Podejrzewam, że gdyby organizatorzy Marszu Niepodległości zapewnili podczas imprezy czekoladowego orła w różowych okularach, a marsz szedł pod hasłem „Orzeł może”, to Hanna Gronkiewicz-Waltz z całą pewnością nie wydałaby zakazu jego organizowania – mówi w rozmowie z portalem PCh24.pl mec. Jerzy Kwaśniewski, prezes Instytutu Ordo Iuris.
Czy Instytut Ordo Iuris wspierał stowarzyszenie Marsz Niepodległości w przygotowaniu odwołania do decyzji prezydent Warszawy w sprawie zakazu tegorocznego Marszu Niepodległości?
Wesprzyj nas już teraz!
Jak najbardziej! Co ciekawe – w środę, zanim jeszcze Hanna Gronkiewicz-Waltz ogłosiła swoją decyzję zawarliśmy porozumienie ze stowarzyszeniem Marsz Niepodległości o monitoringu prawnym tegorocznej imprezy. Organizatorzy chcąc zapewnić najwyższy poziom zabezpieczenia Marszu Niepodległości, zwrócili się do Instytutu Ordo Iuris o całkowicie niezależny monitoring, który zaowocowałby napisaniem zaraz po zakończeniu marszu raportu, pokazującego czy przebieg Marszu i czynności nadzoru ze strony miasta były zgodne z przepisami prawa czy też nie.
Niestety rozwój sytuacji wyprzedził nasze zamierzenia i doszło do wydania zakazu Marszu Niepodległości przez prezydent Warszawy. Stąd nasze starania musiały się przekształcić we wsparcie stowarzyszenia w sporządzeniu odwołania do sądu.
Jakich rad prawnych Instytut Ordo Iuris udzielił organizatorom na potrzeby sporządzenia tego odwołania?
Stowarzyszenie ma swój własny sztab prawników. Dzieląc się naszym doświadczeniem, wskazaliśmy przede wszystkim, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie oparła się na przesłankach ustawowych pozwalających na zakazanie realizacji konstytucyjnej wolności, jaką jest prawo do zgromadzeń, ale o swoje hipotetyczne domysły.
Czym są w tym przypadku owe „przesłanki ustawowe”?
Jeśli chodzi o zgromadzenia, to jedną z nich jest przede wszystkim bezpośrednie zagrożenie dla mienia bądź ludzkiego zdrowia i życia związane z jego przebiegiem. W tym przypadku mamy jednak do czynienia z sytuacją, w której prezydent miasta przywołuje pewne hipotetyczne zagrożenia, leżące nie po stronie organizatorów Marszu Niepodległości, ale po stronie władzy publicznej.
Hanna Gronkiewicz-Waltz powołała się na hipotetyczny brak możliwości zabezpieczenia zgromadzenia przez policję. Jest to o tyle dziwne, że komenda stołeczna niezwłocznie po wydaniu zakazu Marszu opublikowała oświadczenie, w którym podkreśliła, że nikt nie konsultował z nią tej sprawy.
Zresztą orzecznictwo zarówno polskich sądów jak i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka jasno wskazuje na to, że obowiązkiem państwa jest zabezpieczenie zgromadzenia i jeśli niebezpieczeństwo nie pochodzi od organizatora zgromadzenia, to nie można zgromadzenia zakazać pod pretekstem, że to państwo nie da rady zabezpieczyć obywateli.
Przypomnę, że w ubiegłym roku w listopadzie wojewoda mazowiecki decyzją administracyjną wydał zgodę na odbywanie Marszu Niepodległości jako zgromadzenia cyklicznego. Jest to szczególna ranga zgromadzenia, chroniona jeszcze mocniej niż inne tego typu wydarzenia. Zgromadzenia, które odbywa się regularnie i może być zarejestrowane jako zgromadzenie cykliczne dopiero wtedy, gdy przez przynajmniej trzy lata będzie się ono odbywało w sposób właściwy i prawidłowy.
Wojewoda mazowiecki – przedstawiciel rządu w tym województwie – stwierdził więc, że od roku 2015 do roku 2017 mieliśmy do czynienia z pokojowymi demonstracjami. Trzeba tu podkreślić, że te trzy lata to bezprecedensowy sukces organizacyjny społeczeństwa obywatelskiego, organizatorzy Marszu Niepodległości wraz ze Strażą Marszu stawali na wysokości zadania, zabezpieczając pokojowy przemarsz nawet 100 tysięcy osób.
Tym razem jednak prezydent Warszawy stwierdziła, że organizatorzy Marszu Niepodległości i sam marsz stworzą zagrożenie, z którym Policja poradzić sobie nie może.
Pani Hanna Gronkiewicz-Waltz przywołała zresztą inne, równie kuriozalne argumenty całkowicie sprzeczne z ustawą o zgromadzeniach. Stwierdziła, że odbycie Marszu Niepodległości byłoby niezgodne z wrażliwością historyczną, bowiem Warszawa „dość się już nacierpiała”. To jednak nie wszystko – powołała się ona na argumenty estetyczne podkreślając w uzasadnieniu swojej decyzji, że „nie tak powinno wyglądać” świętowanie 11 listopada. Prezydent miasta musi działać w granicy prawa, nie może narzucać Polakom swojej specyficznej wrażliwości historycznej i estetycznej.
Biorąc pod uwagę, że prezydent Warszawy nie zakazała demonstracji zorganizowanej przez Obywateli RP, Komitet Obrony Demokracji, Strajk Kobiet i środowiska LGBT można wysunąć wniosek, że tak powinien wyglądać niepodległościowy marsz…
Tego nie wiemy. Pani Gronkiewicz-Waltz rządząca Warszawą od wielu lat nigdy nie zorganizowała zgromadzenia z okazji święta niepodległości.
Ale brała udział w marszach prezydenta Bronisława Komorowskiego…
No cóż… Podejrzewam, że gdyby organizatorzy Marszu Niepodległości zapewnili podczas imprezy czekoladowego orła w różowych okularach, a marsz szedł pod hasłem „Orzeł może”, to Hanna Gronkiewicz-Waltz nie wydałaby zakazu jego organizowania. Tego z całą pewnością stowarzyszenie Marsz Niepodległości nie mogło jej zapewnić.
Wracając jednak na poważniejszy grunt. Przywoływanie tego typu argumentów w decyzji, która uderza w konstytucyjną wolność zgromadzeń – kluczową dla funkcjonowania państwa demokratycznego, jest ogromnym zagrożeniem dla wszystkich obywateli. Mam nadzieję, że złożone we czwartek rano w Sądzie Okręgowym w Warszawie odwołanie od decyzji prezydent Warszawy zaowocuje jeszcze dzisiaj wydaniem wyroku uchylającego decyzję pani prezydent.
Hanna Gronkiewicz-Waltz będzie miała oczywiście możliwość złożenia zażalenia w ciągu 24 godzin od decyzji sądu i w ciągu kolejnych 24 godzin Sąd Apelacyjny w Warszawie będzie wypowiadał się na ten temat. Mam wielką nadzieję, że uda się to zrobić przed niedzielą, bo inaczej te dziesiątki tysięcy ludzi, które przyjadą 11 listopada do Warszawy nie będzie otoczonych właściwą ochroną wynikającą ze statusu zgromadzenia publicznego. Co najwyżej będą oni tzw. zgromadzeniem spontanicznym.
W ten sposób pani prezydent doprowadzi do stworzenia rzeczywistego zagrożenia dla wszystkich, którzy pojawią się tego dnia w stolicy.
Jeśli Hanna Gronkiewicz-Waltz chciałaby rzeczywiście dbać o bezpieczeństwo Warszawy i jej mieszkańców, to z całą pewnością nie doprowadziłaby do tego, żeby wyeliminować stowarzyszenie Marsz Niepodległości z zabezpieczenia marszu – czynności, którą organizatorzy marszu bez wątpienia potrafią zrealizować przy współpracy z policją i władzami miasta, co udowodnili w trzech poprzednich edycjach marszu. Niestety tym razem ta cała struktura bezpieczeństwa została rozbita w proch i pył.
Nie chciałbym jednak przewidywać jak to wszystko się jednak zakończy, zwłaszcza po środowej deklaracji prezydenta Andrzeja Dudy, który zapowiedział, że 11 listopada na trasie Marszu Niepodległości odbędą się uroczystości państwowe.
No właśnie… Prezydent Andrzej Duda ustami swoich przedstawicieli tłumaczył, że ze względu na brak czasu i napięty terminarz nie może wziąć udziału w Marszu Niepodległości. A tu proszę – taka niespodzianka…
Po pierwsze trudno uwierzyć, że decyzja pana prezydenta o zorganizowaniu własnego marszu to jego „spontaniczna reakcja” na decyzję HGW. Bardzo możliwe, że Andrzej Duda przewidywał wydanie zakazu czy to ze strony prezydent Warszawy, czy też wojewody mazowieckiego. To stworzyło warunki do przejęcia przez Prezydenta inicjatywy i ogłoszenia uroczystości państwowych.
Niestety ogłoszeniu inicjatywy państwowej przez prezydenta nie towarzyszy wsparcie dla inicjatywy obywatelskiej. Gdyby bowiem Andrzej Duda chciał udzielić prezydenckiej ochrony, takiego szczególnego „listu żelaznego” uczestnikom Marszu Niepodległości, to wówczas ogłosiłby uroczystości państwowe i oddałby tak naprawdę inicjatywę organizacji społecznej zaatakowanej decyzją Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Tymczasem słyszymy, że rzecznik głowy państwa stwierdza, że ogłoszenie uroczystości państwowych wyklucza możliwość odbycia jakiegokolwiek zgromadzenia, czyli nawet gdyby organizatorzy Marszu Niepodległości wygrali w sądzie, to zdaniem pana prezydenta nie będą mogli odbyć już swojego zgromadzenia, ponieważ będą trwały uroczystości państwowe. Jest to argumentacja nie tylko sprzeczna z ustawą, ale i z Konstytucją RP.
Konstytucyjna wolność zgromadzeń nie należy do rządu, tylko do obywateli. Przypomnę, że kiedy w 2015 roku pisano nową ustawę o zgromadzeniach pojawiła się propozycja, aby uroczystościom rządowym dać pierwszeństwo przed zgromadzeniami obywatelskimi. To zostało mocno skrytykowane z wielu stron, również przez Instytut Ordo Iuris. Ostatecznie tego przepisu w ustawie nie ma.
A gdyby ten zapis znalazł się w ustawie?
Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której obywatele chcą zorganizować manifestację antyrządową. Gdyby w ustawie pojawił się zapis o „pierwszeństwie uroczystości państwowych”, to jestem przekonany, że władze chętnie ogłaszałyby takie uroczystości, aby „przykryć” i zdelegalizować wszystkie inne zgromadzenia.
Niestety, ale zachowanie kancelarii prezydenta może stworzyć precedens do stosowania tego typu praktyk w przyszłości, chyba że dojdzie do oczekiwanego porozumienia między Andrzejem Dudą i organizatorami Marszu Niepodległości.
Czy jednak takie porozumienie jest możliwe? Przecież były 3 lata na osiągnięcie porozumienia w tej sprawie…
Cała sytuacja rozpoczęła się tak naprawdę w momencie, kiedy pan prezydent nie zaprosił organizatorów Marszu Niepodległości – największego wydarzenia niepodległościowego – do komitetu obchodów 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Symptomatyczne, że członkiem komitetu jest Hanna Gronkiewicz-Walt, odpowiedzialna za zakaz przeprowadzenia Marszu Niepodległości.
W czwartek rano Antoni Macierewicz napisał na Twitterze, że Hanna Gronkiewicz-Waltz zakazując Marszu Niepodległości złamała prawo. Jeśli tak się stało, to dlaczego nie została o tym zawiadomiono prokuratura? Ba! Czy sami prokuratorzy nie mogą podjąć działań w tej sprawie nie czekając na odpowiedni wniosek?
To co napisał minister Macierewicz to ważny głos w dyskusji o wykładni ustawy o zgromadzeniach. Podobną opinię wyraził prof. Krystyna Pawłowicz. Na razie ani orzecznictwo sądów ani praktyka stosowania prawa tego jeszcze nie rozstrzygnęła.
W opinii pana Antoniego Macierewicza, którą byłbym skłonny podzielić, właściwym organem do wydania zakazu Marszu Niepodległości nie jest prezydent Warszawy, tylko wojewoda mazowiecki, ponieważ to on ma ustawowe uprawnienie do wyrażania zgody na organizację zgromadzeń cyklicznych. Jak wspomniałem, ustawa tej sprawy nie rozstrzyga jednoznacznie.
Czy możemy w związku z tym stwierdzić, że ustawa o zgromadzeniach przygotowana na szczyt NATO w Warszawie to kolejny bubel prawny obozu rządzącego?
To co się dzieje w sprawie Marszu Niepodległości to ponura satysfakcja dla Instytutu Ordo Iuris, ponieważ w trakcie przygotowywania ustawy zwracaliśmy uwagę na wiele wynikających z jej przepisów problemów i kontrowersji.
Podkreślaliśmy, że niejasny podział kompetencji pomiędzy władze miasta, gminy a wojewodę w sprawie zgromadzeń może doprowadzić do tego typu sporów. Nasze uwagi nie zostały jednak przyjęte i dlatego teraz mamy do czynienia z tak drastyczną sytuacją, która kładzie cień na całych obchodach 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.
Czy możemy się obawiać, że to co dzieje się w sprawie Marszu Niepodległości może doprowadzić do sytuacji, że w przyszłym roku znajdzie się wójt, burmistrz czy prezydent miasta, który zakaże zorganizowania Marszu dla Życia i Rodziny, które tylko w tym roku odbyły się w ponad 160 miejscach w Polsce?
Niestety tak. Jeśli sąd przyzna rację HGW, to wówczas wystarczy, że w przyszłości, jak to Pan powiedział, znajdzie się włodarz, który powoła się na przesłanki estetyczne bądź historyczne i zakaże organizowania tego typu imprez.
Jestem też ciekaw, jak zachowa się w przyszłym roku prezydent Andrzej Duda wobec ogłoszenia kolejnej warszawskiego Marszu Równości. Czy też podjęta zostanie próba jego likwidacji poprzez „przykrycie” go rządowymi uroczystościami?
Dziękuję za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek