Zdumiewa mnie opór licznych katolików wobec idei miesiąca trzeźwości (a w zasadzie abstynencji, bo trzeźwym należy być przez cały rok, w sierpniu zaś chodzi o całkowite powstrzymanie się od spożywania alkoholu). I, co ciekawe, nie są to wcale katolicy letni czy tak zwani kulturowi, ale wyznawcy Chrystusa w pełni świadomi swej wiary i gorliwi w religijnej praktyce. A jednak kontestują apel biskupów. I to apel ze wszech miar sensowny i słuszny. Naród polski wszak od wielu dekad (można wręcz rzec: od wieków) dręczy plaga alkoholizmu. Nadużywanie napojów wyskokowych jest zmorą poważnie rzutującą na naszą historię i teraźniejszość. Katolik-patriota powinien więc z entuzjazmem witać wszelkie inicjatywy trzeźwościowe i z ochotą się w nie włączać.
Tymczasem wielu katolików reaguje nerwowo:
– To nas nie dotyczy. Niech się powstrzymują ci, którzy mają jakiś problem z alkoholem. Im jest to potrzebne, nie nam.
Wesprzyj nas już teraz!
To nie tak, drodzy bracia i siostry. Człowiek, który ma problem z alkoholem, zazwyczaj nie jest w stanie o własnych siłach podjąć żadnego działania zmierzającego do abstynencji. Taki ktoś potrzebuje pomocy z zewnątrz – i to nie przede wszystkim terapii, ale w pierwszym rzędzie poruszenia woli, aby dostrzegł własną marną sytuację i zechciał jej zaradzić. A w tej materii niezastąpiona jest nadprzyrodzona łaska Boża, którą należy wyprosić – niejednokrotnie wbrew samemu zainteresowanemu – aby spłynęła nań i otworzyła oczy jego duszy będące niejako na uwięzi (Łk 24, 16), pozwalając mu ujrzeć drogę ratunku.
Dlatego tak ważne jest działanie wszystkich, którzy bez trudności mogą podjąć wyrzeczenie się godziwej przyjemności w intencji ratowania duszy bliźniego, niezdolnego samodzielnie sobie pomóc. Umartwienie – rzecz kluczowa dla katolickiej postawy życiowej – jest bodaj najskuteczniejszą metodą pozyskiwania łaski Bożej. A niechęć wobec niego to najpewniejszy symptom niedostatku męstwa…
Zwłaszcza że chodzi tu o wyrzeczenie naprawdę niewielkie i mało dokuczliwe. Ja problemu z piciem nie mam, więc się nie napiję. Ot, i wszystko. Mogę w ten sposób pomóc bliźniemu, więc co byłby ze mnie za chrześcijanin, gdybym nie pomógł?
Jeden drugiego brzemiona noście (Ga 6, 2) – nakazuje święty Paweł – a tu przecież nie żadne brzemiona, tylko rezygnacja z kilku kieliszków czy kufli…
– No dobrze, to faktycznie słuszne argumenty, ale dlaczego akurat w sierpniu, w czasie wakacyjnym, kiedy można w komfortowych warunkach, na urlopie, wychylić browarek przy grillu w gronie przyjaciół?
To proste. Czas letni jest idealny dla tego typu umartwienia (równie dobry byłby tylko lipiec, jednak ze względów religijno-historycznych wybrano sierpień). Wyrzeczenie ma największą wartość wtedy, gdy najbardziej żal się wyrzekać. Kiedy słoneczko przypieka, mięsko się piecze, piweczko w lodóweczce nabiera optymalnej temperatury…
A ja wtedy za piweczko dziękuję i nie jest to nic wielkiego – dla mnie, ale gdzieś na wyżynach niebieskich (Ef 1, 3) być może rozstrzyga się los człowieka. Być może ten mój drobny, tak łatwy do wykonania, tak niewiele mnie kosztujący gest właśnie komuś życie uratował…
Czyż nie o to chodzi w małej drodze świętej Teresy od Dzieciątka Jezus? Ona z pewnością w sierpniu nie wypiłaby ani kropelki.
Jerzy Wolak