Szkoła katolicka w Kanadzie, która usunęła z listy tzw. nauczycieli zastępujących aktywistkę transgenderową, „będącą” niegdyś mężczyzną, stanie przed Trybunałem Praw Człowieka kanadyjskiej prowincji Alberta. Szkoła uważa, że cała sprawa, która ciągnie się od 2009 roku, jest testem na przestrzeganie wolności, jaką szkołom wyznaniowym w Kanadzie gwarantuje Konstytucja.
Skargę na zarząd szkół katolickich św. Alberta Wielkiego złożyła 39-letnia Janet Buterman, która przeszła operację zmiany płci. Twierdzi, że stała się ofiarą dyskryminacji ze względu na płeć i niepełnoprawność fizyczną. Miało się tak stać w chwili, gdy szkoła usunęła ją z listy nauczycieli zastępujących. Pedagodzy tacy wzywani są przez szkołę w sytuacjach, gdy potrzebne jest zastępstwo dla nauczyciela etatowego.
Wesprzyj nas już teraz!
Szkoła po konsultacjach z metropolitą Edmonton abp Richardem Smithem podkreśliła, że jej decyzja ma ścisły związek z nauczaniem Kościoła katolickiego, które sprzeciwia się zmianie płci, gdyż traktuje ją jako naturalny element tożsamości człowieka. Władze placówki przypomniały też, że to Bóg stworzył człowieka mężczyzną i niewiastą. Dlatego, jak argumentowały, szkoła katolicka ma prawo wybierać nauczycieli, którzy żyją według modelu z zgodnego w wiarą, ucieleśniając go w życiu i stanowiąc w ten sposób przykład dla uczniów.
Mimo prób ugody i oferowanego odszkodowania w wysokości 78 tys. dolarów kanadyjskich, Butterman, nie ukrywająca swego zaangażowania w organizacji na rzecz równości praw osób transseksualnych, złożyła skargę do Trybunału Praw Człowieka Alberty (AHRC). Sędzia Sądu Ławy Królewskiej zdecydowała o dopuszczeniu sprawy na wokandę.
W opinii chrześcijan Trybunał AHRC uchodzi za instancję skrajnie nierzetelną i nazywany jest „sądem kapturowym”. Niesławę komisja ta zyskała po tym jak w 2009 roku orzekła, że chrześcijański pastor Stephen Boissoin krytykując z pozycji wierzącego homoseksualizm, dopuścił się przestępstwa mowy nienawiści. Werdykt ten uchylił dopiero Sąd Ławy Królewskiej.
Źródło: KAI
luk