Inkluzywiści nie mogą uporać się z Panem Jezusem. Ostro krytykował faryzeuszy, piętnował grzech, wzywał do nawrócenia. Inkluzja chce tymczasem „włączyć” każdego takim, jakim jest. Z Jezusem to niemożliwe; albo Zbawiciel nawróci się na „słuszne poglądy” – albo trzeba Mu podziękować i „przezwyciężyć” Go jako kulturowego przemocowca. Takie poglądy głoszą dziś… uczeni filozofowie religii i niektórzy jezuici.
Na łamach „Gazety Wyborczej” ukazał się wywiad przeprowadzony przez red. Marcina Wójcika z Ireneuszem Ziemińskim, filozofem religii, profesorem Uniwersytetu Szczecińskiego. Ziemiński oskarża w rozmowie Jezusa Chrystusa o plemienność, wykluczanie i stygmatyzowanie, nazywając Ewangelie tekstami przemocowymi. Czytelnik może zastanawiać się, dlaczego portal PCh24.pl poświęca takiemu materiałowi uwagę; w końcu rzecz – jak zaraz się zresztą okaże – jest po prostu niepoważna i wydaje się, że właściwe byłoby ją po prostu zignorować. Tak byśmy rzeczywiście uczynili, gdyby nie fakt, że Ziemiński w swojej krytyce Jezusa nie jest bynajmniej odosobniony; podobną narrację o Zbawicielu zaprezentował ostatnio… ojciec Antonio Spadaro, jezuita, długoletni redaktor naczelny magazynu „La Civiltà Cattolica”, włączony niedawno przez papieża Franciszka do Dykasterii ds. Kultury i Edukacji. Oskarżanie Ukrzyżowanego o przemocowość nie wydaje się być intelektualnym wybrykiem marginesu antyklerykalnych polskich ateistów; jest raczej konstytutywnym elementem ideologii inkluzji. Zestawienie ocen Ziemińskiego oraz Spadaro pozwoli nam, jak sądzę, poczynić kilka bardziej ogólnych uwag dotyczących operacji połączenia chrześcijaństwa z inkluzywizmem.
Wesprzyj nas już teraz!
Amoralna opresja Kazania na Górze
Ziemiński wyznał „Wyborczej”, że krytyką Pisma Świętego zainteresował się po to, by obalić znane antyklerykalne hasło: „Jezus tak, Kościół nie”. Według Ziemińskiego nie jest bynajmniej prawdą, jakoby to wyłącznie struktura klerykalna Kościoła odpowiadała za przypisywaną chrześcijaństwu przemocowość i opresyjność; to w samej osobie Jezusa Chrystusa i w Jego nauczaniu należy szukać właściwych źródeł postawy wykluczania. „Kościół dlatego uczynił tak wiele zła w dziejach, że starał się wiernie stosować do słów Jezusa” – głosi Ziemiński (to cytat z jego książki o „amoralności chrześcijaństwa”, która ukaże się wkrótce).
„Metoda badawcza”, którą zastosował Ziemiński wobec Ewangelii, byłaby wręcz śmieszna, gdyby nie powaga kwestii. Szczeciński filozof postanowił po prostu wypowiedzi Pana Jezusa interpretować złośliwie, tak, żeby każdej nadać szkodliwą interpretację. Tak mówi na przykład o Kazaniu na Górze: „Jest to w istocie tekst przemocowy wzywający do bierności, zachęcający krzywdzicieli do krzywdzenia, ofiarom zaś dający pociechę jedynie w życiu przyszłym. Jezus stawia przy tym warunek dodatkowy – prześladowani otrzymają nagrodę tylko wtedy, gdy będą cierpieć z powodu wiary w niego”. Podobnie „interpretuje” metaforę wiernych jako owiec: „ Owieczki to bezmyślne istoty, nad którymi czuwa pasterz. Zagania je kijem do zagrody i trzyma w posłuszeństwie. Kiedy jedna odrywa się od stada, pasterz zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć, żeby odnaleźć zagubioną. Mogłoby się wydawać, że to szlachetne – szuka jednej zbłąkanej. W rzeczywistości pasterz wie, że ta jedna pokazała, że można się zbuntować. Dlatego musi ją odnaleźć i przyprowadzić do stada, aby pozostałe nie próbowały jej naśladować, wyrywając się z niewoli”. Podobnych zabiegów jest u Ziemińskiego więcej. Wszystko służy temu, by uczynić z Jezusa radykalnego przemocowca. Rozmówca „Wyborczej” twierdzi na przykład, że o takiej postawie Zbawiciela świadczą „często obraźliwe, plemienne i wykluczające epitety – niewierzący to chwasty, żmije, psy, wieprze”. „Nawet posyłając apostołów, Jezus każe omijać miasta pogan i Samarytan jako niegodnych Dobrej Nowiny, nie należy bowiem rzucać pereł przed wieprze. Świadczy to o tym, że Jezus używał określeń, które były i są stygmatyzujące i obraźliwe” – stwierdził.
Jezus – nacjonalista przed nawróceniem
Starczy; przejdziemy teraz od Ziemińskiego do autora cokolwiek poważniejszego, to znaczy – ojca Antonia Spadaro. W sierpniu tego roku na łamach lewicowo-liberalnego „Il Fatto Quotidiano” ojciec Spadaro opublikował komentarz do Ewangelii św. Mateusza 15, 21-28, gdzie opisane zostało spotkanie Zbawiciela z kobietą z Kanaanu. „Twardość Mistrza jest niezachwiana. Teraz nawet Jezus jest teologiem: misja otrzymana od Boga ogranicza się do dzieci Izraela, więc nie ma mowy. Miłosierdzie nie jest dla niej. To wykluczone, nie ma dyskusji. […] [Jezus] odpowiada tej biednej kobiecie kpiąco i lekceważąco. […] Spadek tonu, stylu, człowieczeństwa. Jezus sprawia wrażenie, jakby zaślepił go nacjonalizm i rygoryzm teologiczny” – pisze. Dopiero „kilka dobrze ułożonych słów” kobiety kananejskiej sprawia, że „podważona jest sztywność Jezusa”, zostaje On „nawrócony na siebie”. „I od tej chwili jej córka została uzdrowiona. Jezus również wydaje się uzdrowiony, a ostatecznie okazuje się wolny od sztywności dominujących elementów teologicznych, politycznych i kulturowych swoich czasów. […] Oto ziarno rewolucji” – pisał Spadaro.
To oczywiście interpretacja niezgodna z Tradycją. Św. Tomasz wskazywał, że milczenie i obojętność Jezusa były celowe. Chciał pokazać, że to, co jest poza prawem, można uzyskać dzięki ustawicznej modlitwie; chciał, aby pobożność kobiety kananejskiej jeszcze wzrosła; chciał dać okazję uczniom, aby się za nią wstawili, bo jakkolwiek ktoś jest dobry, zawsze musi modlić się za innych. Św. Hieronim uczył z kolei, że Pan Jezus pozwolił, aby kobieta ukazała swoją wiarę, cierpliwość i pokorę. To dlatego, pisał Hieronim, Pan Jezus był tak wstrzemięźliwy – wiedział, co powie kobieta i chciał, aby jej doskonałość wyszła na jaw.
Jezus nie mieści się w ideologii inkluzji?
Niechęć do Jezusa i brak wiary w Jego boskość są u Ziemińskiego oczywiste i nieskrywane; u Spadaro – dorozumiane. Jezus nie mógł być w pełni Bogiem, jeżeli potrzebował nawrócenia; okazałby się więźniem kultury swoich czasów, który dopiero odkrywał, dzięki pomocy innych ludzi, prawdziwą wolę Ojca. To jawna herezja, zostawmy jednak teraz na boku ortodoksję (czy jej brak) ojca Spadaro. To, co dla nas interesujące, to fakt głębokiej niekompatybilności ideologii inkluzji z osobą Jezusa Chrystusa, poniekąd zaskakujący biorąc pod uwagę modus operandi dotychczasowych wielkich narracji antychrześcijańskich.
