22 września 2024

Judasz, zbawienie i potępienie. Paweł Lisicki o pełzającej rewolucji gnostyckiej w Kościele

(PCh24.pl)

Niemal wszystkie pisma gnostyckie, takie jak tzw. Ewangelia Judasza, opierają się na swego rodzaju odwróceniu porządku dobra i zła stąd też różne sekty gnostyckie programowo głosiły na przykład pochwałę łamania prawa moralnego. Chodziło o to, żeby przez zbawić się przez grzech. Zdaniem gnostyków prawo moralne to prawo, które wiąże człowieka w sumieniu i jest dziełem złego Demiurga, złego Boga. Dlatego też zbawienie można uzyskać albo łamiąc to prawo, albo nie uznając go. Ci, którzy go nie uznawali, musieli to zamanifestować. Ci zaś, którzy chcieli je złamać i wyjść ze „szponów złego Demiurga”, musieli odwrócić wszystkie znaki i przez to ze złego Apostoła zrobić „ostatniego sprawiedliwego”, który poprzez swoją zdradę przyczynił się do naszego zbawienia – mówi w rozmowie z portalem PCh24.pl Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”, ekspert programu „Ja, Katolik. EXTRA” na antenie PCh24 TV.

 

Szanowny Panie Redaktorze, pozwolę sobie zacząć naszą rozmowę od sarkazmu, co podkreślam, żeby nie było co do tego wątpliwości. Skąd w Panu aż tyle nienawiści? Pytam, bo zapewne taki wniosek nasunął się modernistom, progresistom i innym „nowoczesnym” i „liberalnym” katolikom po przeczytaniu Pana eseju pt. „Judasz i wyrok potępienia”. Niejednokrotnie słyszałem od współczesnych teologów i kapłanów, że Kościół nikogo nie potępił, ani nigdy kategorycznie nie orzekł, że ktoś po śmierci trafił do piekła. W związku z tym jak może Pan Redaktor łączyć Judasza z potępieniem i sugerować, że taki zapadł na niego wyrok?

Wesprzyj nas już teraz!

Kościół został założony przez Chrystusa i ma być wierny Chrystusowi. W tej konkretnej sprawie, nawet jeśli któryś z oficjalnych głosów reprezentujących Kościół ogłosiłby, że Judasz nie został potępiony, to przypominam, iż Judasza potępił sam Pan Jezus. Rozumiem więc, że ci teologowie, którzy twierdzą, że takiego głosu nie było mają tylko jedno wyjście: mogą oni uważać i głosić, że opisane w Nowym Testamencie słowa Pana Jezusa dotyczące Judasza – że wstąpił w niego zły duch; że jest tym, który wydał Chrystusa na śmierć; że jest synem zatracenia; że „byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził” (Mt 26, 24) – przez stulecia były źle interpretowane i źle odczytywane, a oni sami lepiej wiedzą, co Pan Jezus miał na myśli. To by jednak prowadziło nas do swego rodzaju przewrotu, do osobliwej autonomizacji Kościoła. Okazałoby się, że porzuciwszy naukę swojego Mistrza i Założyciela, Kościół sam zacząłby ustanawiać swoją własną naukę przeciwną temu, co mu zostało przekazane.

Można oczywiście twierdzić, że wszystkie te słowa i twierdzenia Pana Jezusa, są nieprawdziwe, że pochodzą z późniejszych źródeł. To jest postawa charakterystyczna dla teologii liberalnej, protestanckiej. Jeśli przyjmiemy ją za własną, wówczas w ogóle stracimy podstawę, jaką dla autorytetu Kościoła musi zawsze być Pismo Święte. No bo jeśli jasne, wyraźne, jednoznaczne i niebudzące żadnych wątpliwości wypowiedzi Chrystusa Pana w różnych Ewangeliach o Judaszu zostaną odrzucone, podważone, uznane za nieważne, niebyłe i nieistotne, to taki sam manewr można zastosować do każdej innej wypowiedzi, każdego innego słowa Syna Bożego. Nic się nie ostoi.

