25 września 2025

Kacper Kita: Sikorski, czyli oszustwo metodą „na twardziela”

(Fot. PAP/Leszek Szymañski)

Radosław Sikorski jest powszechnie uważany za najmocniejszą kartę, jaka pozostała w talii rządzącej centrolewicy. Minister spraw zagranicznych bryluje ku zachwytom mediów, grożąc Rosji podczas Rady Bezpieczeństwa ONZ zestrzeleniem jej samolotu w razie naruszenia polskiej przestrzeni publicznej. Tę samą pozę “twardziela” wykorzystuje w rywalizacji wewnętrznej, konfrontując się retorycznie z prezydentem Nawrockim. Wszystko to jednak teatr, za którym kryje się dojmująca pustka, często spora doza zbędnej arogancji, a niekiedy absurdalna wręcz rezygnacja z zabiegania o polskie interesy – jak w przypadku umowy UE z krajami Mercosur.

“Tylko nie przychodźcie potem skamleć po wrak” to tylko kolejny z serii erystycznych popisów Sikorskiego. Ten sam polityk dopiero co wywyższał się nad prezydenckiego ministra ds. zagranicznych Marcina Przydacza, stwierdzając “byłem wiceministrem, gdy on miał jeszcze mleczaki”. Faktycznie Sikorski był wiceministrem obrony aż 34 lata temu, a karierę robił początkowo w rządach uważanych za względnie prawicowe. Wspomniane stanowisko objął w gabinecie Jana Olszewskiego, potem był wiceministrem spraw zagranicznych u Jerzego Buzka, wreszcie ministrem obrony u Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego. Z tego okresu Sikorski może się pochwalić chociażby tytułem człowieka roku Gazety Polskiej. Otrzymał go z rąk Tomasza Sakiewicza za  “ujawnienie akt Układu Warszawskiego, zdecydowaną postawę wobec WSI oraz klasę, z jaką sprawuje urząd ministra obrony narodowej”. Obecny wicepremier deklarował wówczas – “Jestem wzruszony, szczęśliwy. Stoi przed państwem człowiek spełniony. Mam poczucie, że funkcja, którą pełnię, to jest coś do czego przygotowywałem się całe życie. Mam podwójną satysfakcję, że dajecie mi państwo kredyt zaufania”.

Z perspektywy czasu to zabawna anegdotka. Ma dziś jednak swoją wagę – powinniśmy pamiętać, że częste posługiwanie się przez Sikorskiego językiem narodowego interesu, a niekiedy nawet konserwatywnych wartości, nie jest przypadkiem. Dzięki temu, że długo obracał się w kręgach prawicy, umie trafiać także do niezideologizowanego odbiorcy łatwiej niż inni politycy centrolewu. Gdy Trzaskowski mówił o “patriotyzmie gospodarczym” na tle wielkiej biało-czerwonej flagi, był w oczywisty sposób karykaturalny. Sikorski może zaś np. asertywnymi wypowiedziami wobec Rosji imponować także ludziom głęboko krytycznym wobec obecnego rządu. Może też zręcznie atakować PiS na jego polu – np. mówiąc, że partia Kaczyńskiego dokonała „zmiany składu etnicznego Polski” bez decyzji Rady Ministrów czy Sejmu w tak ważnej sprawie, a w latach 2015-23 „napłynęło do nas więcej imigrantów niż kiedykolwiek wcześniej w tysiącletniej historii naszego kraju”. Podczas swojego pierwszego exposé po powrocie na stanowisko ministra Sikorski demonstracyjnie podkreślał, że do UE wprowadził nas Jan Paweł II, cytował słowa świętego Augustyna o grzechu i zakończył wystąpienie wzywając “Bożej pomocy”.

Wesprzyj nas już teraz!

Kłopot nie jest tylko taki, że ten sam Sikorski – co chętnie wypominają mu politycy PiS-u, a udokumentował prof. Sławomir Cenckiewicz – prowadził daleko zakrojoną politykę otwarcia na Rosję. Niekonsekwencja to byłoby pół biedy. Przede wszystkim najdłużej urzędujący minister spraw zagranicznych w historii Polski – dzięki powrotowi do rządu przeskoczył w tej statystyce Józefa Becka – jest papierowym tygrysem. Sikorski pohukuje werbalnie na Rosję, by zbierać aplauz społeczeństwa, przy czym idzie dalej niż musi – zapowiedź zestrzeliwania rosyjskich samolotów, jeśli takowe naruszą naszą przestrzeń powietrzną, jest dość ryzykowna. Moskwa może sprawdzić słowa ministra, co postawi nas w bardzo trudnej sytuacji. Jeśli nie zestrzelimy takiego samolotu, Sikorski się ośmieszy na oczach Polski i świata. Zwłaszcza, gdy taką decyzję podejmiemy pod presją sojuszników. Jeśli zaś zestrzelimy i doprowadzimy np. do śmierci rosyjskiego pilota, Moskwa zyska silny argument do antypolskiej propagandy i kolejnych działań wymierzonych w nasze bezpieczeństwo. Donald Trump w swoim stylu w ONZ stwierdził, że kraje NATO powinny zestrzeliwać rosyjskie samoloty wlatujące na ich terytorium, ale jednocześnie odmówił deklaracji, że USA im wtedy pomoże – “to będzie zależeć od okoliczności”.

