Jeden z czołowych głosów konserwatyzmu na świecie przekonuje o konieczności realizacji celów zrównoważonego rozwoju, wyznaczonych przez oenzetowskie agencje w 2015 r. Nie podziela jedynie sposobu ich realizacji, lamentując, że „próbując zrobić wszystko naraz, ryzykujemy, że w istocie zrobimy bardzo niewiele”.
W manifeście opublikowanym m.in. na łamach periodyku „Wszystko Co Najważniejsze”, popularny kanadyjski psycholog kliniczny wyraża zachwyt nad ponadnarodowymi, centralistycznymi programami poprawy jakości życia na świecie. Globalistyczne plany eliminacji ubóstwa, chorób, powstrzymania wojen czy zmian klimatycznych uznaje za „godne podziwu dążenia”, lecz wraz z ekonomistą Bjørnem Lomborgiem nie zgadza się co do sposobu ich realizacji.
Jak wyjaśnia, niezdolność do osiągnięcia wyznaczonych celów na półmetku drogi, wynika z „niezdolności do ustalenia priorytetów”.
Wesprzyj nas już teraz!
„Zrównaliśmy najważniejsze idee, takie jak wyeliminowanie śmiertelności niemowląt i zapewnienie dostępu do podstawowej edukacji, z zadaniami peryferyjnymi, takimi jak rozwój recyklingu i promowanie stylu życia w zgodzie z naturą” – przekonuje.
Dlatego wraz z Think tankiem Copenhagen Consensus, Peterson wskazuje obszary, na których globaliści powinni skupić swój wysiłek, aby rzeczywiście poprawić jakość życia na ziemi, ponieważ – jak przekonują autorzy tekstu – „próbując zadowolić wszystkich, wydajemy na każdy cel po trochu, co w gruncie rzeczy prowadzi do lekceważenia najskuteczniejszych rozwiązań”.
„Kiedy dzielimy naszą uwagę i staramy się zadowolić wszystkich, wdrażamy pozornie atrakcyjne, ale zatrważająco nieefektywne strategie. Oprócz działań na rzecz walki z głodem i edukacji jest wiele innych, niezwykle skutecznych przedsięwzięć, pozwalających na przykład radykalnie zmniejszyć liczbę zachorowań na gruźlicę oraz ograniczyć korupcję. Są to cele, które możemy i powinniśmy osiągnąć. Imperatyw moralny jest jasny: najpierw musimy robić to, co najlepsze” – piszą autorzy.
Jednak jak dobrze wiemy, problem z celami zrównoważonego rozwoju nie polega jedynie mankamentach centralnego planowania. Przepalanie pieniędzy na „pozornie atrakcyjne, ale zatrważająco nieefektywne strategie” to zaledwie kropla w morzu argumentów przemawiających na ich niekorzyść. Aż zastanawiające, że tak błyskotliwy autor jak Peterson, nie zauważa (lub nie chce zauważyć?) jakie niebezpieczeństwo stwarzają globalistyczne cele same w sobie.
Trudno wyjaśnić w jaki sposób osoba, która swoimi wykładami przekuła niejednego Piotrusia Pana w bohaterskiego Zygfryda, nie dostrzega zaangażowania ONZ w promocję radykalnego feminizmu. Dlaczego ekspert, który jest w stanie ronić łzy w obronie zepchniętych do piwnic „inceli”, nie dostrzega, że hasło „równość płci” działa wyłącznie w jedną stronę? Przecież jako psycholog kliniczny, jak nikt inny ma świadomość coraz tragiczniejszego w skutkach procesu systemowej i kulturowej dyskryminacji mężczyzn. Ba! Nad równościowym paradygmatem debatuje człowiek, który przez nagonkę młodocianych tęczowych radykałów niemal stracił posadę na uczelni.
Ciężko również zrozumieć zachwyt obrońcy zinstytucjonalizowanych struktur społecznych; rodziny i małżeństwa nad antykoncepcyjną mentalnością oenzetowskiej agendy. Gdzie bowiem zapewnienie powszechnego dostępu do aborcji i antykoncepcji, zwanych eufemistycznie „świadczeniami z zakresu zdrowia seksualnego reprodukcyjnego”, zadziałało na korzyść wymienionych wyżej wartości?
Snując narrację w stylu „socjalizm tak, wypaczenia nie”, autor Map sensu… wykazuje się nieprawdopodobną naiwnością, udzielając globalistom niezasłużonego i – co ważniejsze – nieuzasadnionego kredytu zaufania. Naiwnie sądząc, że XX – wieczni spadkobiercy myśli Malthusa kierują się jeszcze zachodnią, łacińską etyką, Peterson najwyraźniej uznał, że „najważniejsze cele nie są realizowane”. Ale jeżeli na serio potraktować wynurzenia Ehrlicha, Ban Ki Moona, czy Maurice’a Stronga, okazuje się, że nie głód, choroby czy wojny są największym problemem, lecz…sam człowiek.
A patrząc z tej perspektywy, globaliści nie mają sobie nic do zarzucenia; poziomy dzietności lecą na łeb na szyję, kolejne pokolenia nie są w stanie zawiązać trwałych relacji, nie mówiąc już o założeniu rodziny i wychowaniu dzieci, a państwa z potencjałem ludnościowym od lat są celem postępującej ideologicznej kolonizacji. Zgodnie z posthumanistycznym paradygmatem, wystarczy ogarnąć czynnik ludzki – factor x – by rozwiązać wszystkie kryzysy trapiące planetę.
Włączając się w próbę „naprawy” globalistycznych planów, czołowy promotor myśli konserwatywnej zachowuje się niczym Polska, wchodząca do Unii Europejskiej by ją „chrystianizować”. Dzisiaj wiemy, kto kogo „nawraca” i na jaką „wyznanie”. Ale skoro Agenda 2030 zdołała już na dobre rozgościć się w Kościele katolickim, to czym jest infiltracja niezwykle wpływowych, lecz osamotnionych obrońców zdrowego rozsądku na Zachodzie.
Piotr Relich
Zrównoważony rozwój. Ten RAPORT obnaża GLOBALISTÓW [KWAŚNIEWSKI, WARZECHA, STELMACH, MAJEWSKI]
Arkadiusz Stelmach: Komunizm zamarkował swoją śmierć i przemalował się na zielono
Skąd pomysł na „zrównoważony rozwój”? Źródłem idee depopulacyjne