26 września 2024

Ataki na rodzinę i celebrowanie bezdzietności jako równie dobrego, jeśli nie lepszego wyboru od posiadania dzieci, dobrze znamy z Polski. Mimo dramatycznych wskaźników demograficznych media liberalno-lewicowe regularnie zasypują nas doniesieniami o tym, jaką wolność daje brak dzieci i jak wiele matek ma żałować, że nimi zostało. Podobnie jest w całym świecie zachodnim. Nawet papież Franciszek kilkakrotnie skrytykował “egoizm” ludzi wybierających zwierzęta zamiast dzieci. Także w Stanach Zjednoczonych jest to jeden z głośnych tematów trwającej kampanii wyborczej.

Brakuje rodziny bardziej niż pieniędzy

Przez ostatnie tygodnie nie ma bowiem dnia, by Partia Demokratyczna oraz dziennikarze i celebryci reprezentujący interesy demoliberalnego establishmentu nie przypominały “seksistowskich” i “nienawistnych” słów J.D. Vance’a – kandydata Donalda Trumpa na wiceprezydenta. Vance w 2021 r. powiedział mianowicie w wywiadzie dla Tuckera Carlsona, że “Stany Zjednoczone są rządzone przez korporacyjnych oligarchów oraz grupę bezdzietnych kocich mam. Ludzi, którzy są nieszczęśliwi ze względu na swoje wybory życiowe, więc chcą żeby cały kraj też był nieszczęśliwy. To po prostu podstawowy fakt — spójrz na Kamalę Harris, Pete’a Buttigiega (ministra homoseksualistę), Alexandrię Ocasio-Cortez (skrajnie lewicową poseł) — cała przyszłość Demokratów jest kontrolowana przez ludzi bezdzietnych. Jaki ma sens, że oddaliśmy nasz kraj ludziom, którzy tak naprawdę nie mają bezpośredniego interesu w jego przyszłości?”.

Wesprzyj nas już teraz!

Vance stał się znany dzięki wydanej w 2016 r. książce Elegia dla bidoków. Opowiada w niej o swoim trudnym dzieciństwie naznaczonym ubóstwem i patologicznymi relacjami rodzinnymi. Vance opowiada o strukturalnych problemach amerykańskiej białej klasy pracującej, z której sam pochodzi, takich jak bieda, bezrobocie, alkoholizm czy narkotyki. Przekonuje, że są na nie odpowiedzią ani program socjalistyczny ani libertariański. Nie lekceważy czynników ekonomicznych, ale podstawowym problemem nie jest jego zdaniem ani brak usług publicznych, ani zbyt niskie lub zbyt wysokie podatki, ani zbyt niskie lub zbyt wysokie świadczenia socjalne. Pogubionym Amerykanom brakuje przede wszystkim wspólnoty, stabilnych relacji rodzinnych, poczucia sensu oraz etosu odpowiedzialności za siebie i innych. Brakuje im Boga i rodziny. Kilka lat po napisaniu książki Vance przeszedł na katolicyzm. W 2022 r. został wybrany na senatora (w USA to wyżej niż poseł). Sam ma z żoną trójkę dzieci.

Od momentu gdy Trump wskazał go jako kandydata na wiceprezydenta lewicowe media wściekle atakują Vance’a i wyciągają jego kolejne “szokujące” wypowiedzi z przeszłości. Informują np., że Vance spadającą dzietność nazwał “kryzysem cywilizacyjnym” albo że zaproponował przyznanie rodzicom dodatkowych głosów za dzieci, które mają. Kampania Harris w sensacyjnym tonie udostępniła nagranie, jak Vance mówi, że ludzie mający dzieci powinni płacić niższe podatki, bo “powinniśmy nakładać podatki na rzeczy które są złe i wspierać rzeczy które są dobre”. Tego rodzaju oczywiste, zdroworozsądkowe twierdzenia są przedstawiane jako dowód, że wiceprezydentem USA może zostać faszysta i teokrata chcący “mówić kobietom, co mogą robić ze swoim ciałem”. Demoliberałowie chcą maksymalnie zdemonizować Vance’a, licząc że w ten sposób doprowadzą do porażki Trumpa. Skądinąd warto odnotować, że Vance nie krytykował tylko kobiet – jako “dziwną kocią mamę” określił także czołowego establishmentowego ekonomistę Paula Krugmana, noblistę z 2008 r., który twierdził że nie ma gospodarczych argumentów za posiadaniem dzieci (i który sam ich nie ma).

Celebrycki front przeciw dzieciom

W kampanię potępienia Vance’a włączyli się usłużni salonowi celebryci. Po debacie Harris i Trumpa znana piosenkarka Taylor Swift ogłosiła, że popiera Harris, podpisując swoje oświadczenie jako “bezdzietna kocia mama”. Media głównego nurtu wyły z radości, ogłaszając wielki zwrot w kampanii i przekonując, że miliony Amerykanów zagłosują na kandydatkę Demokratów ze względu na poparcie gwiazdy pop. W rzeczywistości, jak trafnie napisał Jakub Dudek, poparcie Swift dla Harris “jest tak szokujące jak poparcie Krystyny Jandy dla PO albo Jana Pietrzaka dla PiS”. Hedonistyczna 34-latka wspierała Bidena w poprzednich wyborach, oczywiście angażuje się także na rzecz zabijania dzieci nienarodzonych. Również podczas niedawnego rozdania nagród Emmy przyznawanych za produkcje telewizyjne aktorki Selena Gomez i Candice Bergen zaatakowały Vance’a i jego słowa o “kocich mamach”, co od razu z zachwytem nagłośniły media.

Przy okazji dobrze widać mechanizmy promocji lewicowych treści antykulturowych. Największe ośrodki medialne i finansowe kreują tego rodzaju postaci jako wartych owego celebrowania celebrytów, którzy dostarczą masom rozrywki zapełniającej nasze życia. Potem przedstawiają w sensacyjnym tonie ich opinie o tym, jak należy żyć, wygłaszane z pozycji autorytetu. W rzeczywistości jest dokładnie na odwrót. Ludzie w rodzaju Taylor Swift są promowani właśnie dlatego, że będą później głosić konkretne ideologiczne treści, utwierdzające dominację konkretnych grup interesu w świecie zachodnim. Często będą to puste produkty medialne służące właśnie do propagandy, a nie żadni “artyści”.

Dlatego w Ameryce zorganizowano wielomiesięczny spektakl pełen nagłówków “kogo poprze Taylor Swift?” i przekonywania, że “to ona zdecyduje o wyniku wyborów”. Gdyby istniał choć cień szansy, że zadeklaruje głosowanie na Trumpa, nie powstawałyby tego rodzaju artykuły. Oczywiście nie chodzi tylko o politykę, ale także promocję konkretnego stylu życia. Młodym kobietom wmawia się, że “będą jak Taylor”, gdy biorąc z niej przykład będą wybierały beztroskie i rozwiązłe życie bez męża i dzieci. W praktyce piosenkarka ma na pocieszenie miliony dolarów i tysiące mężczyzn chętnych by się nią zachwycać. Długofalowo szczęścia jej to nie da, ale jej fanki nie będą miały nawet tego.

Antyrodzinne kobiety jako zastępczy proletariat

Liberalno-lewicowe media kreują również narrację, że “szokujące” słowa Vance’a znacząco zaszkodzą kampanii Trumpa wśród bezdzietnych kobiet. Znów widzimy tu odwracanie miejscami skutku i przyczyny. Wybory osobiste Amerykanów w ogromnym stopniu wpływają na ich sympatie polityczne. Pokazuje nam to chociażby badanie exit poll przeprowadzone przy okazji poprzednich wyborów federalnych w USA w listopadzie 2022 r. na wielkiej próbie 18,5 tys. respondentów przez CNN – trudno zatem byłoby sugerować, że celem było udowodnienie konserwatywnych tez. Tymczasem sondaż pokazał, że Republikanie wygrali 59% do 39% wśród mężów, 56% do 42% wśród żon oraz 52% do 45% wśród mężczyzn samotnych lub żyjących w wolnych związkach. Jedyną grupą z czterech, w której zwyciężyła lewica, były kobiety samotne lub w wolnych związkach – ale za to jej przewaga była gigantyczna, 68% do 31%. Pozwoliło to Demokratom na jedynie minimalną porażkę 48% do 50%.

Dane te dobrze pokazują, że gdy antyrodzinna lewica twierdzi, że reprezentuje kobiety, w praktyce chodzi im o te kobiety, które nie chcą mieć męża ani dzieci. Mimo głębokich podziałów na tle etnicznym w USA, małżeństwo i macierzyństwo robią bowiem nie mniejszą różnicę niż pochodzenie. O ile wśród wszystkich Latynosów Demokraci wygrali 60% do 39%, o tyle u Latynosów mających małżonka i dzieci to Republikanie zwyciężyli 64% do 36%. Prawica wygrała nawet wśród latynoskich kobiet będących żonami (a zatem i płeć i etniczność powinna działać na korzyść lewicy) – 50% do 49%. Dla porównania, wśród Latynosek samotnych lub żyjących w wolnych związkach lewica zwyciężyła miażdżąco aż 71% do 28%. Dla białych Amerykanek także mamy przepaść. Wśród białych żon Republikanie mają przewagę 63% do 36%, ale wśród białych kobiet samotnych lub w wolnych związkach Demokraci wygrali 58% do 41%.

“Kocie mamy” po prostu opłacają się lewicy

Te dane nie zaskakują – są zgodne ze zdroworozsądkową intuicją. Człowiek mający rodzinę zazwyczaj żyje, funkcjonuje na co dzień i myśli inaczej niż samotny atom. Warto jednak mieć świadomość, że lewicy produkcja “kocich mam” po prostu opłaca się politycznie, podobnie jak sprowadzanie imigrantów. Tożsamościowy wyborca głosujący jako część grupy jest znacznie wygodniejszy od takiego, którego trzeba przekonywać konkretnym programem. Jednocześnie jednak znów próbuje się odwracać przyczynę i skutek, twierdząc, że samotne kobiety czy imigranci i ich potomkowie głosują częściej na lewicę, bo prawica jest dla nich “mało inkluzywna”, “seksistowska”, “rasistowska” etc. Ma to celu przekonanie prawicy, by porzuciła własne wartości. Również pod tym kątem należy patrzeć na antyrodzinną propagandę prowadzoną w Polsce przez liczne media.

Oczywiście – wielu ludzi nie ma dzieci nie ze swojej woli. Liczne pary mają problemy z płodnością, kobiety nierzadko doświadczają poronień. Nie należy atakować konkretnych ludzi, których osobistej sytuacji nie znamy. Jasne jest też jednak, że mnóstwo osób mogłoby mieć dzieci, ale nie chce lub odkłada to na wieczne później – często ze względu na podsycane przez media lęki. Afirmacja rodziny nie jest dla nikogo krzywdząca – wprost przeciwnie. Prof. Patrick Deneen – skądinąd przyjaciel Vance’a – pisał w swojej ostatniej książce o “społeczeństwie jętek” (owadów żyjących ledwie kilka dni), bez przeszłości i bez przyszłości, żyjących jedynie dla bieżącej chwili i konsumpcji podstawionych im produktów, niezainteresowanych dorobkiem przodków, niezostawiających po sobie ani dorobku materialnego czy kulturowego, “ani nawet kolejnego pokolenia”. Ani Trump ani Vance nie są oczywiście bohaterami bez skazy. 5 listopada zobaczymy jednak, czy we współczesnej Ameryce można wygrać wybory idąc choć trochę w kontrze do dominującego paradygmatu permisywnego.

Kacper Kita

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij