„Skoro władze resortu edukacji eksperymentują w kwestii polszczyzny, dokonując gwałtu na języku, to nie miejmy złudzeń – nie cofną się przed rewolucją w obszarze nauczania historii, seksualności i wychowania”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Jan Pospieszalski.
Publicysta przypomina, że w przeszłości wielu polityków kierujących się „polityczną poprawnością”, „postępem” i szeroko pojmowanym „marksizmem kulturowym” musiało w bardziej lub mniej dobitny sposób ponosić konsekwencje swojej ideologicznej ofensywy. Jednym z nich był Janusz Palikot, który wprowadził do Sejmu RP Krzysztofa Bęgowskiego, który „jako członek formacji Twój Ruch, występował pod nazwiskiem Anna Grodzka”.
„Widok trzymającego w objęciach rosłego mężczyznę, na szpilkach i w peruce, Palikota – i jego dziwnego grymasu mającego wyglądać na uśmiech – był czymś niepowtarzalnym”, podkreśla autor programu „W Pośpiechu” na antenie PCh24 TV.
Wesprzyj nas już teraz!
W ocenie autora „Do Rzeczy” obecnie w podobnej sytuacji znaleźli się przedstawiciele Platformy Obywatelskiej i PSL, którzy cedzą przez zęby formułkę „ministra” edukacji i nauki czy „ministra” ds. równości
„I choć ten potworek językowy trudno przechodzi im przez gardło, to mają, co chcieli. Ta nowa forma, produkt krytycznej teorii płci, w przypadku funkcji szefa resortu edukacji jest czymś wyjątkowo symbolicznym. Tusk i jego polityczne zaplecze zupełnie świadomie przejęli obszary, gdzie władza przekłada się na pieniądze, aktywa i polityczne wpływy, natomiast resort odpowiedzialny za kształtowanie wyobraźni, wrażliwości i postaw młodego pokolenia oddali w ręce ideologicznych radykałów”, podsumowuje Jan Pospieszalski.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TG