Prowincja Alberta w Kanadzie zapowiedziała wprowadzenie zakazu pornografii w szkolnych bibliotekach. To ważny krok w stronę ochrony dzieci – szkoda tylko, że ma on wejść w życie dopiero we wrześniu. Już w czerwcu bowiem dzieci będą szczególnie narażone na zalew nieodpowiednich treści z powodu tęczowego „miesiąca dumy”.
Większość pornograficznych treści obecnych w szkolnych bibliotekach w Albercie to właśnie książki o tematyce LGBT, przemycone tam pod pozorem promowania „równości” czy „tolerancji”. Niestety zakaz nie wykluczy wszystkich treści deprawujących dzieci, a jedynie „opisy graficzne” czynności seksualnych. Oznacza to, że tęczowa propaganda nie wyjdzie całkowicie ze szkół.
– Nie mówimy tu o książkach, w których ktoś wyznaje sympatię do innej osoby czy o czymś podobnym. Chodzi o niezwykle graficzne opisy molestowania, samookaleczeń, samobójstw i seksu oralnego… Nie sądzę, żeby osoba niepełnoletnia powinna mieć dostęp do tego typu treści – powiedział Demetrios Nicolaides, minister edukacji Alberty.
Wesprzyj nas już teraz!
Na konferencji prasowej 27 maja, minister Nicolaides wskazał przykład książki, która znajduje się obecnie w szkolnych bibliotekach, a powinna być tam zakazana. Chodzi o powieść „Gender Queer” napisaną przez Mai Kobabe. Ukazuje ona bez ogródek gorszące praktyki homoseksualnych bohaterów.
Tęczowe lobby zdążyło już wyrazić swoje niezadowolenie z planowanych zmian. Zwolennicy deprawowania umysłów dzieci obecni są nawet wśród Stowarzyszenia Nauczycieli Alberty. Jason Schilling, prezes instytucji, stwierdził, że zakaz pornografii może uderzyć w „różnorodne społeczności”.
– Obawiam się, że wpadniemy w lawinę kwestionowania książek i ich zakazywania, co obserwujemy już za naszą południową granicą [w USA – red.], a teraz zaczyna się to dziać także w szkołach w Albercie – powiedział.
Źródło: lifesitenews.com, edmontonjournal.com
AF
Promocja dewiacji i większa swoboda w mordowaniu nienarodzonych. To plan Trzaskowskiego dla młodych
USA: gender i LGBT nadal promowane w szkołach. Stan Nowy Jork lekceważy decyzje Donalda Trumpa