Ogarnia je wściekłość wobec prawdy i dobra, bo przede wszystkim myślą o swojej wygodzie. One nie rozumieją podstawowej rzeczy, że gdy człowiek nie służy innym ludziom, to właściwie w pełni nie żyje. Jeżeli służy tylko sobie, swojej wygodzie, to jest kimś nieużytecznym – powiedział o uczestniczkach poniedziałkowych marszów Jerzy Zelnik.
W wywiadzie dla portalu wPolityce.pl aktor zwrócił uwagę na współodpowiedzialność za zabicie dziecka obydwu jego rodziców: „Decyzje, które świat podejmuje w imię przyjemnego, egoistycznego życia są bardzo często wymierzone w tegoż człowieka, który je podejmuje. W przypadku aborcji mężczyzna jest na równi odpowiedzialny z kobietą, wbrew temu, co mówią one same, że ma się nie wtrącać. Przecież on współuczestniczy w powstawaniu życia, więc nie jest mniej odpowiedzialny”.
Wesprzyj nas już teraz!
Zelnik odniósł się do haseł, pod jakimi demonstrowali uczestnicy marszów: „Moje ciało, moja sprawa? To, co w takim razie taka kobieta uważa? Że to życie, które w niej się rozwija, można porównać do czegoś w rodzaju obcięcia paznokci? Ona daje schronienie powstającemu życiu i jemu służy. To nie jest obce ciało, tylko nowe życie. Kobieta nie może wyciąć go jak jakiejś rakowej narośli. Zastanawiam się, gdzie te kobiety mają rozum i serce, jeżeli tego nie rozumieją. Tu można chyba mówić o jakimś odczłowieczeniu tych kobiet” – stwierdził.
Aktor szczerze mówił o własnym doświadczeniu związanym z pozbawieniem życia nienarodzonego dziecka.
„We wczesnych latach 60. byłem niestety głupim, niedouczonym, młodym człowiekiem. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, czym faktycznie jest aborcja. Dopiero później obejrzałem film „Niemy krzyk” (…). To było coś przerażającego, patrzyłem jak na najgorszy horror i widziałem jak to maleństwo się broni. Kiedy zrozumiałem, że to już jest człowiek byłem wstrząśnięty własnym czynem, który rozpatruję w kategoriach zabójstwa, a więc najcięższego grzechu” – przyznał Zelnik.
Rozmówca portalu skomentował agresję towarzyszącą proaborcyjnym demonstracjom. „To świadczy o stanie ducha tych pań ubranych na czarno. Ogarnia je wściekłość wobec prawdy i dobra, bo przede wszystkim myślą o swojej wygodzie. One nie rozumieją podstawowej rzeczy, że gdy człowiek nie służy innym ludziom, to właściwie w pełni nie żyje. Jeżeli służy tylko sobie, swojej wygodzie, to jest kimś nieużytecznym. Natomiast jeżeli zrodzi się w nim misja służenia innym ludziom, to wtedy może nastąpić opamiętanie. Myślę, że te kobiety wymagają duchowych rekolekcji (…). Wiele osób zatrzymało się niestety na poziomie niedouczenia i niedojrzałości. Ich religią jest „daj”, a nie „masz” . I tu jest problem.”
RoM
Źródło: wPolityce.pl