Wiele z nich wywodziło się z konspiracji wojennej, niektóre były zbyt młode, by walczyć przeciwko Niemcom. Etos „Szarych Szeregów”, Powstania Warszawskiego, autorytet w postaci ojców, matek, braci oraz starszych kolegów i koleżanek, a wreszcie prosty wniosek, że okupanta niemieckiego zastąpił Sowiet wraz z rodzimym kolaborantem – popychały je do podziemnej walki, kobiecego „nie” dla tyranii komunistycznej.
Siedemnastoletnia Irena Hruszczak zakochała się. Była „repatriantką” z utraconych ziem – województwa lwowskiego, które wskutek jałtańskiego dyktatu zostało oderwane od Polski. Przyjechała na Śląsk Cieszyński, gdzie odnowiła znajomość z krajanem, lwowiakiem, starszym sierżantem Romualdem Czarneckim „Pikollem”, dowódcą jednego z oddziałów wchodzących w skład Zgrupowania NSZ pod dowództwem kapitana Henryka Flamego „Bartka”. Wkrótce zostali narzeczonymi. „Pikollo” wprowadził „Japonkę” – bo taki przyjęła pseudonim – do Narodowych Sił Zbrojnych, gdzie służyła jako łączniczka, a przez pewien czas jako kucharka w obozie na Baraniej Górze. Niestety, jej narzeczony zginął w walce z patrolem milicji…
Wesprzyj nas już teraz!
***
Wiele pięknych zdań zostanie wypowiedzianych i napisanych w tych dniach – w siedemdziesiątą trzecią rocznicę śmierci Danuty Siedzikówny „Inki”. I dobrze. Postać niespełna osiemnastoletniej sanitariuszki budzi podziw, szacunek, ale też tkliwość i wzruszenie, gdy przypomnimy sobie, w jak bardzo brutalnych i tragicznych okolicznościach zostało przerwane jej ziemskie życie. Próbujemy stawiać „Inkę” jako wzór młodemu pokoleniu. I nie chodzi o to, jak chcą niektórzy, by rozpamiętywać się w cierpiętnictwie, martyrologii, by po raz kolejny zaśpiewać: „Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana…”. Jest czas na żałobę i jest czas na wzbudzenie w rodakach chęci budowania Polski takiej, o jakiej marzyli Żołnierze Wyklęci, w tym „Inka”; Polski przede wszystkim niepodległej i chrześcijańskiej, gospodarnej, uczciwej i odpowiedzialnej; Polski, która stanie się oparciem dla sąsiednich narodów. „Ciemnemu” nie udało się zostać agronomem, „Świtowi” – księgowym, „Gromowi” – poetą, a „Ince” nie udało się założyć rodziny, pracować dla dobra Ojczyzny i swoich najbliższych.
Warto wszelako pamiętać, że „Inka” jest przykładem wybitnym i wspaniałym, choć nie jedynym. Wzbudza podziw jej bohaterstwo oraz niezłomna postawa w czasie ubeckiego śledztwa i procesu, ale była też wyrazicielką wspaniałego pokolenia młodych dziewcząt i chłopców, którzy nie wyobrażali sobie życia w Polsce zniewolonej i chcieli – pomimo tragicznego położenia – kontynuować walkę.
Dzień przed „Inką”
Konspiracyjne Wojsko Polskie, poakowska struktura działająca przede wszystkim na terenie województwa łódzkiego, a założona i dowodzona przez kpt. Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”, w swoich szeregach skupiała także kobiety. Pełniły, tak jak w innych organizacjach niepodległościowych, przede wszystkim rolę łączniczek, udzielały schronienia poszukiwanym przez UB, wreszcie prowadziły działania propagandowe. Wśród młodych dziewcząt związanych z KWP były jednak dwie postacie wyjątkowe – Barbara Niemczuk i Kazimiera Mielczarek. Pierwsza z nich urodziła się w 1922 r., w czasie II wojny światowej należała do Armii Krajowej. Wraz z rok młodszą od siebie Kazimierą 2 listopada 1945 r. rozpoczęły pracę jako maszynistki w Głównym Zarządzie Informacji (Ludowego) Wojska Polskiego. Podkreślmy, że Informacja Wojskowa była w tym czasie formacją wybitnie sowiecką, a w świetle zbrodni jej funkcjonariuszy bledną nieco nawet okrutne przejawy bestialstwa Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego… Począwszy od grudnia 1945 i lutego 1946 roku obie młode kobiety stopniowo nawiązywały współpracę ze Stanisławem Żelanowskim „Nałęczem”, odpowiadającym za działania wywiadowcze prowadzone przez KWP. Przekazywały przy tym ogrom cennych informacji, począwszy od danych o strukturach GZI, przez ostrzeganie o zamierzonych aresztowaniach i akcjach aparatu represji, na wzorach pieczątek i blankietach skończywszy. Ich placówka w strukturach KWP nosiła kryptonim „Wernyhora”.
Wskutek „wsypy” latem 1946 r. Barbara i Kazimiera zostały aresztowane. Po szybkim śledztwie i jeszcze szybszym procesie 31 lipca 1946 r. zapadł wyrok Sądu Wojskowego Okręgu Warszawskiego na rozprawie wyjazdowej w Modlinie. Młode kobiety zostały skazane na karę śmierci oraz pozbawienie praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze. 27 sierpnia 1946 roku, dzień przed egzekucją „Inki”, zostały zamordowane na terenie modlińskiej twierdzy. Dopiero w 2011 r. sąd wolnej Polski uznał ten wyrok za niebyły.
Matczyna miłość
Do grona powojennego podziemia niepodległościowego z pewnością zaliczamy oficerów i żołnierzy biorących udział w walkach z sowieckim okupantem i rodzimymi kolaborantami. To także walka w ramach wywiadu, propagandy, łączności. W szerokim znaczeniu możemy do tej grupy zaliczyć także współpracowników – tak zwanych meliniarzy: osoby które kwaterowały żołnierzy podziemia, dawały im żywność, schronienie, opiekę lekarską. Była wszelako jeszcze jedna grupa represjonowanych – matki „chłopców z lasu”. Piękny przykład stanowi historia Stefanii Dziemieszkiewicz. Matka trzech synów – por. Romana „Pogody”, st. sierż. Mieczysława „Roja” oraz Jerzego „Żbika”. Oddała Polsce to, co miała najcenniejszego – swoje dzieci.
Najstarszy z synów – „Pogoda” – był oficerem Narodowych Sił Zbrojnych. W nocy z 1 na 2 maja 1945 r. dowodził akcją rozbicia aresztu UB w Krasnosielcu, skąd uwolnieni zostali więzieni przez komunistyczną bezpiekę żołnierze AK i NSZ. Roman walczył jako komendant Powiatu Ciechanów NSZ aż do swej śmierci jesienią 1945 r. Na wieść o jego zgonie z „ludowego” wojska zdezerterował młodszy z braci – „Rój”. Składając przysięgę w Narodowym Zjednoczeniu Wojskowym, wypowiedział znamienne stwierdzenie: „Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu w Trójcy Świętej Jedynemu, że wiernie będę walczył o niepodległość Polski”. Prędko stał się legendą, skutecznie przeciwstawiając się komunistycznemu aparatowi partyjnemu aż do swej śmierci 13 kwietnia 1951 r. Najmłodszy z braci – „Żbik” – zginął po latach śmiercią tragiczną w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach.
Gdy Stefania Dziemieszkiewiczowa próbowała nakłonić Mieczysława do wyjazdu z rodzinnych stron, ten jej odpowiedział: „Jeśli Roman nie żyje, ja również mogę zginąć. Żyj tak jakby mnie nie było, bo ja już do Ciebie nie wrócę”. 22 kwietnia 1950 r. matka została aresztowana przez UB. W trakcie śledztwa była brutalnie torturowana i wyzywana. Zarzucano jej, że nie zadenuncjowała swojego syna na milicję. Wreszcie Sąd Rejonowy w Warszawie uznał ją winną i skazał na cztery lata więzienia. Na ulicach peerelowskiego państwa znieważano ją mówiąc, że „wychowała bandytów”. Zmarła w 1975 roku.
Kobieca odwaga
Nie sposób wymienić wszystkich nazwisk kobiet zaangażowanych w powojenne podziemie niepodległościowe. Stopień zaangażowania i determinacji w walkę o niepodległą Polskę, a także odrzucenie jakichkolwiek paktów z komunistami, obrazuje postać Janiny Kruk „Laryssy”, łączniczki Komendy Okręgu Wileńskiego AK, a także kierowniczki komórki legalizacyjnej zajmującej się wyrabianiem fałszywych dokumentów dla konspiratorów. 34-latka, spodziewając się aresztowania latem 1948 r., planowała na wypadek „wsypy” lokalu konspiracyjnego wysadzenie pomieszczeń przy pomocy granatów i benzyny. Plan jednak się nie powiódł, ponieważ zatrzymano ją na ulicy. 9 listopada 1949 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał ją na karę śmierci. W czasie ostatniego słowa wykazał się niezwykłą odwagą – poprosiła sąd o wysoką szubienicę, „abym widziała Polskę od morza do morza”. Ostatecznie karę śmierci zamieniono na dożywotnie więzienie. W roku 1956 na fali „odwilży” została amnestionowana, jednak nie przyjęła tego „aktu łaski” i rozpoczęła głodówkę, żądając od komunistycznych władz pełnego unieważnienia wyroku skazującego. Opuściła więzienie dopiero w 1958 r.
Niezwykłym heroizmem wykazała się także Irena Odrzywołek, strażniczka w więzieniu św. Michała w Krakowie. Latem 1946 r. poznała więzionego Bolesława Pronobisa, żołnierza AK. Wtajemniczono ją w plany ucieczki osadzonych, złożyła też przysięgę o treści: „Przysięgam na mękę Zbawiciela, że tego, co tutaj usłyszę nikomu nie powiem”. Otrzymała polecenie dostarczenia do celi więziennej trzech pistoletów i dwóch granatów, z czego się wywiązała. Akcja zakończyła się sukcesem. 18 sierpnia 1946 r. więzienie zostało rozbite przez kompanię podporządkowaną Zgrupowaniu Partyzanckiemu „Błyskawica” mjr. Józefa Kurasia „Ognia”, a ponad sześćdziesięciu ludzi odzyskało wolność. Niestety, historia Ireny Odrzywołek zakończyła się tragicznie. Jesienią 1946 r. została aresztowana przez UB. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Katowicach została skazana na karę śmierci. Wyrok wykonano 16 grudnia 1946 r. Do dziś nie odnaleziono miejsca, gdzie zagrzebano jej ciało.
***
Irenę Hruszczak „Japonkę” aresztowano 18 grudnia 1946 r. Komunistyczna prasa opisywała jej proces. Zaznaczano, że „przy wymiarze kary sąd wziął pod uwagę młody wiek oskarżonej i skazał ją na 12 lat więzienia (!) z utratą praw i konfiskatą mienia”. Została zwolniona w wyniku amnestii w 1950 r.
„Japonka” nigdy nie wyszła za mąż. Do końca życia pozostała wierna swemu narzeczonemu, którego miejsca pochówku poszukiwała wytrwale, choć bez powodzenia.
Kajetan Rajski