ale zwycięży geopolityka i nasz kraj bardziej zacieśni współpracę z państwami bałtyckimi.
Czy prezydent Karol Nawrocki, który udaje się na spotkanie prezydentów V4 na Węgrzech 3 grudnia podejmie konkretne działania, które miałyby prowadzić do ożywienia współpracy w ramach tego formatu, czy raczej złoży jedynie kurtuazyjną wizytę, by podtrzymywać więzi kulturowe, okaże się już niebawem.
Izraelskie ambicje
Warto pamiętać, że niegdyś swoje plany względem V4 miały władze Izraela. W lipcu 2017 r. w Budapeszcie podczas spotkania za zamkniętymi drzwiami przywódców rządów państw Grupy Wyszehradzkiej premier Benjamin Netanjahu, nie zdając sobie sprawy, że mówi przy włączonym mikrofonie, poprosił kraje Grupy Wyszehradzkiej, by pomogły w poprawie stosunków Izraela z UE.
Netanjahu narzekał na „szalony” pomysł Brukseli, która uzależniła zacieśnienie więzi handlowych od rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego. – Unia Europejska jest jedynym stowarzyszeniem państw na świecie, które uzależnia stosunki z Izraelem – produkującym technologię we wszystkich dziedzinach – od warunków politycznych. Jedynym. Nikt inny tego nie robi – mówił Netanjahu, przypominając, że interesy z Izraelem chcą robić Rosja, Chiny i Indie.
Premier poprosił też przywódców V4 o wsparcie w Brukseli. – Gdybyście wy, jako Grupa Wyszehradzka, mogli zacząć przedstawiać tę koncepcję, myślę, że to byłoby (…) korzystne dla was, ale myślę, że w istocie byłoby też korzystne dla całej Europy – zaznaczył Netanjahu, cytowany przez agencję Reutera, która dotarła do nagrania. I dodał: – Jesteśmy częścią europejskiej cywilizacji. Jeśli spojrzeć na Bliski Wschód, Europa kończy się w Izraelu.
Według szefa rządu w Tel Awiwie, w postępowaniu UE brak logiki. – Europa podkopuje swoje bezpieczeństwo przez podkopywanie Izraela. Podkopuje swój postęp, bo nie chce kontaktu z izraelskimi innowacjami z powodu szalonej próby tworzenia warunków (do zawarcia pokoju z Palestyńczykami) – stwierdził. Według niego stosunki Europy z Izraelem przesądzą o tym, czy UE będzie „istnieć i kwitnąć, czy też zwiędnie i zniknie”.
Na konferencji prasowej po spotkaniu z premierami Grupy Wyszehradzkiej, Netanjahu oświadczył, że nadszedł czas, by zredefiniować stosunki między Izraelem a Unią Europejską, i podkreślił, że Izrael to „jedyna demokracja na Bliskim Wschodzie, jedyne miejsce, gdzie chrześcijanie są bezpieczni”.
Ze swej strony premier Węgier Viktor Orban zaznaczył, że UE powinna docenić wysiłki Izraela podejmowane w celu zapewnienia bezpieczeństwa w regionie. Zaapelował też o większą racjonalność w stosunkach między Unią a Tel Awiwem.
Budapeszt sprzyjał interesom żydowskiej „prawicy”, goszcząc wpływowych działaczy lobby żydowskiego z USA – AIPAC (Amerykańsko-Izraelski Komitet Spraw Publicznych). To największe proizraelskie lobby w Ameryce, które – jak zasugerowali niegdyś John Mearsheimer i Stephen Walt w książce „The Israel Lobby and American Foreign Policy” – ma popychać Stany Zjednoczone do działań sprzecznych z ich własnymi interesami.
Jednak, nawet Netanjahu zmienił swoje zdanie na temat roli V4 i nowa ekipa rządząca w 2021 r. bardziej skoncentrowała się na zacieśnianiu relacji z Francją i Niemcami.
Z pewnością należałoby głębiej przyjrzeć się możliwościom, szansom i przeszkodom, jakie stoją na drodze do ożywienia formatu Grupy Wyszehradzkiej w obecnie szybko zmieniającej się sytuacji międzynarodowej i prób centralizacji władzy w UE oraz rozgrywania państw Europy Środkowej przez duże i regionalne mocarstwa. Ma to znacznie, zwłaszcza w kontekście ambicji gospodarczych Polski, by być hubem logistycznym Europy.
Agnieszka Stelmach