Przewodów leży na tej samej szerokości geograficznej co zakłady Antonowa w Kijowie i na tej samej długości geograficznej, co warsztaty lotnicze we Lwowie – informuje RMF FM. Daje to podstawy do spekulacji, czy rakiety, które przez pomyłkę spadły na terytorium Polski nie zostały jednak wystrzelone przez Rosjan.
„Miejsce, w którym doszło do eksplozji położone jest na tym samym równoleżniku, co kijowskie zakłady Antonowa przy lotnisku Swiatoszyn (…) Z kolei na tym samym południku co Przewodów znajdują się Lwowskie Państwowe Zakłady Naprawcze Samolotów” – czytamy.
Jak wykazuje RMF FM, gigantyczny hangar w okolicach Kijowa przynajmniej raz był już celem rosyjskiego ostrzału. W wyniku ataku, w połowie marca doszło w fabryce do pożaru i śmierci kilku osób. W tym samym miesiącu ostrzelano również lwowskie zakłady lotnicze. Jak informował mer Lwowa, dzięki ewakuacji placówki nikt wtedy nie zginął.
Wesprzyj nas już teraz!
Według ukraińskich mediów, Rosja zaczęła używać pocisków S-300 do ostrzału celów na południu kraju. Mer Mikołajowa informował wtedy, że – mimo wspomagania systemem GPS – pociski nie wydają się być precyzyjne.
Polskie władze wstępnie oceniły, że w Przewodowie spadł na polską ziemię pocisk ukraińskiego systemu przeciwrakietowego. Amerykanie informują, że nie mają powodu, by podważać tę wersję. Z kolei władze Ukrainy przekonują o posiadaniu dowodów na „rosyjski ślad” i żądają dostępu do śledztwa.
Źródło: rmf24.pl
PR