To by nas prowadziło do wniosku, że w ogóle nie ma Objawienia Bożego, nie ma Słowa Bożego, a cała Tradycja apostolska, która od wieków stanowi nienaruszalny depozyt dla Kościoła jest nieważna i nieistotna.

 

Ale przecież sam generał jezuitów nazywany „czarnym papieżem” ojciec Arturo Sosa w 2018 roku komentując słowa prefekta Kongregacji Nauki Wiary kardynała Gerharda Müllera o nierozerwalności małżeństwa, stwierdził, że w czasach Pana Jezusa nie było dyktafonu pozwalającego nagrać Jego słowa… Skoro takie słowa padają z ust ważnej postaci w Kościele…

Chrześcijanie od zawsze przyjmowali naukę Chrystusa, nie w oparciu o to, że ktoś im puścił nagranie z dyktafonu, czy nie, tylko w oparciu o zeznania, wyznania świadków bezpośrednich; tych, których Chrystus sam wybrał. Tych, którzy swoją prawdomówność potwierdzali gotowością śmierci. To mocniejsze niż jakikolwiek dyktafon.

Kiedy dokonała się zdrada Judasza, a Apostołowie zebrali się w Jerozolimie, aby uzupełnić kolegium Dwunastu ostatecznie wybrano Macieja. Stało się to w drodze losowania spośród dwóch kandydatów. Kto mógł zostać wybrany? Najważniejszym kryterium było to, że kandydat musiał towarzyszyć Panu Jezusowi od początku, czyli od chrztu Jana, aż do Jego śmierci i zmartwychwstania. Musiał być on w związku z tym obecny przy Chrystusie przez cały okres publicznego nauczania i w chwilach największych wyzwań. By wejść do Dwunastu musiał wszystko widzieć i słyszeć.

Słowo „martyr” pierwotnie oznaczało świadka w sądzie, świadka sądowego, człowieka powołanego w czasie procesu po to, żeby poświadczył jakiś fakt, czyli to, co mógł dostrzec swoimi albo wzrokiem, albo co mógł usłyszeć swoimi uszami. Więcej. Miał to być człowiek, co do którego istniało przekonanie, że jest rzetelny, że jest wiarygodny, nie oszukuje, nie ulega emocjom, nie kreuje rzeczywistości. Takimi świadkami byli właśnie Apostołowie, którzy byli świadkami, do których możemy mieć pełne zaufanie. Byli to ludzie posiadający prawdziwą wiedzę na temat życia i śmierci Jezusa Chrystusa. Z Nim jedli i pili, patrzyli na Jego cuda i słuchali Jego nauk. Byli przez Niego posłani. Zawsze fizycznie byli obecni tam, gdzie dokonywały się wielkie rzeczy Boże.

Trzeba również pamiętać, że ludzie w starożytności dysponowali nieporównywalnie lepszymi od nas technikami mnemotechnicznymi. Dzisiaj ten cały ogrom informacji, z jakim mamy do czynienia jest najczęściej zapisywany już nawet nie na papierze, tylko gdzieś w wirtualnej chmurze, na dyskach komputerów, w telefonach etc. W starożytności takich możliwości nie było. W związku z tym trzeba było ćwiczyć własną pamięć, co Żydzi na przykład robili od najmłodszych lat. Mamy przekazy mówiące o tym, że w bardzo wczesnym okresie, czasem od czwartego, czasem od piątego roku życia ćwiczono chłopców właśnie do tego, żeby zapamiętywali ogromne partie materiału, aby mogły potem z pamięci przywoływać różne fakty.

Krótko mówiąc: pamięć uczniów Chrystusa, pamięć Dwunastu, pamięć Apostołów, sprawiała, że możemy mieć bardzo daleko idące zaufanie co do autentyczności przekazu Nowego Testamentu. W ich oczach Jezus był Prorokiem, potomkiem Dawida, boskim Synem Człowieka. Od początku zatem chwili zachować w pamięci wszystkie Jego czyny i słowa. Można sądzić, że jeszcze gdy żył notowali Jego nauki i zapisywali opowieści o Jego czynach. Potem wielokrotnie powtarzali w pamięci przekazy. Apostołowie nie potrzebowali dyktafonów, ponieważ taką rolę pełniła ich pamięć. Co więcej: nie była to pamięć martwa, to znaczy taka, że oni tylko przekazywali suche, nagie fakty. Apostołowie przekazywali bowiem fakty z interpretacją, z kontekstem etc.

Jeśli więc Ewangelie przekazują nam wiedzę na temat tego, co działo się z Judaszem i w jaki sposób był traktowany przez Chrystusa jego czyn, to możemy mieć pewność, że naprawdę było.

 

Dlaczego w związku z tym fakty zawarte w Ewangeliach są tak często poddawane reinterpretacjom albo „odczytywane na nowo”? Dlaczego do Ewangelii jest tak mocno krytyczne podejście, a jako prawdę objawioną, której nie należy badać, tylko przyjąć jako pewnik podchodzi się do tzw. Ewangelii gnostyckich, m.in. Ewangelii Judasza, czyli gnostyckiego apokryfu odnalezionego kilkadziesiąt lat temu?

Sama kwestia wszystkich możliwych przeinaczeń Ewangelii, to temat na kilka osobnych, bardzo długich rozmów. Nie ulega jednak dla mnie żadnej wątpliwości, że kluczowym jest tutaj przypadek Judasza i zmiana podejścia do zdrajcy Chrystusa.

Żyjemy w epoce, w której ogół ludzi jest przekonanych o tym, że zostaną zbawieni. Dzieje się tak, ponieważ i do Kościoła wkradła się w bardzo niepokojący sposób swego rodzaju ideologia powszechnego zbawienia czy też może raczej teologia powszechnego zbawienia. Jest ona inna stroną szerzącego się od wieków kultu człowieka. Chwałę Boga zastępuje kult człowieka, jego rzekomej nieskończonej godności. Człowiek staje się quasi Bogiem. A zatem musi być zbawiony.

Pierwowzorem tej teologii jest stary błąd Orygenesa, który został potępiony zresztą przez Sobór w Konstantynopolu w 553 roku. Według Orygenesa wszyscy ludzie zostaną zbawieni. Co tam zresztą ludzie… Jego zdaniem również wszystkie złe duchy, demony zostaną zbawione, co stoi w jaskrawej sprzeczności z licznymi wypowiedziami Chrystusa Pana.

Niestety od okresu Oświecenia ten „radykalny optymizm zbawczy”, czyli przekonanie, że wszyscy ludzie zostaną zbawieni, przeniknął do Kościoła i dzisiaj zbiera coraz większe żniwo. Zaczęło się m.in. od tez głoszonych przez Karla Rahnera, według którego wszyscy ludzie są chrześcijanami, nawet jeśli o tym nie wiedzą. Nieważne w co i jak wierzą świadomie, nieświadomie są „anonimowymi chrześcijanami”. Nawet ateiści przeżywają własną egzystencję i tym samym „anonimowo” wierzą. W tym ujęciu wiara nie ma żadnej treści.

Podobne tezy głosił Henri de Lubac. Jego zdaniem również niewierzący zostaną zbawieni dzięki temu, że wierzący w ich imieniu przyjmują chrzest, o którym tamci nie wiedzą etc.

Takich różnych teorii mających uzasadnić, że Chrystus jednoczy się z każdym człowiekiem na wieki i każdego zbawi jest całe multum. Wszystkie one mają wywyższyć naturalnego człowieka. Są one ukrytą forma bałwochwalstwa człowieka. Zamiast stać się przebóstwiony dzięki łasce, okazuje się on naturalnym bogiem z urodzenia.

Żeby ta fałszywa teologia zdobyła uznanie trzeba pozbyć się potępienia Judasza. Judasz stanowi swego rodzaju przypadek graniczny. Gdyby się udało „ocalić” Judasza wszystko byłoby łatwiejsze. Gdyby udało się oficjalnie ogłosić, że stanowcze, jednoznaczne słowa Chrystusa potępiające Judasza i jego zdradę Syna Człowieczego to jakieś „ojcowskie upomnienie”, „wezwanie Judasza do rozeznania sytuacji”, „wyraz miłosierdzia” i w związku z tym czyny Judasza absolutnie nie pociągają za sobą żadnej kary, to wówczas otwiera się droga dla wszystkich. Oznaczałoby to bowiem, że nie ma już takiego czynu, takiego zła, takiej niegodziwości, za którą człowiek jest potępiony. A jeśli tak, jeśli Judasz nie jest potępiony, to tym bardziej nie można potępić już kogoś, kto dopuścił się „mniejszych zbrodni”.

Właśnie dlatego Judasz jest kluczem. Obalenie jego potępienia, tak wyraźnego w Nowym Testamencie, jest sposobem by przyjąć ideologię powszechnego zbawienia, uniwersalnego zbawienia wszystkich ludzi. Właśnie dlatego tak wielu teologów próbuje odwracać kota ogonem i nadawać nowy sens postawie Judasza oraz całkowicie pomijać bądź albo zmieniać przekaz zawarty w Ewangeliach.

Stąd również tak wielkim uznaniem cieszą się różnego rodzaju pseudo-ewangelie, bo tak należy nazywać te dokumenty. Gdybyśmy bowiem chcieli mówić o Ewangelii, to musielibyśmy mówić o zapisie przekazu świadków, tak jak to jest w przypadku czterech Ewangelii kanonicznych, o opisie historycznym, o ludziach, którzy byli na miejscu, widzieli, słyszeli, którzy byli wiarygodnymi świadkami. 

W przypadku tzw. Ewangelii Judasza ogromna popularność tego gnostyckiego apokryfu bierze się stąd, że odwraca on cały porządek rzeczy. Okazuje się, że Judasz jest „tym dobrym” i nie można go potępiać. Że w zasadzie był postacią tragiczną a to dlatego, że to on najbardziej i najmocniej zaufał Chrystusowi, a Chrystus zaufał jemu powierzając mu misję „zdrady Syna Bożego”.

Niemal wszystkie pisma gnostyckie, takie jak tzw. Ewangelia Judasza, opierają się na swego rodzaju odwróceniu porządku dobra i zła stąd też różne sekty gnostyckie programowo głosiły na przykład pochwałę łamania prawa moralnego. Chodziło o to, żeby przez zbawić się przez grzech. Zdaniem gnostyków prawo moralne to prawo, które wiąże człowieka w sumieniu i jest dziełem złego Demiurga, złego Boga. Dlatego też zbawienie można uzyskać albo łamiąc to prawo, albo nie uznając go. Ci, którzy go nie uznawali, musieli to zamanifestować. Ci zaś, którzy chcieli je złamać i wyjść ze „szponów złego Demiurga”, musieli odwrócić wszystkie znaki i przez to ze złego Apostoła zrobić „ostatniego sprawiedliwego”, który poprzez swoją zdradę przyczynił się do naszego zbawienia.

Nieważne, jakie jest Prawo Boże, jakie jest prawo moralne i czy ktoś go przestrzega czy złamie, bo i tak będzie zbawiony. Mało tego teologia powszechnego zbawienia stanowi wręcz zachętę do łamania Prawa Bożego, bo zawsze zostaniemy uratowani przez Boże Miłosierdzie. Nie ma więc dobra i zła; jest tylko zbawienie, nie ma potępienia. Czegokolwiek człowiek nie zrobi to i tak po śmierci trafi do nieba. W tej koncepcji jedynym prawem jest bezprawie. Człowiek pozbywa się sumienia i nie odczuwa potrzeby pokuty i zadośćuczynienia za swoje grzechy. Dlaczego miałoby tak być, skoro nie stoi ponad nim żaden sędzia? Pojęcie Bożej sprawiedliwości, zostaje wymazane. Zostaje nam tylko jakieś pseudo-miłosierdzie. Bóg nie może człowieka potępić, bo przyznałby, że jest okrutny. Nowa teologia bierze Boga w jasyr, szantażuje Go. Albo zbawi wszystkich, albo jest okrutnikiem.

Mówię pseudo-miłosierdzie, ponieważ samo miłosierdzie jest bardzo ważnym aspektem działania Bożego, ale tylko wtedy, jeśli jednocześnie myślimy o Bogu jako o Bogu Sprawiedliwym. Miłosierdzie bez sprawiedliwości jest pojęciem całkowicie pustym, a ono niestety w taki sposób jest często przedstawiane. Co więcej: takie podejście czy takie uznanie, że wszyscy zostaniemy zbawieni,  jest wypisz, wymaluj dokładnie tym, co przez wieki teologia katolicka określała jako jeden z najcięższych grzechów. To był ten grzech pychy, grzech przesadnego zaufania w miłosierdzie Boże.

Jak to się stało, że wielu współczesnych teologów głosi tezy, które przez Kościół były wielokrotnie i jednoznacznie potępiane; tezy, które przeczą zdrowemu rozsądkowi; które zaprzeczają Nowemu Testamentowi, to oczywiście temat na osobną rozmową. Wracając jednak do głównego wątku, czyli do Judasza. Niezbawiony Judasz jest niewygodny dla progresistów, ponieważ stanowi on zaprzeczenie teorii powszechnego zbawienia.

To jest tak jak z kwantyfikatorem. Jeśli istnieje chociaż jeden przypadek negujący powszechną prawdę, to prawda już nie jest powszechna. W tym wypadku oznacza to, że nie wszyscy zostaną zbawieni, a jak nie wszyscy, to ktoś zacznie się zastanawiać: „A może ja też nie zostanę zbawiony?”. I to jest oczywiście coś, z czym ci teologowie, publicyści etc. nie są się w stanie pogodzić.

 

Doszliśmy więc do sytuacji absurdalnej, że tezy i ideologie anty-chrześcijańska są często uznawane i głoszone jako rzecz należąca do depozytu wiary. Właśnie dlatego jest lansowane hasło, że to Judasz był pierwszym męczennikiem za wiarę, że to on był najgorliwszym uczniem Chrystusa o to on w pełni wykonał wolę Zbawiciela. To dlatego również Judasz jest przeciwstawiany świętemu Piotrowi, który trzy razy zaparł się w Pana Jezusa, a mimo to dzierży klucze Królestwa Niebieskiego? To dlatego Judasz jest przeciwstawiany Dobremu Łotrowi, któremu Pan Jezus obiecał na Krzyżu, że jeszcze tego dnia będziesz z Nim u Ojca w niebie?

Tak. Jest to efekt przeniknięcia do Kościoła nauk gnostyckich, czyli odwrócenia wszystkich wartości, czy też przewartościowania wszystkich wartości. To jest koncepcja zła, które – że tak powiem – nie jest złem. Zło jest tutaj nieuchronnym momentem rozwoju dziejów, czymś wręcz koniecznym dla rozwoju. Bez zła nie byłoby dobra, a dobro rośnie przechodząc przez zło.

Judasz tu idealnie pasuje, bo jest koniecznym elementem tego rzekomo wykonywanego przez Boga planu. Wszystko to oczywiście ma się nijak do przedstawień ewangelicznych. Cała ta koncepcja, cała ta konstrukcja jest wyłącznie konstrukcją pseudofilozoficzną, wynikającą z ludzkiego chciejstwa i z potrzeby pewności bycia zbawionym.

To jest po prostu psychologizowanie i budowanie teologii i filozofii w oparciu o naszą potrzebę zabezpieczenia się. Widzi mi się zastępuje obiektywne Słowo. Oznacza to zerwanie z tym, co historyczne; z tym, co przekazane; z tym, co objawione; z tym, co jasne i z tym, co wyraźne.

Oczywiście każdy z nas może sobie tworzyć dowolną teorię. Ktoś może uznać, że wszyscy jesteśmy krasnoludkami. Ktoś inny może ogłosić, że w ramach rozwoju dziejowego za chwilę przemienimy się w maszyny parowe albo w komputery. Każdy więc może wygłaszać dowolną tezę. Język ludzki ma bowiem tę zdolność, że za jego pomocą tworzymy zdania. Jedne są sensowne, inne nie. Jedne odpowiadają rzeczywistości, a inne nie etc. Natomiast jeśli mówimy o Judaszu poważnie, odwołując się do Nowego Testamentu, to żadna z hipotez mówiących o jego zbawieniu nie ma podstaw.

