Media publiczne mają, wedle założeń, do spełnienia ważne zadanie. Kryje się ono pod tajemniczym słowem „misyjność”. A to nie tylko realizacja wartościowych kulturowo, ale rynkowo „mało popularnych” projektów. To także dbałość o pluralizm w debacie publicznej. I to jest właśnie ten szczegół rozróżniający medium publiczne od rządowego czy upolitycznionego.
Przy okazji kolejnych pomysłów na temat finansowania mediów publicznych jedno pozostawało niezmienne – łożyć na nie mają podatnicy. A jako że ów sponsor jest „szeroki”, to i medium winno zapewniać szeroki dostęp do informacji oraz otwierać możliwość debaty tym, co nie są w stanie przebić się przez polityczną poprawność danego nadawcy.
To, że prywatny nadawca ma swoje priorytety nikogo dziwić nie może. Działa na własny rachunek i na własną odpowiedzialność. Widz oceni i dokona wyboru. Niestety, w przypadku mediów publicznych zostaliśmy przyzwyczajeni, że stanowią one trybunę nade wszystko dla działań rządu oraz nurtów, które „opłaca się” aktualnie promować z uwagi na sytuację polityczną kraju. Problem równości dostępu do publicznego medium nieustannie zgłaszają politycy mniejszych partii – co ciekawe, także koalicyjnych. A gdy wspomnimy utarczki o „czas antenowy” kandydatów z ostatnich wyborów prezydenckich, otrzymujemy obraz współczesnego rozumienia słowa „publiczne”.
Wesprzyj nas już teraz!
Czy w tak działającym modelu jest miejsce na misję? Szczęśliwie wciąż jest kilka programów, które można kwalifikować jako ostoję owej misyjności mediów publicznych. Bezwzględnie należy do nich „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego. Niestety program ten, a raczej twórca, skazany jest na nieustanną krytykę. Za co? Ano za podejmowanie tematów niewygodnych. I dziwnym trafem zazwyczaj chodzi tu o konflikt interesów politycznych.
Tymczasem wkład Jana Pospieszalskiego w budowanie wizerunku TVP jako medium uwolnionego od uwikłań politycznych jest nieprzeceniony. To w jego programie możemy usłyszeć niepopularne głosy, które jednak zazwyczaj wyrażają poglądy sporej części opinii publicznej. Nie mówimy tu o poglądach skrajnych, ocierających się o granicę prawa, ale o takich, które politycy wolą przemilczać bo są z jakichś przyczyn niewygodne. Tak drzewiej bywało z ochroną życia nienarodzonego. Dzisiaj tematem na cenzurowanym jest koronawirus.
Jan Pospieszalski zaprosił do swojego programu poważnych ekspertów. Był to dr Zbigniew Hałat, epidemiolog i były wiceminister zdrowia, dr Zbigniew Martyka, ordynator oddziału zakaźnego w szpitalu w Dąbrowie Tarnowskiej, prof. Ryszard Rutkowski, alergolog, prawnik Piotr Schramm oraz publicysta Tomasz Wróblewski z Warsaw Enterprise Institute. Program zaś traktował o walce z epidemią Covid-19. Tyle, że nie padły tam tezy o słuszności stosowania od roku – z różną siłą – kolejnych lockdownów, ale ważne pytania o straty związane z takim modelem walki z wirusem.
W ruch poszły statystyki dotyczące zdrowia Polaków, informacje na temat kondycji finansowej zamykanych przedsiębiorców. Była też mowa o środowiskowym szkalowaniu medyków, którzy ośmielają się mówić, że ludzie mają też inne problemy zdrowotne niż COVID-19 i – o zgrozo – brak leczenia jest przyczyną wielu dramatów. – Czy o sposobach radzenia sobie z covidową pandemią można otwarcie dyskutować? Czy stawianie tylko na powszechne szczepienia to jedyna bezpieczna strategia? – pytał Pospieszalski.
Gospodarz „Warto rozmawiać” szybko otrzymał odpowiedź od poseł Joanny Lichockiej, która wszczęła alarm wskazując, że „w TVP nadawany jest program atakujący walkę z epidemią, podważający politykę rządu w tej sprawie, podważający noszenie maseczek itp.” Polityczne zacietrzewienie i myślenie polityka, że publiczne = rządowe nie jest niczym nowym. Ale gdy głos taki pada ze strony osoby mającej doświadczenie w pracy w mediach, żywo zainteresowanej tematem mediów (członkostwo w Radzie Mediów Narodowych)… na plecach pojawiają się ciarki. Oto dziennikarka związana w swojej karierze z wieloma mediami – jak się wydaje – ma ochotę na dyktowanie tego, jakie tematy mogą pojawiać się w mediach publicznych…
W czasie epidemii TVP może w koło wałkować informacje o sukcesach rządu na polu walki z koronawirusem, może pokazywać kolejnych zaszczepionych, ozdrowieńców, kolejne szpitale tymczasowe i powtarzać zapewnienia ministrów o tym, że narodowa walka z wirusem wygląda bardzo dobrze, a wkrótce będzie wyglądać doskonale. Może. Tylko czy ktoś zechce oglądać takie medium? Być może rok temu wiele osób jak świeżego powietrza potrzebowało informacji, że oto wirus już nam nie zagraża, że jest opanowany i wiemy jak z nim walczyć. Ten czas minął.
Miniony rok wzbogacił nas o wiele doświadczeń. Wielu medyków i ekspertów, którzy w marcu 2020 sugerowali inny niż rządowy tryb działania, polegało na swej wielkiej praktyce, ale nie z COVID-19. Dziś ich spostrzeżenia i ostrzeżenia znajdują potwierdzenie w praktyce. Choćby dlatego warto z nimi rozmawiać. Nawet jeśli pokazaliby zupełnie inną drogę niż ta preferowana przez rząd. Rzeczowa dyskusja, wysłuchanie poważnych (ale odmiennych) głosów eksperckich, jest okazaniem „minimum przyzwoitości”. I ową przyzwoitością wykazał się na publicznej antenie (a więc i na jej „misyjne” konto) – po raz kolejny zresztą (i brawo!) – Jan Pospieszalski. I za to należą mu się podziękowania!
Marcin Austyn