Ideologia Oświecenia zwalczała chrześcijaństwo, ale większość ówczesnych autorów traktowała Jezusa jako czcigodnego nauczyciela moralności; próbowali spiąć Jego nauczanie z własnymi ideami. Przewrotnie, z trudem, ale – próbowali. Podobnie działali marksiści, czyniąc ze Zbawiciela protokomunistę i radykalnego bojownika o sprawiedliwość społeczną. Nawet ideologia nazistowska sięgała po osobę Chrystusa, przypisując mu „rasowo słuszne” pochodzenie i wybierając te z Jego nauk, które odpowiadały potrzebom narracji NSDAP. Również w bliższych nam czasach wielu antyklerykalnych autorów sięga po Jezusa, przedstawiając Go jako reprezentanta uciśnionych mniejszości przeciwko opresji społecznej ówczesnego systemu.
„Włączanie” człowieka i grzechu
Ci, którzy reprezentują ideologię totalnej inkluzji, nie są w stanie zrobić tego samego. Wprawdzie można byłoby próbować czynić z Jezusa awangardzistę ruchu woke i „włączania”, jak jednak poniekąd słusznie zauważają Ziemiński i Spadaro – jest w Ewangeliach na tyle dużo „ostrych” i surowych wypowiedzi, że takie zadanie cechuje straceńcza karkołomność. Pan Jezus był, rzeczywiście, inkluzywny – zapraszał każdego, stawiając jednak warunki: odrzucenie grzechów i wiara w Niego. Ideologia inkluzywna zasadza się na innej metodzie: chce „włączać” każdego takiego, jakim jest, nie wymagając od niego żadnej zmiany. Kardynał Americo Aguiar mówił przed ŚDM w Lizbonie, że na organizowane przezeń „spotkanie z Jezusem” wezwani są wszyscy: katolicy, prawosławni, żydzi, buddyści, muzułmanie, ateiści; wszyscy mają przyjść i wyjść „umacniając się w swoich tożsamościach”. To całkowite przeciwieństwo Chrystusa: Jezus nie tolerował braku wiary, Aguiar wręcz do niego zachęca. Podobnie protagoniści Kościoła synodalnego mówią o błogosławieniu par rozwodników, homoseksualistów i tak dalej. „Błogosławieństwo jest dla każdego, w każdej sytuacji; nie musimy mieć żadnej wiedzy o ludziach, o ich moralności” – mówił niedawno kardynał Victor Fernández, prefekt Dykasterii Nauki Wiary. To jest właśnie inkluzja: włączenie do Kościoła każdego człowieka, bez względu na jego wiarę bądź jej brak, bez względu na jego moralność. W ostateczności wiąże się to z herezją powszechnego zbawienia. Skoro nikt nie jest wykluczony, a wszyscy są włączeni, nie ma grzechu i nie ma moralności: zbawienie jest dla każdego, bezwarunkowo i z góry. Gdyby Jezus nauczał takich teorii, może zaakceptowaliby go Ziemiński i Spadaro. Problem jednak w tym, że nie nauczał; wprost przeciwnie, mówił jasno o istnieniu piekła i grzesznikach, którzy do niego trafią.
Prawdziwy Chrystus
Dlatego właśnie próba przekształcenia Kościoła we wspólnotę pełnej inkluzji musi zakończyć się spektakularną klęską – chyba, że uprzednio z Kościoła zostanie wygnany sam Zbawiciel. Mówiąc delikatnie, Kościół bez Chrystusa jest jednak jakby wewnętrznie sprzeczny, stąd, mimo wszystko, stawiam na klęskę tego projektu.
Krytyka kierowana przez inkluzywnych autorów wobec naszego Zbawiciela może zresztą być poniekąd pożyteczna: niechętni Jezusowi autorzy cytują dokładnie te Jego słowa, które wolą dziś przemilczać biskupi, księża i świeccy teologowie, bojąc się kogokolwiek urazić… Sami są, widać, więźniami ideologii inkluzji, nawet jeżeli nie chcą przyznać się do tego sami przed sobą. Być może należałoby wręcz podziękować Ziemińskiemu i Spadaro za przypomnienie, że Jezus Chrystus – to radykalnie włączająca miłość do każdego człowieka, ale zarazem zdecydowane odrzucenie grzechu.
Taki Chrystus, Chrystus Ewangelii, jest prawdziwy: i tylko w Nim jest zbawienie.
Paweł Chmielewski