 

Przepraszam, ale ludzie, o których rozmawiamy, którzy tworzą tę nową teologię, którzy posiłkują się gnozą etc. mają już gotową odpowiedź na Pana wątpliwości: Apostołowie po prostu nie lubili Judasza, dlatego wybrali go na kozła ofiarnego i to na niego zrzucili całą winę. To tak samo jak z teoriami o Żydach – ich też Apostołowie mieli nie lubić i dlatego to oni zostali obarczeni winą za śmierć Chrystusa, a nie Rzymianie…

Cóż mogę powiedzieć? Wielu wrogów Kościoła od wieków twierdziło, że Ewangelie w takiej postaci jak do nas dotarły tak naprawdę zawierają przekaz zafałszowany przez Apostołów.

Takie podejście jest obecne np. w islamie. Wyznawcy Allaha też uważają, że Ewangelie nie są prawdziwymi Ewangeliami, że jest to zafałszowany przekaz Apostołów, że rzeczywistość i prawda były zupełnie inne, że tak naprawdę w „prawdziwych” Ewangeliach nie było mowy o Panu Jezusie jako o Synu Bożym, o tym, że On zasiada po prawicy Boga Ojca etc.

Podobne brednie możemy usłyszeć np. od Świadków Jehowy. Oni również uważają, że duża część Ewangelii została zafałszowana, by przypisać Jezusowi boskość.

W odpowiedzi na tego typu niemądre tezy jest jeden argument, którym posłużył się w debacie z Manichejczykami Święty Augustyn. Manichejczycy podnosili dokładnie te same argumenty o prawdziwości Ewangelii, jakie wyżej wymieniłem. Twierdzili, że zostały one zafałszowane, że w pierwotnej wersji wyglądały one całkiem inaczej. W odpowiedzi Święty Augustyn postawił im bardzo proste pytanie, które – mimo że minęło od tamtego momentu 1700 lat – nie straciło nic ze swojej siły. Pytanie to brzmiało: „Czy pokażecie mi niezafałszowane Ewangelie?”. Manichejczycy wzruszali wówczas bezradnie rękami, ale dalej mówili, iż wiedzą, że takie istnieją. Chociaż nie mają i nigdy nie mieli ich w ręku i tak twierdzili, że musza one istnieć. To klasyczny przykład, kiedy to emocja i wola dyktuje rozumowi jaka jest prawda.

Dokładnie to samo pytanie możemy zadać wszystkim pseudo-teologom, którzy opierają swoje konstrukcje na rzekomych zafałszowaniach, twierdząc, że mają dostęp  do autentycznych Ewangelii. Niech je pokażą! Niech pokażą nam tę „autentyczną” Ewangelię, niezafałszowaną przez apostołów! Oczywiście nic takiego nie istnieje. Jest to wymysł, jest to zjawa, jest to kompletne chciejstwo i nic więcej.

Niestety ta sama mentalność, która była charakterystyczna dla Manichejczyków, potem dla muzułmanów, potem dla różnych innych sekt, jak Świadkowie Jehowy, charakteryzuje teologów liberalnych czy publicystów liberalnych. Przycinają oni sobie Ewangelię do swoich własnych potrzeb, a to, co im nie odpowiada, co sprzeczne jest z ich uczuciami, emocjami, pragnieniami, odrzucają, twierdząc, że to „nieautentyczne”. Potem tworzą z tej wycinanki dziwną konstrukcję i ogłaszają, że to jest właśnie ta prawdziwa i jedyna Ewangelia, w której to Judasz jest wielkim bohaterem. Nie są w stanie pogodzić się z potępieniem Judasza i co za tym idzie z istnieniem Piekła i co za tym idzie usuwają mówiące o tym fragmenty Pisma.

A co do Żydów i Apostołów, którzy rzekomo chcieli obciążyć ich odpowiedzialnością. Ta teza jest pod każdym względem niedorzeczna, chociażby z tego powodu, że wszyscy Apostołowie byli w sensie etnicznym Żydami. Zresztą do lat czterdziestych I wieku praktycznie wszyscy wyznawcy chrześcijaństwa byli Żydami etnicznymi. Zaczęło się to zmieniać dopiero od momentu, kiedy św. Piotr ochrzcił Korneliusza.

Napisałem na ten temat obszerną książkę „Krew na naszych rękach” i tam szczegółowo przedstawiłem, dlaczego ta koncepcja jest niedorzeczna. Przepraszam… Byłaby ona niedorzeczna i niewarta uwagi, gdyby nie funkcjonowała jako miarodajna opinia niektórych kół w Kościele. Jest to jednak temat, którym na kolejną, już chyba trzecią dłuższą dyskusję na przyszłość.

 

W Pańskiej książce „Epoka Antychrysta” papież przyjmuję imię Judasz… Czy to wszystko, o czym Pan tutaj powiedział, czy to całe posiłkowanie się gnostyckimi apokryfami, Ewangeliami Judasza, usprawiedliwianiem Judasza, robieniem z niego męczennika, etc. nie jest przejaw tego, że żyjemy w epoce Antychrysta czy też tego, że epoka ta zbliża się wielkimi krokami?

W jakimś sensie stąd właśnie wziął się mój pomysł, żeby obsadzić w roli eschatologicznego Antychrysta Judasza.

Mam wrażenie, że żyjemy w epoce, w której te wszystkie opinie tak zwanych teologów oraz hierarchów kościelnych mają jeden cel – ogłoszenie powszechności teologii uniwersalnego zbawienia. Kult człowieka ma wyprzeć kult Boga. Żeby ta wizja była spójna nikt nie może zostać potępiony.

Jest to teologia skrajnie niebezpieczna i skrajnie bezbożna, i dlatego – jak już wspominałem – dąży się do tego, by ogłosić Judasza świętym, zadeklarować, że jest on w Niebie, wśród zbawionych. Każdy, kto wyznaje teologię powszechnego zbawienia, musi prędzej czy później zmierzyć z granicznym przypadkiem Judasza. Jak można mówić o powszechności, uniwersalności zbawienia, o tym, że Chrystus zjednoczył się na zawsze z każdym człowiekiem, niezależnie od tego, czy ten o tym wie czy nie, jeśli zostawia się Judasza poza granicami szczęścia wiecznego, w piekle? Dlatego w powieści przedstawiłem ostatniego papieża, który przybrał imię Judasza i wyniósł Judasza na ołtarze. Moim zdaniem to konieczna konsekwencja tej nowej teologii. Rozwija się ona w czasie. Z roku na rok obserwujemy jej postępy. U kresu pojawia się postać Judasza, zbawiciela, świętego, Judasza ofiary apostołów. To konieczny rezultat teologii powszechnego zbawienia.

Można to powiedzieć tak: wiara w uniwersalne i powszechne zbawienie wszystkich jest nową zdradą Judaszową. Współcześni teologowie, którzy przyjmują tę koncepcję zachowują się jak Judasz, który pocałunkiem wydał Syna Człowieczego.

Zgodnie z nową teologią nie rozróżnia się dobra i zła, nie ma podziału na wiernych i niewiernych Ewangelii, Prawo Boże nie istnieje, a nadprzyrodzona godność dziecka Bożego, którą zdobywa się przez chrzest, to zabobon. Liczy się tylko to, że Judasz się powiesił i cierpiał. Wynosi się na piedestał jego rozpacz i sam fakt upadku Judasza staje się jego usprawiedliwieniem. Cierpiał przecież i popadł w rozpacz nieskończony bóg, bo tym jest każdy człowiek, a więc należy mu się wybawienie. Skoro Judasz sam sobie wymierzył sprawiedliwość, nie licząc na Miłosierdzie Boże, bez skruchy i bez błagania o pokutę, to powinien być on wzorem do naśladowania. Nieskończona godność człowieka nie może zostać naruszona. Rozpacz i samobójstwo Judasza stają się nie tylko usprawiedliwione, ale wręcz pochwalone, wywyższone, uświęcone. Czym jest wydanie Syna Człowieczego na śmierć w porównaniu z rozpaczą zdrajcy? To perwersyjne rozumienie szerzy się w Kościele niczym rak.

 

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij