Już za niecałe 3 lata kolejne branże będą musiały odprowadzać unijny podatek za emisję dwutlenku węgla. W ramach systemu ETS2 koszty poniosą przedsiębiorstwa transportowe i budowlane. Szczególnie dotkliwe wprowadzenie nowego podatku będzie dla państw średnio zamożnych, takich jak Polska. Z poważnych konsekwencji nowej opłaty sprawę zdaje sobie ministerstwo finansów. Zamiast postawić się eurkoratom, władze szukają sposobu na ograniczenie dotkliwych strat, jakie spowoduje rozszerzenie systemu płatności za emisję CO2.
– Odpowiednie działania osłonowe i inwestycyjne planowane przez rząd, mają maksymalnie złagodzić skutki wprowadzenia systemu opłat ETS2 – powiedział w rozmowie z PAP wiceszef MFiPR Jan Szyszko. Dodał, że cześć z nich będzie finansowana z funduszu SFK, z którego Polsce przypadnie ok. 50 mld zł.
Wiceszef resortu funduszy wyjaśniał, że SFK jest dodatkowym mechanizmem inwestycyjnym, jednak dalece niewystarczającym, aby pokryć koszty społeczne wprowadzenia ETS2 np. w sektorze transportu. Jak zaznaczył, z dostępnych analiz wynika, że wprowadzenie tego systemu może mieć „poważne konsekwencje dla społeczeństwa”, a koszty wprowadzenia systemu są „nieproporcjonalnie wysokie dla krajów i społeczeństw mniej zamożnych w Unii Europejskiej, czyli takich jak Polska”.
Wesprzyj nas już teraz!
Szyszko tłumaczył też, że ETS2 to objęcie systemem handlu emisjami nowych sektorów – przede wszystkim sektorów budynków oraz transportu. Zwrócił uwagę, że wejście w życie systemu będzie w konsekwencji oznaczało wyższe opłaty dla gospodarstw domowych za węgiel, gaz czy olej opałowy. – Wprowadzenie nowego systemu może być szczególnie dotkliwe dla osób mniej zamożnych – ocenił polityk.
Wiceszef MFiPR zaznaczył, że niezależnie od tego, w jakiej formie ETS2 wejdzie w życie i czy stanie się to w 2027 r., czy w 2028 r. resort przygotowuje polski plan na Społeczny Fundusz Klimatyczny.
– Musimy być gotowi na każde rozwiązanie i myśleć o tym, co dalej. Już teraz ze swoimi odpowiednikami w Ministerstwach: Infrastruktury, Rozwoju i Technologii oraz Klimatu i Środowiska rozmawiamy o założeniach Społecznego Funduszu Klimatycznego. Na pewno jedną trzecią całej kwoty, czyli maksimum tego, na co pozwalają zasady Funduszu, będziemy chcieli skierować właśnie na wsparcie potrzebujących – mówił.
Europejski System Handlu Emisjami (ETS) działa od 2005 roku. W ramach systemu przedsiębiorstwa muszą kupować uprawnienia do emisji CO2, uwzględniając w ten sposób „koszty środowiskowe”. Limity z roku na rok są coraz niższe, skutkując wzrostem wydatków. Sprzyja to drożyźnie i osłabieniu konkurencyjności gospodarczej państw członkowskich UE.
Każdemu z krajów przysługuje pewna pula uprawnień, które podlegają regułom handlowym. Ministerstwo Klimatu i Środowiska poinformowało, że w latach 2013-2023 do budżetu państwa wpłynęło dzięki temu 51 mld zł. To pieniądze, które powinny zostać wydane na zieloną transformację.
Koszty przekształcenia gospodarki i energetyki zgodnie z wizją klimatystów są jednak znacznie wyższe. O ich obłędnych rozmiarach pisaliśmy w poniższym artykule:
Za politykę klimatyczną UE płacimy fortunę. To miliardy na destrukcję własnej pozycji w świecie
(PAP)/oprac. FA