15 grudnia 2023

„Jezu, ufam Tobie!” Jak właściwie rozumieć znaczenie tego zawołania?

(Oprac. PCh24.pl)

Nie zaufasz Bogu, jeśli masz fałszywy obraz Boga. Bóg jest Miłością i dopiero wtedy, kiedy faktycznie poznasz, że Bóg pragnie Twojego szczęścia, jesteś w stanie Mu zaufać. Nie ufa się przecież nieznajomym i nie ufa się tym, którzy mają wobec nas niecne zamiary. Żeby Bogu zaufać, trzeba Go poznać – mówi s. Maria Faustyna Ciborowska ISMM, pasjonatka Bożego Miłosierdzia.

Proszę Siostry, co to znaczy zaufać?

To spełnić wolę Bożą. Wola Boża zawarta jest w Dekalogu, w nauczaniu Kościoła, w przysiędze małżeńskiej, w regule zakonnej etc. Czyli jeśli żyjesz jak Bóg przykazał, to już Mu okazujesz zaufanie. A tak jeszcze bardziej życiowo dopowiem, że słowa zapisane na Obrazie Jezusa Miłosiernego: „Jezu ufam Tobie!” oznaczają tyle samo, co „Jezu, niech będzie tak, jak Ty chcesz”. I tu się zaczynają schody… bo to wcale nie jest takie proste, zwłaszcza w chwilach cierpienia.

Wesprzyj nas już teraz!

Zaufanie to odpowiedź na miłość?

Tak, dokładnie tak. Nie zaufasz Bogu, jeśli masz fałszywy obraz Boga. Bóg jest Miłością i dopiero wtedy, kiedy faktycznie poznasz, że Bóg pragnie Twojego szczęścia, jesteś w stanie Mu zaufać. Nie ufa się przecież nieznajomym i nie ufa się tym, którzy mają wobec nas niecne zamiary. Żeby Bogu zaufać, trzeba Go poznać. Naprawdę polecam lekturę 1. Listu św. Jana – naocznego świadka miłosiernej miłości Chrystusa.

Co nam przeszkadza zaufać Jezusowi? 

Kilka jest przyczyn utrudniających zaufanie Panu Jezusowi. Pierwsza, to nasza natura osłabiona po grzechu pierworodnym, czyli grzechu nieposłuszeństwa wynikającego z braku zaufania Słowu Boga, które jest prawdą i które ostrzegało, by nie zrywać zakazanego owocu, bo nastąpi niechybnie śmierć. Człowiek uwierzył diabłu i stąd ma problem zaufać Bogu.

Kolejną przeszkodą mogą być nieprzepracowane emocje, niepożądane uczucia, które się w nas rodzą pod wpływem cierpienia. One robią dużo hałasu. To jest dokładnie tak, jak napisała św. Faustyna w „Dzienniczku”: Natura zepsuta burzy się, i choć wola i rozum są wyższe ponad cierpienie, bo są w stanie czynić dobrze tym, co im zadają cierpienie, to jednak uczucie robi dużo hałasu i jak duch niespokojny napada na wolę i rozum (nr 1152). W zaufaniu przeszkadza także fałszywy obraz Boga. Niektórzy widzą w Nim wrednego policjanta czyhającego na błędy kierowców, żeby tylko wlepić mandat i dać karne punkty. Nie potrafią uwierzyć w to, co czytamy w Ewangelii św. Jana, że Bóg jest miłością (1 J 4, 16), że oddał swoje życie za nas, Sam, z własnej woli. Nikt mu nie kazał: Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. (J 10, 18).  

I trzecia przeszkoda do autentycznego zaufania Jezusowi, to błędne pojęcie tego, czym jest zaufanie. Niektórzy modlą się tak: „Jezu ufam Tobie, czyli wysłuchasz mojej prośby i spełnisz to, o co Cię proszę”. Ale nie na tym polega zaufanie. Zaufanie to zgoda na to, co Bóg da, ale i na to, co zabierze… Świetnie to wszystko podsumowuje s. Faustyna, która wyznała: Pragnę żyć duchem wiary, przyjmuję wszystko, co mnie spotka, że mi to podaje miłująca wola Boża, która szczerze pragnie mojego szczęścia, a więc przyjmę wszystko, co mi Bóg ześle, z poddaniem i wdzięcznością, nie zważając na głos natury ani podszepty miłości własnej (nr 1549).

Jak zaufać Panu Bogu w trudnych chwilach, w zwątpieniu, braku nadziei? 

Pozwólcie Drodzy Czytelnicy, że opowiem Wam historię młodej kobiety, której zaufanie Bogu stało się dla mnie niezapomnianą lekcją. Pani Maria przyjechała do Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie – Łagiewnikach i zadała mi pytanie: „Siostro, czy ja się dobrze modlę?” Trochę się spiesząc, odpowiedziałam pytaniem: „A jak się Pani modli?”. Jej odpowiedź była dla mnie zaskakująca: „Jezu, niech będzie tak, jak Ty chcesz”. Zareagowałam entuzjastycznie jak nauczyciel wobec celującej odpowiedzi ucznia, mówiąc: „Świetnie, o to właśnie chodzi w zaufaniu”. Kobieta poszła dalej, a ja nie miałam wówczas pojęcia, co działo się  w jej sercu. Dopiero po kilku latach otrzymałam list od pani Marii. Dowiedziałam się, że tamtego dnia, kiedy mnie zatrzymała chcąc się upewnić, czy się dobrze modli, miała złośliwego raka. To matka trójki dzieci, która po otrzymaniu diagnozy i wyroku rychło zbliżającej się śmierci była w czwartym miesiącu ciąży. Zrezygnowała z chemii celem uratowania życia dziecka. Nie przyjechała do Łagiewnik prosić o cud uzdrowienia. Wyobrażacie to sobie? Z listu dowiedziałam się, że pani Maria każdego dnia żarliwie się modliła o to, by nie zwątpić w dobroć Boga.

Za jej pozwoleniem przytaczam fragment listu: „Droga Siostro… nie chciałam narzekać. Nie stawiałam pytania „dlaczego”, które tylko pogłębia żal, ale nie daje satysfakcjonujących odpowiedzi. Starałam się żyć normalnie, choć sił coraz bardziej ubywało. Zaufałam jednak mocno miłości Boga, który przecież jeszcze bardziej niż ja, ukochał mojego męża i nasze dzieci. Ta głęboka ufność, że Bóg jest miłością i że On wie lepiej, widzi więcej, dawała mi siłę, by nie zdezerterować”.

To jest zaufanie. Ta kobieta całkowicie oddała swoje losy i przyszłość rodziny Panu Bogu. Żyje. Do dzisiaj głowią się lekarze, jakim prawem tak dobrze funkcjonuje jej organizm.

Wiadomo, że nie zawsze jest happy end. Moja chrześniaczka Patrycja po pięciu latach cierpienia z powodu raka zmarła. Czy wtedy stać mnie było na modlitwę: „Jezu, ufam Tobie”? Absolutnie nie. Stwierdziłam, że chyba Boga nie ma, skoro dopuszcza do cierpienia tak niewinnych dzieci. Ale kiedy wzburzone emocje uspokoiły się, kiedy zaczęłam czytać „Dzienniczek” św. Siostry Faustyny, powoli, powoli zaczęłam rozumieć, czym jest zaufanie. Ufam, to znaczy trwam przy Tobie Jezu, chociaż mnie bardzo boli i nie rozumiem. Ufam to znaczy trwam na dobre i na złe przy Tobie Boże. Każdy z nas jest wolny. Może pójść drogą, jaką chce. Ja wybrałam drogę zaufania i nie żałuję. Wiem, o czym mówię. Teraz, kiedy mówię o zaufaniu, jestem świadkiem. Nie przekazuję wiedzy książkowej, ale dzielę się po prostu moim doświadczeniem wiary.

Dopiero w momencie kiedy jest zaufanie – możemy mówić o prawdziwej relacji? 

Oczywiście, że tak. W ogóle problemy w zaufaniu biorą się również stąd, że często o Bogu myślimy jak o kimś dalekim, niedostępnym. I wtedy te relacje z Bogiem są nijakie. Owszem Boga czcimy, „do kościółka” w niedzielę idziemy, ale brakuje miłości. Nie ma relacji, bo nie ma bliskości. Żeby ufać, trzeba się spotykać, trzeba być blisko. On jest blisko, tylko my Go traktujemy daleko.

Zaufania powinniśmy uczyć się od Matki Bożej? 

Jak najbardziej. Matka Boża to mistrzyni zaufania Bogu, ale żeby móc naśladować Maryję w Jej postawie zaufania, też warto byłoby się z Nią bliżej poznać. Poczytać dobre książki o Matce Bożej, a przede wszystkim spotykać się z Nią w czasie lektury Słowa Bożego i na medytacji. Dla mnie Maryja jest niedoścignionym wzorem zaufania, bo w chwili zwiastowania miała daną obietnicę, że Jej Syn będzie panował na wieki, a tymczasem On umiera na krzyżu. Maryja miała pełne prawo odejść od Boga. Zaufała wbrew zdrowemu rozsądkowi. I obietnice Boże się spełniły, ale w Wielki Piątek i w Wielką Sobotę wszystko jakby zdawało się świadczyć o tym, że Bóg kłamie. I mimo to Maryja nie straciła wiary. Zaufała do końca i tym sposobem zwyciężyła. Jestem zachwycona postawą Maryi. Jej zaufanie mnie inspiruje.

Dziękuję za rozmowę

Marta Dybińska

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij