10 stycznia 2024

Pozbywanie się niewygodnych osób w naszym coraz bardziej cyfrowym świecie dokonuje się coraz częściej poprzez stosowanie metod przypominających wyciągnięcie wtyczki zasilania bądź zablokowanie korporacyjnej karty.

Mogli się o tym w ostatnim czasie przekonać m.in. posłowie Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, którym marszałek Hołownia zablokował sejmowe karty do głosowania. Choć podstawowym dokumentem prawnym w Polsce pozostaje teoretycznie wciąż konstytucja, która rozgranicza kompetencje poszczególnych władz, w praktyce okazało się, że nadzwyczaj skutecznym argumentem w całym sporze dysponuje ten, kto kontroluje system informatyczny regulujący pracę Sejmu.

Wyłączyć przeciwnika

Wesprzyj nas już teraz!

Po bardzo podobny środek nowa władza sięgnęła także przy okazji siłowego przejęcia kontroli nad mediami publicznymi. Mimo iż operację wymiany kadr przeprowadzono przy pomocy wynajętych ochroniarzy i prawników, którzy w biały dzień wdzierali się do biur, ostatecznie o skuteczności całej akcji zadecydowała dezaktywacja pracowniczych kart dokonana przy udziale części pracowników. Mimo iż w biurowcach Telewizji Polskiej znajdowało się początkowo proporcjonalnie więcej zwolenników ustępującej władzy, nowi administratorzy mieli po swojej stronie elektroniczny system zarządzania całym budynkiem. Dzięki temu obóz „uśmiechniętej Polski” skutecznie zminimalizował sobie wizerunkowe straty, które z pewnością poniósłby, gdyby musiał siłowo usuwać swoich przeciwników z setek pomieszczeń w blasku fleszy.

Dokonująca się ze szczególnym rozmachem od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku rewolucja informatyczna miała wynieść ludzkość na wyżyny rozwoju i uczynić świat lepszym niż kiedykolwiek. W praktyce okazuje się, że udostępnione przez nią narzędzia pozwalają na niezwykle brutalną i skuteczną rozprawę z wszystkimi, których uzna się za wrogów. Jeszcze w XX wieku nadużywające swoich kompetencji władze sięgały po stały repertuar zastraszania opozycji, w którego skład wchodziły pobicia, aresztowania czy wręcz morderstwa. W obecnym stuleciu wciąż sięga się po te środki, ale coraz częściej na pierwszy plan wychodzą metody polegające na odcinaniu dostępu od różnego rodzaju zasobów przy pomocy narzędzi cyfrowych i elektronicznych. Dzięki temu widzowie na ekranach nie zobaczą krwi ani fizycznego ataku, a skutek polityczny pozostaje taki sam jak przy zastosowaniu tradycyjnych metod walki.

Korpo-covid

Jeżeli ktokolwiek do tej pory żył w błogim przeświadczeniu, że wielcy tego świata nie żywią względem zwykłego Kowalskiego żadnych złych zamiarów, to doświadczenie tzw. pandemii koronawirusa musiało go brutalnie wyrwać z dogmatycznej drzemki. Reprezentujący interesy wielkich korporacji szef Światowego Forum Ekonomicznego objawił zresztą całemu światu w szeregu wystąpień wprost, że oto nadeszła nowa epoka, w której ludzkość musi podporządkować się wytycznym tzw. czwartej rewolucji przemysłowej i Wielkiego Resetu. I nawet jeśli zdecydowana większość społeczeństwa wyparła ze świadomości ten komunikat to w latach 2020-2023 chcąc nie chcąc wzięła udział w pilotażowym projekcie przekształcenia całego świata w korporacyjne laboratorium.

W tym specyficznym laboratorium dość szybko na pierwszy plan wypłynęła kwestia tzw. paszportów covidowych, które pełniły de facto rolę prototypowych kart korporacyjnych dla całego społeczeństwa. Każdy kto miał tę (nie)przyjemność poznać, czym jest praca w firmie funkcjonującej zgodnie z kanonami nowoczesnego ładu korporacyjnego wie doskonale, że wisząca na jego szyi „smycz” z kartą wyposażoną w elektroniczny chip ma w sobie coś z obroży zakładanej niegdyś niewolnikom na szyję. Posłuszny korpoludek nie musi mieć nawet nad sobą krzyczącego kierownika, gdyż do pracy dyscyplinuje go zliczający godziny pracy i śledzący jego poczynania system oprogramowania. Najwyższą formą kary w tym systemie jest zaś odmowa dostępu pracy i zarobków poprzez zablokowanie wejścia do biura.

Nie ma ani cienia przypadku w tym, że krajem, który osiągnął największe „sukcesy” w dziedzinie cyfrowej kontroli są rządzone przez komunistów Chiny. W czasie zeszłorocznych zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie organizatorzy zaprezentowali specjalną aplikację My2022, bez której żaden sportowiec czy dziennikarz nie był w stanie nawet skorzystać z toalety. W specjalnie zaprojektowanej wiosce olimpijskiej, oczywiście pod pretekstem walki z pandemią, przygotowano nawet specjalne łóżka stale monitorujące wszelkie zdrowotne parametry oraz mogące uchwycić tzw. „podpis ciała”. Chińczycy znają tego rodzaju środki bardzo dobrze, ponieważ na co dzień są poddani szczegółowej inwigilacji przez wszechobecny system Skynet, bazujący na ogromnej sieci kamer, czujników, dronów i innych urządzeń. Aby obywatel mógł załadować swoje auto elektryczne potrzebuje według nowych wytycznych aż 550 punktów społecznych. Te zaś może łatwo stracić m.in. zamieszczając nieodpowiednie treści w Internecie lub krytykując władze.

Mimo iż obecnie większości z nas trudno sobie wyobrazić tego rodzaju totalitarny system funkcjonujący w naszych realiach w świecie zachodnim bardzo wiele wpływowych osób chciałoby go skopiować i wdrożyć na lewicowo-liberalną modłę. Podczas gdy w Chinach obywateli zmusza się w ten sposób m.in. do odwiedzania starych rodziców, spłacania kredytów o czasie, czy też przestrzegania przepisów drogowych, zachodniej lewicy marzy się, aby system cyfrowej kontroli zaprząc do walki z konserwatywnymi poglądami, czy też religią jako taką. W tym celu prowadzona jest właśnie ofensywa na rzecz uruchomienia tzw. europejskiego portfela tożsamości cyfrowej, który pod pretekstem ułatwienia kontaktów z administracją państwa oraz usprawnienia systemu płatności mógłby doprowadzić do przejęcia przez rządzących niebezpiecznie dużej władzy nad użytkownikami cyfrowej sieci. Jako usprawiedliwienie dla tego rodzaju projektów podaje się niezmiennie chęć podjęcia skutecznej walki z „hejtem” i „spiskowymi teoriami”, które mają rzekomo zagrażać jedynej słusznej prawdzie na temat globalnego ocieplenia, polityki pandemicznej, czy też środowisk LGBT.

Płatniczy despotyzm

Namiastkę tego, co być może czeka nas niebawem w świecie zachodnim mogliśmy zobaczyć przed dwoma laty w czasie protestów kierowców ciężarówek w Kanadzie. Gdy bunt wkroczył w decydującą fazę i wydawało się nawet, że władza będzie musiała pójść na pewne ustępstwa, rząd Justina Trudeau całkowicie bezprawnie zablokował uczestnikom protestów konta bankowe. Najbardziej zatrważające było jednak to, że przeciwko takiemu działaniu nie zaprotestował niemal żaden inny rząd na świecie, co pozwala zakładać, że wśród rządzących na całym globie panuje przynajmniej ciche przyzwolenie na tego rodzaju praktyki (jeśli nie wręcz fascynacja nimi).

Nie jest dziełem przypadku to, że tak ważnym elementem tzw. zielonej transformacji są  ogromne nakłady na cyfryzację, gdyż postulaty doprowadzenia zeroemisyjności do 2050 roku będą wymagały stłumienia jeszcze bardzo wielu protestów społecznych w bardzo dyskretny sposób. Już obecne protesty rolników w Niemczech pokazują, jakie potrafią być efekty nieustannego dokręcania zielonej śruby. Gdy zielona rewolucja wkroczy w etap wywłaszczania posiadaczy wysokoemisyjnych budynków, pozbawiania prawa do przemieszczania się właścicieli aut spalinowych, czy też całkowitego zakazu spożywania mięsa, konieczne będzie zablokowanie wielu użytkowników społecznego systemu. A gdy już społeczeństwo przeprowadzi się do sterowanych cyfrowo zeroemisyjnych domów, zasiądzie za kierownicami elektrycznych aut i przejdzie na cyfrowo zarządzaną dietę, będzie je można wygodnie dyscyplinować, blokując dostęp do ładowarek, aplikacji, a nawet własnych nieruchomości.

Najbardziej niebezpieczna sytuacja pojawia się w momencie, gdy władza skupia cyfrowe kompetencje w jednym centrum decyzyjnym. To właśnie dlatego tak bardzo niebezpiecznym pomysłem są tzw. CBDC, czyli waluty cyfrowe banków centralnych. Ich istotą jest spięcie całego systemu finansowego w jedną bazę danych. Obecny system finansowy i monetarny jest niezwykle ułomny i generuje mnóstwo zagrożeń dla naszej własności oraz wolności, ale przynajmniej jego podstawą jest cyfrowa decentralizacja. Zachodnie systemy płatnościowe są wciąż mniej sprawne niż chińskie właśnie dlatego, że większy zakres wolności w krajach naszego kręgu cywilizacyjnego przekłada się na większe zróżnicowanie i podział kompetencji w transakcjach. W modelu chińskim realny decydent jest tylko jeden i choć dzięki temu płatności dokonywane są w mgnieniu oka, ukrytą ceną, którą płaci całe społeczeństwo jest jego wolność.

Nowa władza

Uczniów już na poziomie szkoły podstawowej naucza się obecnie, że fundamentem nowoczesnego państwa powinien być trójpodział władzy. Jak pokazują ostatnie wydarzenia podział ten bywa bardzo często iluzoryczny. Szczególnie ważnym obszarem władzy staje się bowiem  kontrola cyfrowa, która wykracza poza wszelkie dotychczasowe schematy. Dotyczy to zarówno Big Techu, który okazuje się silniejszy niż poszczególne państwa, jak też i rządów poszczególnych państw, które w oparciu o nowoczesne rozwiązania technologiczne uzurpują sobie kompetencje daleko wykraczające poza te zapisane w którejkolwiek konstytucji. Realną władzę posiada współcześnie ten, kto jest w stanie wyciągnąć nam wtyczkę, dezaktywować kartę dostępu, wprowadzić blokadę na koncie, wyłączyć mikrofon, czy też nałożyć zwykłego „bana”.

Rządzący – ci oficjalni, jak i ci nie ujęci w żadnych oficjalnych aktach prawnych – coraz częściej wcielają się w rolę oddających się rozrywce gry w komputerową symulację społeczeństwa. Podpinanie kolejnych obszarów rzeczywistości pod cyfrowy nadzór sprawia niestety, że tego rodzaju symulacja staje się dla nich coraz bardziej wciągająca. Powrót do czasów, w których nie było jeszcze nowoczesnych narzędzi technologicznych nie jest już raczej możliwy, ale można za to przynajmniej stawiać opór wszelkim próbom ścisłego podporządkowania naszego życia cyfrowym centralnym planistom. O ile ci wcześniej nie wyłączą nam możliwości swobodnej komunikacji w Internecie i nie zablokują dostępu do naszych bankowych kont…

Jakub Wozinski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij