13 kwietnia 2024

„Jednak wierzymy, że Polska będzie” – cicha walka Katyńczyków

(Oprac. GS/PCH24.pl)

Nie uciekli do Mandżurii. Udręczeni w niewoli, poniżeni w chwili śmierci, mordowani przez pijanych zwyrodnialców, pozbawieni należytego pochówku, wreszcie na dekady wymazani z „oficjalnej pamięci państwowej” przez perfidne kłamstwo… „Klasowo niepewni”, uznani przez Ławrentija Berię za jednostki wrogie ZSRR, poznali bolszewicką „sprawiedliwość”. Dziś odzyskali należne im miejsce w historii Polski, a pamięć o ich losach jest pielęgnowana. 13 kwietnia, w nawiązaniu do daty ogłoszenia przez Niemców w 1943 r. informacji o odnalezieniu masowych grobów polskich jeńców pod Smoleńskiem, obchodzimy Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej.

Choć nie wiemy jeszcze wszystkiego o tej bestialskiej zbrodni, możemy swobodnie o niej mówić, badać fakty, nie ma też najmniejszych wątpliwości co do pochodzenia sprawców. Rosjanie w mordach katyńskich wiosną 1940 r. skutecznie unicestwili 45% korpusu oficerskiego Wojska Polskiego, a wśród poruczników większość stanowili oficerowie rezerwy – ponad 40 profesorów, ponad 1000 prawników, ponad 1000 inżynierów, 700 lekarzy, tysiące policjantów, kilkuset nauczycieli, 200 literatów i dziennikarzy, 200 księży. Zabito ponad 14 tys. jeńców wojennych (chronionych przecież międzynarodowymi konwencjami) oraz ponad 7 tys. cywilów. Ceniony historyk prof. Andrzej Nowak, chcąc podkreślić cel działań NKWD, trafnie podsumował tę przerażającą zbrodnię: ,,To miała być operacja ucięcia Polsce głowy.” (Warto pamiętać, że „Bracia Słowianie” wespół z reprezentantami „wyższej kultury” zlikwidowali kwiat armii i inteligencji polskiej działając dwutorowo – jedni w Katyniu, drudzy w ramach akcji AB.)

Głód i chłód…

Wesprzyj nas już teraz!

Nim Katyńczycy przyjęli śmiertelną kulę w tył głowy i runęli w zbiorową mogiłę, zwyrodnialcy z NKWD dręczyli ich w obozach, przede wszystkim poprzez permanentne próby odebrania im godności. W dobie obficie zastawionych stołów, swobodnego dostępu do ciepłej wody i puchowych kurtek trudno jest wyobrazić sobie, jak bardzo w rzeczywistości cierpieli Polacy w obozach. Dzięki wydobytym z ,,dołów śmierci” dziennikom można przestudiować choć fragment ich codzienności. Jednym z najczęściej podejmowanych w owych zapiskach wątków była fatalna jakość pożywienia i głód. Możliwość najedzenia się do syta była rzadkością. Uczestnik i baczny obserwator życia obozowego, który był jednym z najobficiej relacjonujących pobyt w obozie jeńców, podporucznik rezerwy Dobiesław Bartłomiej Jakubowicz, w wielu miejscach swego dziennika porusza kwestię wyżywienia: ,,Rano ugotowaliśmy trochę kawy w piecu, chleba nie było[…] zimna woda–chleb–i konserwa na trzech […] Jeść gorącego nic nie dali. […] dano nam kipiatok (wrzątek) 8.40 dali nam owcze masło, chleb (mało) suchary […] Wieczorem dali kipiatok ustowjak. Zrobiłem klawą zupę w puszce od konserw […] W Wałujach 14.00 dano obiad – zupa z makaronem, kasza, kotlet siekany a w wagonie znowu cukier (parę) i chleb jeden na siedmiu. Samopoczucie lepsze po gorącym jedzeniu. […] Cały dzień nam nie dano nic jeść. […] Jeść się chce. […] Dano chleb i zupy z soi, miska na 10-ciu. […] Beznadziejne jest czekanie na jedzenie, a jeść mi się chce. […] Śniły mi się ciasta […] i ja zajadałem się tym. Pamiętasz Maryś przedtem nie chciałem jeść. […] Idzie mi jeszcze teraz ślinka na ciasto, które mi się śniło. […] jadłem skóry z chleba czarnego a należało pościć, ale człowiek jest wygłodniały, więc łakomy […]”.

Powyższe cytaty odsłaniają jedynie wierzchołek góry lodowej wszystkich udręk. Wśród utrudnień w codziennym funkcjonowaniu znajdował się również przeszywający kości mróz tamtejszej zimy, a także twarde posłania lub też ich brak, nieprzyjemny zapach w barakach, czy niemożność zadbania o podstawową higienę. Naturalnym następstwem życia w tak podłych warunkach był spory uszczerbek na zdrowiu, utrata sił i coraz większa podatność na rozmaite zakażenia. Pisze o tym podporucznik Augustyn Dyjas: ,,Dzisiaj zabili nam okna i zamalowali na biało, tak że nie możemy wietrzyć izby”, oraz podporucznik Jakubowicz: ,,Myłem ręce na dworze w zimnej wodzie. Zimno jak diabli – rąk domyć nie można tak brud wrósł. Oj, Maryś, Maryś na pewno byś płakała nade mną. […] Spałem bardzo źle, bo okropnie twardo, gnaty bolą okropnie. Złapałem w nocy zdaje się wsze. […] Uprałem sobie chusteczki, bo nie mam w co nosa wysiąkać. Ładnie dziś, słońce świeci – ale zimno jest.[…] kość miednicowa boli porządnie […] Samopoczucie marne, boję się o płuca, dzisiaj nawalił mi żołądek […] Kiedy się to skończy – to spanie na podłodze, w butach i ubraniu, mam tylko płaszcz, bez koca, twardo, duszno i smrodliwe. […] Muszę koniecznie bieliznę wyprać, bo jest okropnie brudna, aż strach. […] Muszę tylko koniecznie zdobyć skarpetki, bo mam same dziury. […] Byliśmy w kąpieli, wykąpałem się, oczywiście nie tak jak w domu[…]”.

Jolanta Adamska w książce pt. ,,Las Katyński w latach 1940–1943”, opisując warunki życia przyszłych ofiar Zbrodni Katyńskiej, odnosi się do kwestii ich odzieży i zaznacza: ,,Oficerowie, mimo nader prymitywnych warunków bytowania, dbali o swoje ubrania.”  W czasie lektury wielkie wrażenie wywarła na mnie, zaczerpnięta z zeznań podporucznika Wacława Komarnickiego, informacja o najwyższym rangą oficerze polskim w Kozielsku, generale dywizji Henryku Minkiewiczu, który przez sowietów ujęty został w dość lekkim, zniszczonym stroju. Nosił krótkie spodnie, a na głowie kaszkiet. ,,Tak odziany, krępował się chodzić po obozie.” – podaje autorka.

Z kolei porucznik kawalerii Stanisław Swianiewicz, jako ranny wywieziony został z wileńskiego szpitala mając przy sobie jedynie darowane mu przez tamtejszą lekarkę cywilne ubranie i koc. Zeznanie porucznika Jana Rodziewicza ukazuje nie mniej przykry los porucznika Janusza Latkowskiego. Oficer ów został umieszczony w Kozielsku w letnim odzieniu, pozbawiony czapki i płaszcza. Czegóż jednak mogliśmy spodziewać się po ,,czerwonych”? Nie należy oczekiwać żadnych aktów litości, czy empatii od ludzi, dla których życie ludzkie nie było warte więcej niż licha nagroda finansowa. Patryk Pleskot w swojej książce „Księża z Katynia” podaje, iż za zaplanowanie i wykonanie mordów, ,,gratyfikacja finansowa stanowiła równowartość ceny dwóch kilogramów chleba. Tyle właśnie dla stalinowskiego reżimu warte było życie zamordowanych Polaków”.

Udręczenie duszy

Zdrowie duszy jest znacznie trudniej odbudować niż zdrowie ciała. Problemy rzeczywistości materialnej nie przygnębiały katyńskich ofiar tak bardzo, jak tęsknota za domem. Było to pokolenie Polaków, które żyło pięknymi, trwałymi wartościami, a wśród nich nadrzędną była, oprócz Boga, honoru i Ojczyzny, rodzina. W dziennikach i listach do bliskich odnajdujemy niejednokrotnie dowody wielkiej miłości, czułości i wrażliwości. Myśl o rodzinie z jednej strony osładzała uciążliwy pobyt w niewoli pozwalając na chwilę zapomnieć o własnym tragicznym położeniu i przenieść się myślami wprost do ukochanego, dalekiego domu. Z drugiej strony wspomnienie umiłowanych osób wyciskało łzy, wywoływało ,,ścisk w gardle”.

Wiemy z zapisków, iż oficerom śniły się ich dzieci i żony. Teksty te niczym lustrzane odbicie ukazują piękno ludzkich wnętrz, jak również świadczą o nieustannych dylematach, niepewności, trosce o najbliższych. Stale zadawano sobie pytanie, jak bliscy sobie radzą, czy mają dach nad głową, czy w ogóle żyją. Korespondencja była bowiem cenzurowana, często wracała do nadawcy. ,,Piszę do Ciebie kochanie list, jutro go wrzucę. Oczywiście nie mogę pisać tak jakbym chciał Marysieńko.” – zanotował podporucznik Jakubowicz.

