29 marca 2024

Jego Droga i nasza droga

(Fot. Tomasz A. Żak /Oprac. GS/PCh24.pl)

Cierpienie i ból stały się we współczesnym świecie podstawowym tworzywem przekazu artystycznego. Nie chodzi jednak o naturalną w takiej sytuacji lekcję pokory wobec Opatrzności. Artyści bowiem odrzucają transcendencję i do tego samego namawiają odbiorców swych dzieł. Szacunek wobec śmierci był paradygmatem etycznym wieków średnich, czyli czasu najbardziej kreatywnego dla naszej cywilizacji. Dzisiaj chodzi o coś dokładnie przeciwnego – umieranie stało się pretekstem do żartów i bluźnierstw, a wszystko po to, aby istota ludzka uwierzyła, że to ona jest najważniejsza, a śmierć nie ma znaczenia.

Nie powinno nas dziwić, że ci, którym się wydaje, iż rządzą światem, tak bardzo nienawidzą wiary chrześcijańskiej, której sednem jest zwycięstwo Jezusa Chrystusa odniesione poprzez okrutną mękę i śmierć. Droga Krzyżowa Boga-Człowieka, z jej symbolicznym zobrazowaniem, od dwóch tysiącleci edukuje duchowo kolejne ludzkie pokolenia. Nie trzeba być wierzącym, aby przeżyć to, co mówi do nas Krzyż, a co próbowali przez wieki zrozumieć w swych dziełach artyści z całego świata. Oczywiście, przeżycie to jest zróżnicowane, bo wynika z odmiennych wrażliwości kulturowych, a nawet pejzażu. Niemniej powszechność wiary chrześcijańskiej skodyfikowała symbolicznie mękę Pańską i jej przedstawianie, czy to w obrazie, czy rzeźbie, pieśni czy słowie. A kwintesencję tego stanowi nabożeństwo Drogi Krzyżowej z tradycją sięgającą XIII wieku.

Pasja do Pasji

Wesprzyj nas już teraz!

Jako reżyser od lat interesuję się sposobem przedstawiania Drogi Krzyżowej – swoistą teatralizacją uczuć religijnych, wyrażaną różnymi aktywnościami artystycznymi. Podróżując po kraju i za jego granicami od dawna dokumentuję na własny użytek rozmaite „drogi krzyżowe”: sposób wykonania poszczególnych stacji, przedstawianie detali, charakteryzowanie ikonicznych postaci, no i relacje każdego z tych dzieł z otoczeniem. Powtarzalność czy przewidywalność przedstawiania tej biblijnej historii jest bowiem pozorna. Zresztą w owej niby powtarzalności kryje się tajemnica naszej wiary, która potrzebuje stałych punktów odniesienia. Przecież nikomu wierzącemu nie nudzi się odmawiane przez całe dziesięciolecia Ojcze nasz czy Zdrowaś Maryjo.

W czas osaczania świata tak zwaną pandemią wybrałem się na pielgrzymkę do Lourdes. Lotniska wyglądały jak scenografia do filmu o końcu świata, a Francja powoli dusiła ostatnie skrawki wolności, także tej religijnej. Słynne sanktuarium maryjne u stóp Pirenejów straszyło zamkniętymi hotelami, restauracjami, pustką na ulicach. Po raz pierwszy od czasów Bernadetty Soubirous zakazano procesji z pochodniami do Groty Objawień. Zresztą przy samej Grocie poustawiano barierki, a pielgrzymi mieli stawać w odległości od siebie na wymalowanych na podłożu białych kropach…

Coś mi kazało iść stamtąd. Minąłem Bazylikę Różańcową, minąłem bazylikę górną. I szedłem dalej, wyżej… Wtedy zobaczyłem Anioła, a konkretnie piękną białą rzeźbę przedstawiającą Bożego posłańca, który w lewej ręce trzymał prosty krzyż, a prawą wskazywał ku stromej ścieżce wiodącej jeszcze wyżej. Na krzyżu widniał napis: In Cruce Salus (W Krzyżu Zbawienie). Tak zaczyna się droga przez niezwykłą Kalwarię w Lourdes.

Sto piętnaście dramatis personae

Inicjatorem tego ogromnego przedsięwzięcia religijnego, ale i budowlanego na wzgórzu Espelugues był ordynariusz diecezji Tarbes, biskup Bertrand-Sévère Mascarou-Laurence, który kupił teren od miasta w roku 1869. Prace trwały do roku 1912, kiedy to – dokładnie 14 września – nastąpiło uroczyste poświęcenie wszystkich stacji Drogi Krzyżowej. Wznosi się ona stromo serpentynami aż na kulminację wzgórza (szczyt Golgoty). To miejsce leży ponad sto czterdzieści metrów powyżej Groty Massabielskiej, co oznacza niemały fizyczny wysiłek dla pielgrzymów chcących modlić się właśnie tutaj.

Cała Kalwaria składa się z rozmieszczonych w plenerze kolejnych stacji ze stu piętnastoma postaciami z patynowanego żelaza o średniej wysokości około dwóch metrów każda. Wszystkie wykonała słynna ówcześnie paryska firma Maison Raffl, znana również jako La Statue Religieuse. Wijąca się droga oraz przestrzenne umieszczenie kolejnych stacji, kolejnych przedstawień Męki Pańskiej, dodaje modlitwom i medytacjom niespodziewanego kontekstu przyrodniczego, pejzażowego oraz – co mnie najbardziej uderzyło – pozwala z różnych perspektyw patrzeć na te figury, na ich wzajemne interakcje, na każdy szczegół tej drogi do Zbawienia.

Figuralne stacje Drogi Krzyżowej w Lourdes wpisane zostały w historyczny kontekst Cesarstwa Rzymskiego czasów Jezusa Chrystusa. Z ogromną pieczołowitością, niczym w rzetelnym historycznym filmie, odwzorowano stroje i rzeczowe atrybuty tamtej epoki, jak choćby niesiona przez liktora wiązka rózg (fasces) z wetkniętym w nie toporem czy chłopiec pokazujący wszem wobec słynną tabliczkę z napisem w trzech językach, który kazał wykonać Piłat: Jezus Nazarejczyk Król Żydowski.

Żołnierze rzymscy są „zawodowo obojętni”, można by rzec „posągowi”, natomiast tłum żydowskich nienawistników swe emocje wyraża nie tylko twarzą czy zaciśniętymi pięściami, ale wręcz mową całego ciała, co zostało doskonale uchwycone przez twórcę (bądź twórców) rzeźb. Dodajmy, że wykreowane rzeźbiarsko postaci aktorów tej historii towarzyszą całej drodze Jezusa i pojawiają się w kolejnych stacjach. Możemy więc obserwować zmiany ich zachowań, które nieprzypadkowo „rymują się” z modlitwami przypisanymi danemu miejscu męki.

Oprócz tych, którzy Pana naszego prowadzą na śmierć, są i ci, którzy Go odprowadzają, a nawet doraźnie Mu pomagają, jak Weronika i Szymon. Ja jednak idąc tą drogą, jakby podświadomie, zwracałem uwagę przede wszystkim na Maryję. Patrzyłem na Jej samotność w tłumie, widziałem jak tężeje Jej twarz, jak zaciskają się palce rąk, jak po twarzy spływa łza.

Ale największym przeżyciem było dostrzec, jak Oni na siebie patrzą – kiedy się spotkali, a potem pod Krzyżem. I jak Matka patrzy na Syna, gdy Go obdzierają z szat, przybijają do Krzyża, gdy już martwy spoczywa w Jej ramionach…

Jest jeszcze złożenie do grobu – stacja, którą wkomponowano u wejścia do naturalnej szczeliny skalnej. Tutaj Mater Dolorosa patrzy, ale już nie płacze. Inni rwą włosy z głowy, załamują ręce, klęczą w pyle drogi, a Ona tylko patrzy, gdy wnoszą ciało Syna w tę skalną czeluść.

Spotkanie ze Sztuką

Na lourdzkiej Drodze Krzyżowej każdy ma możliwość odnalezienia własnych duchowych kontekstów i skojarzeń. A jest tego wiele, bardzo wiele. Więc może jeszcze kilka wrażeń wartych zanotowania…

Święte Schody towarzyszące Stacji I, wykonane z białego marmuru, mają dwadzieścia osiem stopni, a więc tyle samo, ile te w Pretorium, po których Pan Jezus wchodził na sąd…

Poruszana wiatrem chusta Weroniki z Jego już odwzorowaną twarzą…

Niemowlę uniesione wysoko przez jedną z niewiast, z którymi Pan Jezus się spotyka, wyciąga rączki w stronę Zbawiciela…

I ośnieżone szczyty Pirenejów, niczym abstrakcyjny kontrapunkt dla makabrycznej sceny przybijania do krzyża…

Głowy łotrów ukrzyżowanych wraz z Jezusem – jedna obrócona ku Panu, a druga szarpnięta konwulsją w przeciwną stronę…

Ale Droga Krzyżowa w Lourdes to nie tylko punktowe odliczanie stacji w rytm kolejnych modlitewnych zawołań: Adoramus Te, Christe, et benedicimus Tibi, quia per sanctam Crucem Tuam redemisti mundum. To również wielkie, pełne metafor i skojarzeń przeżycie estetyczne, które jest możliwe zawsze, gdy stykamy się w wielką Sztuką. Ta bowiem zawsze prowadzi do Boga – nawet, gdy trzeba przejść przez śmierć.

A kiedy już zejdziemy z tej pielgrzymkowej Golgoty, to na samym dole zobaczymy charakterystyczny kamienny krzyż Irlandii, poświęcony w rok po udostępnieniu owej Drogi Krzyżowej wiernym. Na jego podstawie wyryto te oto słowa: Juxta crucem tecum starePragnę z Tobą [Maryjo] stać przy Krzyżu

Tomasz A. Żak

Tekst pochodzi z magazynu Polonia Christiana, numer 97 (marzec-kwiecień 2024)

Kliknij TUTAJ i zamów pismo

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij