Unia Europejska po raz kolejny udowadnia, że problemy obywateli są jej obce. Świadczą o tym liczne akty prawne, które zamiast ułatwiać życie mieszkańcom Europy, stają się dla nich prawdziwym utrapieniem. Kolejnym z nietrafionych pomysłów unijnych biurokratów jest tzw. jednolity patent, który może doprowadzić do bankructwa firm w Polsce na dużą skalę.
Prawo to spowoduje, że próba wyprodukowania czegokolwiek na terenie Unii Europejskiej dla przedsiębiorców będzie wymagać zapoznania się z całą ogromną dokumentacją patentową danej branży, po to, aby sprawdzić czy dany produkt nie został wcześniej opatentowany przez innego przedsiębiorcę z któregoś z krajów unijnych. Nie jest to jedyny problem, gdyż ta dokumentacja będzie prowadzona tylko w języku angielskim, francuskim i niemieckim. Koszty przetłumaczenia tych dokumentów będą ogromne. Zważywszy na to, że będą one usiane trudnymi do przetłumaczenia specjalistycznymi zwrotami z zakresu prawa czy też technologii przedsiębiorca musi być ostrożnym, gdyż najmniejszy błąd w tłumaczeniu może sprawić, że mimowolnie naruszy jednak czyjś patent. To skutkowałoby pozwem do Europejskiego Sądu Patentowego, gdzie proces odbywałby się w jednym z trzech wyżej wymienionych języków. Do obrony musiałby zatrudnić jednego z zaledwie 20 rzeczników patentowych działających w naszym kraju, co byłoby kolejnym ogromnym wydatkiem (w Niemczech rzecznik patentowy pobiera opłatę w wysokości 60 tys. euro)
Wesprzyj nas już teraz!
Jak widać koszty sprostania zapisom zawartym w jednolitym patencie europejskim mogą przerosnąć niejednego przedsiębiorcę, nie wspominając już o tym, że wielu z tych, którzy planują założyć firmę produkującą cokolwiek pod wpływem tych przepisów raczej tego zaniechają.
Premier Donald Tusk dobrowolnie zgłosił Polskę do systemu jednolitej ochrony patentowej w 2009 roku. Nie budzi to jednak zachwytu w wielu środowiskach. Przeciwko tym zapisom protestują pracownicy naukowi Akademii Górniczo – Hutniczej. Wystosowali nawet list do polskiego rządu, przestrzegając przed szkodliwością tych zapisów dla polskich firm i całej gospodarki. Tymczasem premier Donald Tusk zdaje się nie widzieć zagrożeń płynących z zawartego porozumienia w tej sprawie.
Czy korzyści związane z wprowadzeniem tego aktu prawnego są współmierne do szkód, jakie przyniesie ze sobą wprowadzenie tych zapisów w życie? Jak zwykle w takich sytuacjach punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Pozostaje życzyć gorliwym zwolennikom wprowadzenia tych przepisów aby nigdy nie znaleźli się w pozycji tych, którzy będą się musieli walczyć z kolejnymi biurokratycznymi przepisami.
I. Sz.