Na czas zimowy kursowanie elektrycznych busów, wożących turystów do Morskiego Oka zostaje zawieszone, od poniedziałku do odwołania – poinformował Tatrzański Park Narodowy (TPN). Na trasie pozostają wozy konne, a fiakrzy testują nowy, lżejszy fasiąg, który ma zastąpić dotychczasowe zaprzęgi.
Powrót pojazdów elektrycznych na popularną tatrzańską trasę planowany jest wiosną przyszłego roku, prawdopodobnie na początku maja. Pojazdy przejdą przeglądy, a TPN przygotuje formalności związane z obsługą przewozów na tej trasie w przyszłym sezonie letnim.
Cztery 19-osobowe elektryczne busy, które od maja kursowały na drodze do Morskiego Oka, zostały kupione przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska za 3 mln 198 tys. zł. Na razie resort nie potwierdził zakupu kolejnych pojazdów, od których zależy planowana reorganizacja transportu i skrócenie trasy konnych zaprzęgów. Od maja z przejazdów elektrycznymi busami skorzystało niemal 12 tys. pasażerów. Największym zainteresowaniem cieszyły się linie z Zakopanego do Włosienicy oraz bezpłatne przejazdy dla osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów. Średnia frekwencja na trasach wyniosła 75–80 proc. – wylicza TPN.
Wesprzyj nas już teraz!
Zmiany w transporcie do Morskiego Oka – wprowadzenie elektrycznych busów i prace nad nowym typem wozu konnego – są wynikiem porozumienia zawartego w lutym br. między Ministerstwem Klimatu i Środowiska, TPN, lokalnymi samorządami i Stowarzyszeniem Przewoźników do Morskiego Oka. Reorganizacja ruchu na tej trasie ma być kontynuowana, jednak jej dalsze etapy zależą od zakupu kolejnych elektrycznych busów, które pozwolą skrócić trasę dla koni do wysokości Wodogrzmotów Mickiewicza.
Szef wozaków z Morskiego Oka Andrzej Mąka po weekendowych testach nowego, lżejszego fasiągu przyznał, że pierwsza wersja pojazdu nie spełnia jeszcze oczekiwań. – Wnioski są takie, że prototyp nowego wozu wymaga jeszcze przeróbek. Czy on będzie funkcjonował, czy nie, to się okaże. Mamy pewne obawy do tego modelu, bo historycznie działały one inaczej, a dziś potrzeby i wymagania są inne – powiedział Mąka.
Wyjaśnił, że współczesny wóz musi uwzględniać rozwiązania, których nie było w dawnych konstrukcjach, ponadto musi pomieścić m.in. plandeki ochronne dla koni, koło zapasowe czy koce dla turystów. Mąka zaznaczył, że obecny prototyp „nie zapewnia jeszcze takiej wygody, jakiej dziś wymagają turyści”, ale to naturalny etap prac. Jak podkreślił, celem jest wypracowanie, wspólnie z TPN, wozu lżejszego, funkcjonalnego i wygodnego, a zarazem tradycyjnego w formie i bezpiecznego dla koni. Podkreślił on, że przewozy konne nadal są dla wielu odwiedzających atrakcją samą w sobie, a nie tylko środkiem transportu.
Dyrektor TPN Szymon Ziobrowski podkreśla, że prace idą w kierunku odchudzenia pojazdu i nadania mu bardziej historycznego kształtu: Rozmawiamy o tym, jak zmniejszyć wagę wozu, jak zmienić jego formę i kształt, by nawiązywał do pojazdów, które jeździły tutaj sto i więcej lat temu. Chcemy, aby w ciągu miesiąca powstał prototyp nowego wozu. Zmiany nie są proste, ale jestem optymistą. Jesteśmy otwarci na zmiany, będziemy starali się ewoluować. Wiadomo, że zmiany wymagają czasu, adaptacji, ale też otwartości – zaznaczył.
Historyczne relacje pokazują, jak wyglądały dawne wyprawy do Morskiego Oka. Niezwykle cenne świadectwo pozostawiła w książce „Miasta, góry i doliny” pisarka i podróżniczka Łucyja z Giedroyciów Rautenstrauchowa (1798–1886), która w 1839 r. dotarła nad Morskie Oko w niewielkim, lekkim wózku ciągniętym przez dwa konie. Autorka radziła wówczas, by w Bukowinie zostawić własne pojazdy i przesiąść się na góralskie wózki, „nazwyczajone do czepiania się po opokach”. Opisywała, że na jeden mały wóz mogły wejść tylko dwie osoby, a do jego obsługi potrzebnych było dwóch lub trzech górali, którzy „bronili go od przepaści i często unosili w rękach”. Grupa podróżniczki potrzebowała aż ośmiu takich wózków i dwudziestu pomocników do ich obsługi.
Droga była trudna i wiodła traktem leśnym: „okrutnie kości nasze czuły ciągłe przerzucanie wózka po łomach, skałach i rowach” – pisała Rautenstrauchowa. Do obrazu historycznego podróżowania do Morskiego Oka nawiązywał także Walery Eljasz-Radzikowski, który w „Ilustrowanym przewodniku do Tatr, Pienin i Szczawnic” podkreślał fatalny stan trasy przez Bukowinę. Za dwukonną furmankę z Zakopanego trzeba było wówczas zapłacić cztery guldeny i zapewnić fiakrowi wyżywienie.
Źródło: PAP