To najlepszy moment by głośno domagać się prawdy o Wołyniu, uznania przez władze ukraińskie zbrodni ludobójstwa – powiedział na antenie PCh24TV redaktor Jan Pospieszalski.
– Mam wrażenie, że ta minuta ciszy trwa zbyt długo; że to są lata milczenia. Za komuny o zbrodni wołyńskiej nie było wolno mówić, pamięć tych nielicznych, którzy ocaleli z tej strasznej rzezi, była przechowywana w rodzinach. Potem, po 1989 roku wprawdzie wydawano już liczne wspomnienia, pamiętniki, książki, niemniej na poziomie państwowym niewiele się działo – przypomniał autor programu „W Pośpiechu” emitowanego cyklicznie na kanale PCh24TV.
Publicysta przypomniał, że Polska wspierała niepodległościowe dążenia Ukrainy, a potem jako pierwsza uznała jej państwowość. Jednak nie poszło za tym sformułowanie jednolitej oceny tragedii przez rządy obydwu stron. Jeżeli nawet po drugiej stronie granicy w ten czy inny sposób upamiętniani byli pomordowani Polacy, to jednak raczej z inicjatywy zwykłych mieszkańców tamtych ziem i organizacji społecznych niż z poziomu władz publicznych, zwłaszcza państwowych. W ślad za pojedynczymi, okazyjnymi gestami polityków nie poszły na przykład działania w rodzaju podjęcia badań archeologicznych na skalę adekwatną do potrzeb.
Wesprzyj nas już teraz!
– Czy zatem dziś, gdy trwa rosyjska inwazja, gdy opłakujemy ofiary Irpienia i Buczy, gdy wspieramy Ukrainę na wszelkie możliwe sposoby, mówienie i wracanie do tego, co dokonali nacjonaliści spod znaku tryzuba ma sens? – retorycznie pytał Jan Pospieszalski.
– Do dzisiaj w Warszawie nie ma godnego upamiętnienia ofiar tamtego ludobójstwa. Nigdy nie było „dobrego czasu” by mówić o ofiarach Wołynia, żeby mówić, co tam się stało. Wiem, że narażę się na zarzuty o uprawianie jakiejś ruskiej agitki, ale uważam, że jest to najlepszy moment by głośno domagać się prawdy o Wołyniu, uznania przez władze ukraińskie tej zbrodni ludobójstwa – podkreślił.
W opinii autora audycji „W Pośpiechu”, jedną z przyczyn, że „minuta ciszy” wobec strasznej zbrodni trwa tak długo, jest dążenie do wyparcia ze świadomości okrucieństwa, którego wspomnienie uderza we wrażliwość, pamięć, psychikę człowieka.
Innym powodem może być chęć odejścia od tendencji do upamiętniania przede wszystkim polskich klęsk narodowych, zamiast zwycięstw i sukcesów.
– Rozumiem to, ale ta wyjątkowa zbrodnia nie stała się przedmiotem obiektywnych badań z zakresu psychologii, naukowych badań dotyczących wiktymologii. A przecież uczmy się od innych. Holokaust jest badany w Izraelu na wszelkie możliwe sposoby, jest przedmiotem dociekań naukowych, wnikliwych analiz. Dlaczego i my mamy tego nie robić? – zastanawiał się red. Pospieszalski.
W przekonaniu publicysty, główną przyczyną jest polityka międzynarodowa. Ze względu na wspólnego z Ukrainą wroga, wszystko, co między nami jest sporne, okazuje się teraz „mocno podejrzane”. Każdy, kto donośnie żąda prawdy o Wołyniu, jest podejrzewany o wysługiwanie się Kremlowi. Z kolei na gruncie wewnętrznym, podnoszenie wątku ludobójstwa utożsamiane jest z przynależnością do narodowego nurtu ideowo-politycznego.
– Powinniśmy domagać się prawdy o Wołyniu, domagają się tego nieliczni już świadkowie, domagają się rodziny. Jesteśmy to naprawdę winni tym, którzy zostali pomordowani. Mamy zidentyfikowanych 40 tysięcy nazwisk, ale liczba ofiar jest wielokrotnie większa. Przed nami jest ciągle zbadanie do końca tej sprawy. Jest to możliwe, musimy tego domagać się i wypracować stanowisko z władzami ukraińskimi – wskazał.
– Właśnie teraz, kiedy okazaliśmy ofiarność, kiedy okazaliśmy wsparcie, wolni jesteśmy od jakichkolwiek podejrzeń, że robimy to z powodu jakiejś niechęci do Ukraińców albo jakiejś naszej narodowej postawy, wrogości. Nic podobnego, udowodniliśmy sobie, im, całemu światu, że wcale tak nie jest. Że łączy nas przyjaźń, że wspieramy ich, że czujemy empatię, jesteśmy skłonni do wielkiej ofiarności i pomocy. Zatem należy nam się również prawda o tym, co wydarzyło się na Wołyniu – akcentował Jan Pospieszalski.
Źródło: PCh24TV
Pospieszalski o Wołyniu. „Minuta ciszy po latach milczenia?” || w pośpiechu