Oprócz cenzury, niezwykle istotna dla sowietów była indoktrynacja ofiar. W obozach wyświetlano propagandowe filmy, np. o sowieckiej marynarce wojennej, a także rozpowszechniano poprzez radio fałszywe wieści polityczne, czy frontowe. Ponadto krążyły pogłoski o rychłym opuszczeniu obozów. Nie wiadomo było jednak dokąd nasi Rodacy mieliby być przeniesieni. Żyli oni nadzieją na wyjazd do neutralnego kraju. Jak wiemy, jedyny transport, jaki czekał niemal każdego z nich, miał być ostatnią podróżą przed śmiercią. Stan psychiczny Katyńczyków przebywających w niewoli można podsumować tymi słowy podporucznika Jakubowicza: ,,Przygnębienie – jednak wierzymy, że Polska będzie.”

Dzielili się chlebem i sercem!

Polacy w sowieckiej niewoli prowadzili codzienną, zaciętą walkę z trudnymi do zniesienia wyzwaniami codzienności, własnymi słabościami i z opresją wroga. Pokonywali mękę. Większość z nich nie porzuciła swych ideałów, nie zdradziła Ojczyzny, choć w każdej chwili można było przystać na współpracę z NKWD i zapewnić sobie wygody, a może i opuszczenie niewoli (zdarzały się takie przypadki). Przyjęli na swoje barki Krzyż, trwali dzielnie, z nadzieją na wolną Polskę i wiarą w powrót do domu.

Odpowiedzią zniewolonych Polaków na sowieckie próby pozbawienia ich godności była wzajemna solidarność i uczynność. Występowały wśród jeńców oczywiście nerwowe sytuacje lub konflikty, które, w tak dużym, różnorodnym skupisku ludzkim i przy tak skrajnie wycieńczających warunkach bytowania, są z psychologicznego punktu widzenia zjawiskiem normalnym. Zasadniczo jednak wspólnota obozowa trwała w jedności. W oczekiwaniu na wieści z frontu, list od rodziny i wyjście z niewoli, jeńcy dzielili się ze sobą chlebem i sercem. Starając się nie popaść w szaleństwo, chcąc poprawić swój stan ducha oficerowie spędzali czas grając w gry, śpiewając, czy wspólnie się modląc. Dzienniki znalezione w dołach śmierci podają, że w obozie odbywały się msze święte, księża udzielali sakramentów, a o poranku rozbrzmiewały polskie, katolickie pieśni, m.in. ,,Kiedy ranne wstają zorze”.

Major Józef Czapski, ocalony ze Starobielska, w wywiadzie z 1943 r. dla ,,Orła Białego” opisuje, jak pokonywano wysiłki stłamszenia odważnych serc polskich. Wspomina on najbardziej budujące, podnoszące na duchu i wzruszające dla Katyńczyków momenty, jak np. odczytanie w dniu 11. listopada przez ks. Aleksandrowicza Ewangelii z łacińskiego brewiarza o ,,dzieweczce, którą Chrystus wskrzesił. Słowa „nie umarła ale śpi” przyjęte zostały ze zrozumiałym wzruszeniem.” Czapski dodaje, że niedługo potem rozpoczęły się ,,pierwsze nocne wywożenia naszych kolegów w nieznanym kierunku”.

Święta Bożego Narodzenia przyszło przeżywać towarzystwu oficerskiemu w tragicznym położeniu, lecz mimo zimna, nędznego pożywienia, urągań dozorców i tęsknoty w sercu potrafili w ten szczególny wieczór wigilijny stworzyć atmosferę ufności, nadziei, pokoju. Józef Czapski przepięknie oddaje siłę zjednoczenia: ,,Drugim wielkim wydarzeniem w naszym życiu duchownym były święta Bożego Narodzenia. Kiedy pomyślimy, że wszyscy ci ludzie prawie na pewno nie żyją, nawet najmniejsze szczegóły z tych czasów nabierają swoistego, patetycznego zabarwienia. Pamiętam jak dziś długi stół zbity z desek, skradzione gdzieś drzewko, kilka bułeczek i cukierków i cały Starobielsk rozbrzmiewający przez noc kolędami. Władze obozowe były przerażone i nie mogły sobie dać z nami rady. W tym czasie rozpoczęły się po poszczególnych barakach odczyty i w ogóle życie umysłowe zaczęło odżywać.” Również podporucznik Jakubowicz ujmująco przedstawia podniosły charakter dnia świątecznego: ,,[…] od rana (4 rano) praca na sali, wszyscy przygotowali do wieczerzy potrawy. Ja nie robiłem nic, bo goliłem i ogoliłem 22 kolegów. Jako delegat składałem życzenia na innych salach, a poza tym byłem złożyć życzenia Sosnowiczanom. Wilia była na naszej sali bardzo uroczysta – 15 panów. Prycza i stół nakryte były prześcieradłem–choinka maleńka, opłatek własnej roboty i siano. Najpierw komendant sali major, zagaił, potem krótkie przemówienie mecenasa – dzielenie się opłatkiem, kanapki, naparstek wódki, kanapki ze śledziem siekanym, kolędy przy choince zapalonej, a potem część humorystyczna – za gardło ściskało, ale bractwo trzymało się.”

Triumf Prawdy

Pochylając się nad codziennością uwięzionych w Ostaszkowie, Kozielsku i Starobielsku można ulec pokusie stwierdzenia, że byli wielkimi przegranymi, że to Rosjanie zatriumfowali, bowiem to oni przeżyli i pozbyli się wrogów komunizmu ,,docinając polski las do korzenia”, jak określa to prof. Nowak. Można jednak spojrzeć na tę kwestię z szerszej perspektywy, nie zatrzymując się tylko na aspekcie ,,unicestwienia ciała”. Przecież największa walka w historii ludzkości, zakończona pozorną klęską, okazała się najbardziej monumentalnym zwycięstwem – Chrystus, niczym pokorny Baranek, wydany w ręce sił zła, pozwolił się upokorzyć, torturować, aż wreszcie przybić do Krzyża, lecz ostatecznie pokonał samą śmierć, ale nie zbrojnym orężem, tylko miłością.

Dłonie Jezusa, które wznosił do modlitwy, którymi uzdrawiał, nie zasłużyły na zdruzgotanie i przebicie przez rzymskie gwoździe. Podobnie troskliwe dłonie ojców, pomocne dłonie lekarzy, czy unoszone w geście błogosławieństwa dłonie księży nie zasłużyły na nieanatomiczne skrępowanie, spętanie do krwi drutem. Chrystus pokazał przez Swą śmierć krzyżową, że historia zbrodni łączy się z historią odkupienia. W sprawie Katynia hart ducha stał się kolebką chwały – prawda ostatecznie zwyciężyła, poległych jeńców otacza się dzisiaj szczególnym szacunkiem, a pamięć o ich losach stanowi filar tożsamości narodowej Polaków.

Reminiscencja etosu rycerskiego i dramatyczne okoliczności śmierci polskich oficerów oraz znaczenie Mordu Katyńskiego, szczególnie jako symbolu walki o prawdę, a także uderzający kontrast wobec odczłowieczonej, bezlitosnej postawy oprawców sprawiają, że całej zbiorowości jeńców obozów i więzień NKWD przypisujemy szlachetne walory duchowe i miano bohaterów. Legenda Katyńczyków, szczególnie żywa w czasach PRL-u, wrosła w naszą zbiorową pamięć, której okupant nie był w stanie nam odebrać. Czas milczenia, epoka zastraszenia minęły, a prawda o zwyrodniałej zbrodni zmartwychwstała. Tylko od nas samych zależy, czy wyciągniemy z tej historii wnioski.

Moim zdaniem do zamordowanych w Lesie Katyńskim przedstawicieli polskiej elity intelektualnej i wojskowej należy nieustannie wracać pamięcią. Przystoi nam rozważać ich cierpienia, skalę udręki, nie po to, by rozdrapywać rany, ale po to, by samemu uczyć się męstwa, by na nowo rozniecać w kolejnych pokoleniach respekt wobec ludzi godnie znoszących poniżenie, by dbać o sprawiedliwość historyczną i o trwanie w prawdzie, która wedle słów naszego Mistrza, Jezusa Chrystusa, przynosi wyzwolenie. Prawda o zbrodni katyńskiej, przez tyle lat perfidnie tuszowana, musi każdego znającego historię Polaka do głębi poruszać, zwłaszcza, że kłamstwo o niej było niejako kamieniem węgielnym Polski Ludowej, której aktywni budowniczowie i ich potomkowie do dzisiaj zajmują eksponowane stanowiska, są wybierani do władz kraju, pracują w sądach, uczą studentów i zabierają publicznie głos jako „eksperci” w sprawach istotnych dla państwa.

Nośmy w sercu ofiarę Katyńczyków, rozpowszechniajmy fakty, prostujmy kłamliwą rosyjską narrację, domagajmy się sprawiedliwości, żyjmy w Prawdzie. Cześć i chwała Bohaterom, wieczna pamięć Poległym!

Zofia Michałowicz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij