Kolektory słoneczne, fotoogniwa, pompy ciepła, wentylacja z odzyskiem ciepła czy biogazownie? Można by pomyśleć, że zastosowanie większości z tych rozwiązań w polskich domach to pieśń przyszłości. Okazuje się jednak, że wcale nie tak odległej. Nowoczesność wkroczy do polskich domów zadekretowana odgórnie, czyli zarządzeniem ministra gospodarki. Już za trzy lata rozwiązania, które jak dotąd dotyczyły tylko osób z fantazją i nadmiarem pieniędzy, będą obowiązkowe we wszystkich budynkach, czy to nowo budowanych czy też remontowanych. Niestety znacznie podniesie to koszty wybudowania nieruchomości, co zapewne nie ucieszy tych, którzy noszą się z zamiarem kupna w najbliższych latach…
Według Janusza Adamczyka z Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa, w Polsce są niezłe warunki do pozyskiwania energii słonecznej, uważa jednak, że do każdego domu należy szczegółowo dostosować rodzaj źródła. To z pewnością potwierdzą ci, którzy zainstalowali sobie np. kolektor słoneczny, który z wyżej wymienionych urządzeń, w Polsce cieszy się największą popularnością.
Wesprzyj nas już teraz!
Wszystko byłoby nieźle, gdyby nie odgórny obowiązek montowania takich urządzeń przez inwestorów. Wzrosną bowiem koszty budowy obiektów, choć ma to przynieść również oszczędności. Nie będą one powalające, ale zawsze jakieś. Według Instytutu Energii Odnawialnej dla czteroosobowej rodziny mieszkającej na powierzchni 100 mkw. koszty instalacji na dachu 6 mkw. paneli słonecznych wyniosą ok. 12 – 15 tys. zł. Dzięki temu rodzina może liczyć nawet na 70% własnego zaopatrzenia w ciepłą wodę, oraz zmniejszenie rachunków o kilkanaście do kilkudziesięciu złotych miesięcznie. Przy obecnych cenach prądu oszczędności nie są wielkie, ale ceny energii rosną i będą rosnąć, a wraz z nimi oszczędności. Mniejsze oszczędności będą przy centralnym ogrzewaniu – ok 25%. Zwrot tego rodzaju inwestycji może potrwać 5-10 lat.
W Polsce najpopularniejsze są kolektory słoneczne, co zapewne wynika stąd, że można je nabyć taniej o 65% w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska. W ostatnich 2 latach koszty poniesione przez tę instytucję wyniosły ponad 250 mln. zł., zainstalowano 900 tys. mkw paneli. Pompy cieplne, turbiny wiatrowe, czy młyny wodne na razie nie mogą liczyć na takie wsparcie NFOŚ. Powyższa instytucja planuje jednak w przyszłym roku dofinansować budowę domów energooszczędnych posiadających własne alternatywne źródła energii. Wsparcie ma wynieść od 10 do 40 tys. A o tym, kto otrzyma dofinansowanie zadecyduje zatrudniona przez NFOŚ firma, która oceni projekty. Za 300 mln. jakimi dysponuje fundusz, można zbudować 16 tys. takich mieszkań.
Pozostaje pytanie, kto na tym najbardziej skorzysta? Oczywiście producenci i sprzedawcy tego rodzaju urządzeń. Jak dotąd inwestorzy czy deweloperzy nie palili się do stosowania takich technicznych nowinek ze względu na niskie korzyści i przede wszystkim wysokie koszty. Ci ostatni raczej nie muszą się obawiać na brak popytu na nowo wybudowane domy. Wszak niezależnie od poniesionych przez nich kosztów, ci którzy będą chcieli nabyć dom nie będą mieli wyboru między takim, który ma zamontowane podobne urządzenia czy też nie. Kupią takie jakie będą i zapłacą taką cenę, jaką ustalą deweloperzy. Problem w tym, że znowu za pomysł ministerstwa gospodarki zapłacą obywatele i to nie tylko ci, którzy będą kupować domy, ale także podatnicy. Wszak dotacje z NFOŚ-u to nic innego jak pieniądze z naszych podatków.
Iwona Sztąberek
Źródło: www.forsal.pl