Sikorski wydaje się dość frywolnie podchodzić do tak delikatnej kwestii jak eskalacja konfliktu z mocarstwem atomowym. Szybko zresztą jego słowa zrelatywizował sam Donald Tusk. Jednocześnie ten sam “twardziel” zachowuje się w kuriozalnie miękiszonowski sposób w sprawie umowy z krajami Mercosur. Sikorski zadeklarował publicznie, że nie ma żadnych szans na budowę mniejszości blokującej w Radzie UE, a zaangażowanie dyplomatyczne prezydenta Nawrockiego w tej sprawie jest pozbawione sensu. To kompletny absurd, który zasługuje na jednoznaczne potępienie. Podstawą każdych wielostronnych negocjacji jest deklarowanie do końca publicznie, że wierzy się w przeforsowanie swojego stanowiska. Równocześnie za kulisami trzeba przekonywać inne państwa, choćby wydawało się to beznadziejne. Dopóki klamka nie zapadła, trzeba próbować. Umowa z Mercosur jest zbyt dużym zagrożeniem dla polskiego rolnictwa i naszego bezpieczeństwa żywnościowego – wszyscy musimy coś jeść – by podchodzić do niej z taką dezynwolturą.

Wobec Rosji minister chce grać chojraka i najszybszego pistolero na Dzikim Zachodzie, ale wobec Komisji Europejskiej i Niemiec kładzie uszy po sobie, choć konsekwentne budowanie koalicji przeciwko Berlinowi w ramach unijnych procedur nie wiązałoby się dla Polski z żadnym poważnym ryzykiem. Jak to racjonalnie wytłumaczyć? Wydaje się, że dla Sikorskiego po prostu dowalenie Nawrockiemu w polityce wewnętrznej jest ważniejsze od dobra Polski. Deklarując z góry, że wizyty prezydenta we Włoszech, Finlandii, Litwie, Niemczech i Francji niczego nie zmienią, chce ustawić się w roli doświadczonego dyplomaty, który mierzy się z żółtodziobem. Chce też zrzucić na Nawrockiego winę za spodziewane niepowodzenie. Taka publiczna deklaracja Sikorskiego realnie utrudnia jednak powodzenie i uderza w interes Polski. Niemcy mogą teraz pokazywać wszystkim wahającym się, jak zagłosować w sprawie Mercosuru rządom, że nawet minister spraw zagranicznych Polski (a więc jednego z dwóch obok Francji dużych państw przeciwnych umowie) nie wierzy w możliwość jej zablokowania. Po co więc macie sprzeciwiać się nam, Niemcom, skoro i tak przegracie?

Sikorski powołał się przy tym nawet we wpisie na Twitterze na endecki realizm. To kolejny absurd. Jak ma się np. przestrzeganie przed nieodpowiedzialnym wywoływaniem powstań, które mogą doprowadzić do rzezi polskiej ludności cywilnej, do rozmów dyplomatycznych z rządami innych państw UE? Obok prymatu polityki wewnętrznej widzimy tu konsekwentny brak asertywności wobec Niemiec.

Jakby tego było mało, minister spraw zagranicznych postanowił uparcie brnąć w obronę kompromitacji swojego zastępcy Marcina Bosackiego, który na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ, zwołanej na wniosek Polski, pokazywał zdjęcie domu w Wyrykach jako uszkodzonego przez rosyjski dron. Już kilka dni później Rzeczpospolita ujawniła, że w rzeczywistości dach został naruszony przez polski pocisk. To normalna sytuacja podczas zestrzeliwania cudzego lotnictwa. Po co jednak okłamywać Polaków, i to kolejny raz, gdy wszyscy mają w pamięci sprawę Przewodowa? Po co wystawiać na szwank reputację Polski przed całym światem? Bosacki dał znakomity prezent wszystkim, którzy chcą przedstawiać Polskę jako kraj kłamców próbujących wciągać innych do wojny z Rosją. Tłumaczenie ministra Siemoniaka, że Bosacki nie miał pełnych informacji, jest przedziwne. Nie wiadomo, co gorsze – jeśli Bosacki świadomie kłamał czy jeśli polskie Ministerstwo Obrony nie przekazało podstawowych informacji Ministerstwu Spraw Zagranicznych? “Twardziel” Sikorski nie ograniczył się zaś do pozostawienia Bosackiego na stanowisku, ale zaczął nazywać “ruskimi onucami” wszystkich, którzy śmią podnosić ten temat. “Onucami” zostali więc dziennikarze Rzeczpospolitej, gazety centrowej i proukraińskiej, ponieważ śmieli ujawnić społeczeństwu prawdę zamiast powtarzać rządową propagandę.

Sikorski tkwi też uparcie w utrzymywaniu na kluczowych stanowiskach w formie pełniących obowiązki Bogdana Klicha i Ryszarda Schnepfa, choć jest jasne, że na te nominacje ambasadorskie nie zgodzi się prezydent Nawrocki, tak samo jak nie zgadzał się na nie Andrzej Duda. Naszym przedstawicielem w USA jest więc facet znany z wyzwisk pod adresem prezydenta USA, zaś przedstawicielem we Włoszech, gdzie rządzi partia której rdzeniem tożsamości jest antykomunizm, syn komunisty odpowiedzialnego za likwidację podziemia niepodległościowego. Niedługo ponad połowa naszych placówek może być nieobsadzona. Polska dyplomacja staje się coraz bardziej sparaliżowana, bo minister widzi siebie jako rywala obecnego prezydenta w 2030 r. lub (szybciej) kandydata na premiera, więc chce grać “twardziela” w elektoracie antypisowskim.

Wszystko to mogłoby być zadziwiające – z jednej strony Sikorski ma być ostatnią deską ratunku Platformy, z drugiej sam rzuca sobie kłody pod nogi. Rozwiązanie tej zagadki jest jednak proste. To wyrachowany polityk mentalnie tkwiący w poprzedniej epoce, pozbawiony głębszych poglądów. Brytyjski Torys w stylu Davida Camerona czy Borisa Johnsona (jego kolegów ze studiów) – lubujący się w konserwatywnej formie, w praktyce całkowicie przeżarty degeneracją, poczuciem wyższości i wynikającą z niej dezynwolturą. Dlatego potrafi palnąć “thank you USA” albo stwierdzić, że „stosunek do LGBT jest dziś tym, czym stosunek do antysemityzmu po Holokauście – standardem cywilizacyjnym”. Dlatego konsekwentnie odwołuje się do liberalno-globalistycznych haseł z lat 90. i odmawia rozróżnienia między interesem Polski, UE i “Zachodu”, jakby te trzy pojęcia były całkowicie tożsame. Gra bezczelnością, ale nie zawsze mu się udaje – jak gdy w 2015 r., gdy musiał ustąpić ze stanowiska marszałka Sejmu (na które przerzucono go po aferze taśmowej), ale zapowiedział z góry, że będzie jedynką PO do Sejmu z Bydgoszczy – czemu jednak sprzeciwiła się potężna Ewa Kopacz, więc wypadł na kilka lat z polityki. Jego odkurzenie wynika przede wszystkim ze słabości kadrowej Platformy. Warto mieć świadomość, że Sikorski jest aż 20 lat starszy od Nawrockiego, z który chce się teatralnie ścierać (by potem opublikować równie teatralne zdjęcie wspólnego uśmiechu w ONZ).

Boris Johnson też przez lata grał “twardziela”, rzucając niezobowiązujące “prawackie” frazy – np. że muzułmanki w chustach przypominają skrzynki pocztowe, co oczywiście potem nie przeszkadzało mu ściągać do Wielkiej Brytanii setki tysięcy pozaeuropejskich imigrantów. W końcu musiał odejść ze stanowiska premiera, gdy wyszło na jaw, że nałożył na Brytyjczyków surowe restrykcje sanitarne, by samemu łamać je, organizując huczne przyjęcia w swojej rezydencji (i to nawet w przeddzień pogrzebu męża królowej, gdy ogłosił żałobę narodową). Zobaczymy, w jakim stylu zakończy urzędowanie jego kolega Sikorski. Pewnie jednak będzie jeszcze przez lata czołową postacią polskiej polityki – jego największą siłą jest nijakość partyjnych kolegów.

Kacper Kita

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(46)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie