13 sierpnia 2021

Kancelarie wykorzystują raporty IPCC do wyłudzania odszkodowań za „zmiany klimatu” [OPINIA]

(flickr.com)

Raporty skompromitowanego Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu ONZ (IPCC) od lat mają z jednej strony mobilizować społeczeństwo, zwłaszcza młodych ludzi do aktywizmu klimatycznej, z drugiej stanowić uzasadnienie dla radykalnych decyzji polityków dotyczących dekarbonizacji. Jest jeszcze jeden istotny powód ich powstawania: uzasadnienie i pomoc dla procesów prowadzonych przez wyspecjalizowane kancelarie prawne przeciwko tzw. największym emitentom, czyli koncernom paliwowym i ograniczanie suwerenności państw.

Nauka o klimacie, stosunkowo młoda dziedzina, która w dużej mierze opiera się na symulacjach komputerowych – budzących ogromne wątpliwości, choćby z tego powodu, że rezultat prognoz zależy od jakości danych wprowadzonych na początku – od lat przedstawia katastroficzne wizje. Raporty IPCC sugerują, że ludzie sami ściągają na siebie katastrofę – przez sam fakt istnienia i korzystania z wybranych surowców naturalnych (gaz, ropa, węgiel). Uczeni jednak mieli problem z dowodami na to, że faktycznie człowiek i jego aktywność ma wpływ na tzw. ocieplanie się klimatu.

Każdy raport IPCC praktycznie próbował uzasadniać, że to człowiek jest winny katastroficznym „zmianom klimatu.” Jednak kancelarie, które zwietrzyły nowe możliwości zarobku, specjalizując się w procesach przeciwko koncernom energetycznym, a nawet rządom, miały problem w sądach, by niezbicie dowieść, winy domniemanych winowajców.

Wesprzyj nas już teraz!

Najnowszy raport IPCC ma zawierać jedne z „najmocniejszych słów grupy, potwierdzającej jednak związek między działalnością człowieka a globalnym ociepleniem”. Tym razem twórcy opracowania jednoznacznie stwierdzili, że to ludzie „ogrzali” planetę, doprowadzając do ekstremalnych fali upałów, suszy i pożarów.

Organizacja Grist, która zachęca do aktywizmu klimatycznego wskazuje, że „choć niektórym może się to wydawać oczywiste, jest to odkrycie, które może mieć duże implikacje dla procesów sądowych, mających na celu pociągnięcie zanieczyszczających do odpowiedzialności za szkody spowodowane katastrofami.”

– Raport IPCC powinien być swego rodzaju wezwaniem do prawników – komentował Rupert Stuart-Smith, uczony z Uniwersytetu Oksfordzkiego, specjalizujący się w „nauce o klimacie.”

Ta specyficzna dziedzina koncentruje się na udowodnieniu, że człowiek ma wpływ nie tylko na zmiany klimatu jako takie, ale przede wszystkim jest odpowiedzialny za ekstremalne zjawiska pogodowe („atrybucja zmian klimatycznych”).

IPCC twierdzi, że naukowcy znacznie w ciągu ostatniej dekady poczynili znaczny postęp i są w stanie, na podstawie konkretnych danych, obwiniać za ekstremalne upały, obfite opady, susze i huragany dużych emitentów dwutlenku węgla, notabene „gazu życia” niezbędnego do przeprowadzania procesu  fotosyntezy przez rośliny zielone produkujące m.in. tlen.

„Od lat powodowie na całym świecie starają się pociągnąć firmy paliw kopalnych do odpowiedzialności za ich wkład w zmiany klimatu — często domagając się odszkodowania za szkody, takie jak straty gospodarcze spowodowane powodziami lub pożarami. Ale te przypadki zostały utrudnione przez brak dowodów przyczynowych. Oznacza to, że powodowie z trudem dowodzili na sali sądowej, że ponieśli szkody ekonomiczne w wyniku działalności spółek naftowych i gazowych, z którymi się procesują” – czytamy na stronie grist.org.

Organizacja przypomina sprawę z 2008 r. Native Village of Kivalina przeciwko ExxonMobil Corp. Rdzenni mieszkańcy Alaski pozwali ExxonMobil i 23 innych gigantów energetycznych, domagając się odszkodowania za szkody związane z erozją wybrzeża.

Powodowie przekonywali, że erozja została pogłębiona przez zmiany klimatyczne. Jednak Sąd Apelacyjny w USA oddalił sprawę mieszkańców wioski, powołując się na brak dowodów przyczynowych. „Nie jest wiarygodne stwierdzenie, jakie emisje – wyemitowane przez kogo… i w jakim momencie na świecie –„wyrządziły” rzekome szkody powodom w związku z globalnym ociepleniem” – orzekł sąd.

Według Stuarta-Smitha „nie jest to już prawdą.” Wskazuje on, że powodowie zyskali kolejny ważny dowód dzięki szybko rozwijającej się dziedzinie nauki o klimacie i łatwiej będzie można przypisać winę za klęski żywiołowe „zmianom klimatu” wywołanym przez człowieka oraz określić „wkład” poszczególnych firm w te zmiany.

– Ten rodzaj dowodów naukowych istnieje, metody są solidne i są szeroko akceptowane w społeczności naukowej – przekonuje Stuart-Smith, dodając, że te „dowody” nie są jeszcze wykorzystywane w większości procesów sądowych dot. zmian klimatu.

W artykule opublikowanym przez Stuarta-Smitha wraz z innymi autorami w „Nature Climate Change” w czerwcu zwrócono uwagę, że powodowie, którzy pozwali koncerny i rządy rzadko powołują się na te dowody. Na kilkadziesiąt analizowanych spraw (73) wobec firm naftowych i gazowych prawie trzy czwarte nie odnosiły się w ogóle do żadnych recenzowanych badań atrybucji. Te zaś, które uwzględniały naukę o atrybucji zjawisk ekstremalnych, robiły to w sposób ogólny, rysując szerokie powiązania między emisjami a skutkami zmian klimatu, „zamiast tworzyć związek przyczynowy z konkretnymi szkodami poniesionymi przez powoda.”

Stuart-Smith radzi powodom, by w sprawach dotyczących klimatu, ustalili wkład indywidualnego emitenta w domniemane ocieplenie klimatu. Innymi słowy „w jakim stopniu dana firma paliw kopalnych przyczyniła się do zmiany klimatu.” To obliczenie jest obecnie – wskutek prowadzonych statystyk globalnych w związku z polityką klimatyczną – znacznie łatwiejsze niż dotychczas.

Istnieje bowiem dużo opracowań na ten temat Climate Accountability Institute, który rok przed podpisaniem porozumienia w sprawie klimatu w Paryżu, opublikował artykuł określający ilościowo domniemany „wkład” największych firm paliw kopalnych w „globalne ocieplenie”.

Profesor prawa Pat Parenteau z Vermont Law School wskazuje jednak, że powołują się na to opracowanie, jednak nie jest ono wystarczające. Parenteau dodaje, że kancelarie prawne mogą teraz sięgnąć do nowszych narzędzi „atrybucji wpływu”, co może wytyczyć bezpośrednią granicę między działalnością człowieka a konsekwencjami ekstremalnych zdarzeń pogodowych związanych z klimatem.

Sugeruje ona, że na początku tego lata, gdy północno-zachodnie wybrzeże Pacyfiku zalała fala upałów, naukowcy od klimatu szybko byli w stanie ustalić – na podstawie symulacji komputerowych – że zdarzenie to było 150 razy bardziej prawdopodobne z powodu zmian klimatu. Gdyby tych zmian nie było, to – wg nich – nie byłoby także fali upałów.

Stuart-Smith apeluje, by powodowie zlecali więcej tego typu badań ze szczególnym uwzględnieniem wskazania firm, które w największym stopniu mają przyczyniać się do domniemanych zmian klimatu. Miałoby to im pomóc przezwyciężyć przeszkody dowodowe potrzebne do wykazania, że ​​działalność firm naftowych i gazowych przyczyniła się do szkód innych.

Prof. Parenteau wyraziła optymizm, że „wysoka ranga raportu IPCC przypomni prawnikom o znaczeniu nauki o atrybucji podczas budowania spraw dowodowych,” zwłaszcza w procesach toczonych w Kalifornii, gdzie surowe przepisy dotyczące czynów niedozwolonych – gałąź praw regulujących środki zaradcze za krzywdy cywilne – ma pomóc miastom takim jak San Mateo i Oakland wygrać sprawy z dużymi „trucicielami” jak Chevron.

– Prawdziwy pokaz dopiero nadejdzie – zaznaczyła Parenteau – ale możesz być pewien, że prawnicy powodów są w pełni świadomi nie tylko samego raportu IPCC, ale także zaangażowanych naukowców i wyników ich badań.

Wcześniejsze raporty IPCC także miały wzmocnić – według ekspertów prawnych – argumentację w procesach sądowych w sprawie klimatu, domagających się zadośćuczynienia za „bezczynność rządów.”

Liczne kancelarie prawne już wypracowały strategie wyłudzania wysokich odszkodowań od władz z tytułu niepodjęcia przez nie działań na rzecz likwidacji skutków „ocieplenia,”  wymaganych przez oenzetowskie instytucje (Agenda Zrównoważonego Rozwoju 2030 i Porozumienie Paryskie – obie umowy przyjęte w 2015 r.).

Prawniczka Roda Verheyen reprezentowała dziesięć rodzin w procesie sądowym przeciwko instytucjom UE. Argumentowała kilka lat temu, że UE musi przyjąć bardziej ambitne cele klimatyczne do 2030, pod pretekstem konieczności ochrony praw człowieka. Raporty oenzetowskie, a zwłaszcza opracowania IPCC, mają służyć jako podstawa prawna do uzasadnienia żądań powodów, którzy – na razie rezygnują z zadośćuczynienia, pod warunkiem, że rządy przyjmą bardziej ambitne cele klimatyczne.

W liście skierowanym do polityków UE, osoby, które pozwały władze unijne, przekonywały, że sprawa „zmian klimatycznych” jest nagląca, a oni jako rolnicy, pasterze, leśnicy, właściciele hoteli i restauracji oraz studenci, mieszkający w różnych krajach Europy: w Szwecji, Portugalii, Francji, Włoszech, Niemczech i Rumunii apelują o pilne działania z powodu „zmian klimatycznych”, wpływających na ich codzienne życie.

Przekonywali, że pożary, susze i powodzie, to efekt ocieplenia klimatu, który sprawił, że stracili uprawy albo zagrożone są ich tradycje, kultura czy przyszłość.

Jeden z rolników z Francji żalił się, że stracił 44 proc. swoich dochodów z uprawy lawendy w ciągu 6 lat z powodu kolejnych suszy na południu Francji. Jego syn przez to był zmuszony do szukania zajęcia w innej dziedzinie, ponieważ uprawa lawendy nie mogła już zagwarantować wystarczającego dochodu dla całej rodziny.

Inny powód z Niemiec skarżył  się na gwałtowne burze, które zagroziły zasobom słodkiej wody w Langeoog, co z kolei miało mieć wpływ na prowadzoną przez niego restaurację i hotel.

Rumuński powód ubolewał, że coraz wyżej musi wypasać owce w Karpatach, bo niżej nie ma wody i dobrej trawy. Jeszcze inny farmer z Portugalii narzekał na susze. Inni obwiniali władze UE za brak działań w sprawie zmian klimatycznych, które miały doprowadzić do drastycznego zmniejszenia produkcji miodu itp.

Rodzina z Alp narzekała, że z powodu ocieplenia klimatu, wspinaczka po oblodzonych zboczach stała się bardziej niebezpieczna, przez co rodzina, oferująca usługi hotelarskie, traci dochody…

Wszyscy powodowie powoływali się na raporty IPCC, wzywając polityków do przyjęcia bardziej rygorystycznego celu niedopuszczenia do wzrostu temperatury na Ziemi o 1,5 stopnia Celsjusza.

Jonathan Church, prawnik z londyńskiej firmy Client Earth cieszył się, że raporty IPCC wskazujące, że człowiek przyczynia się do zmian klimatu, co prawda „nie zmieniają prawa”, ale „dostarczają potencjalnie dużo amunicji tym, którzy chcą skorzystać z prawa, by wprowadzić zmiany w tym obszarze.”

Ilość pozwów klimatycznych rośnie na całym świecie, idąc w tysiące.

Greenpeace z Azji Południowo-Wschodniej od dawna ma zespół ds. sprawiedliwości klimatycznej. Skupia się on przede wszystkim na pomaganiu filipińskiej Komisji Praw Człowieka, pozywającej producentów węgla, ropy i gazu i domagającej się zapłaty odszkodowań indywidualnym osobom z powodu roli, jaką mieliby odegrać, powodując rzekome zmiany klimatyczne. Koncerny pozywa się za szkody powodowane m.in. przez tropikalne burze.

Trzy lata temu ONZ podjęło działania, by ułatwić pozywanie rządów, wykorzystując do tego celu Komisję Prawa Międzynarodowego.

W 1947 r. Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych ustanowiło Komisję Prawa Międzynarodowego (ILC), złożoną z „ekspertów”,  która m.in. przygotowuje projekty umów i traktatów międzynarodowych. ILC zasugerowała, że należy uregulować kwestie dotyczące odpowiedzialności za „podnoszenie się poziomu mórz” z powodu rzekomego „ocieplenia” i uregulowania kwestii tzw. uniwersalnej jurysdykcji, niezwykle groźnej dla suwerenności państw.

Kodyfikacją prawa międzynarodowego zajmuje się przede wszystkim ONZ. Karta NZ przewiduje w artykule 13 ustęp 1 lit a) jako zadanie Zgromadzenia Ogólnego inicjowanie badań i udzielanie zaleceń w celu „popierania postępowego rozwoju prawa międzynarodowego i jego kodyfikacji.”

Komisja Prawa Międzynarodowego z zasady powinna w sposób ścisły i usystematyzowany formułować normy prawa „w sprawach, w których już istnieje znaczna praktyka państw, precedensy i opinie naukowe”.

Co jednak pokazała praktyka na przestrzeni lat, oenzetowskie agendy najpierw przyjmują deklaracje i niewiążące umowy, w których główny nacisk kładzie się na monitorowanie i raportowanie w sprawie wdrażania pewnych ściśle ustalonych rozwiązań. Stają się one wówczas „standardami” i ostatecznie uznaje się je za zwyczajowe prawo międzynarodowe, wymagając ścisłego jego respektowania od państw. Jurysdykcja w takich kwestiach jest delegowana z sądów krajowych na międzynarodowe trybunały.

Przykładem może być umowa Global Compact w sprawie migracji, ułatwiająca migrację nielegalną i nakładająca na państwa wielkie zobowiązania. Na razie jest niewiążąca, ale ustala „standardy” postępowania w przypadku nielegalnej migracji, by ją szybko zalegalizować i wymaga ścisłego raportowania.

Komisja Prawa Międzynarodowego składa się zaledwie z 34 członków „cieszących się uznanym autorytetem w zakresie prawa międzynarodowego,” występujących w charakterze „niezależnych ekspertów,” a nie przedstawicieli rządów.

Obraduje na corocznych posiedzeniach, przedstawiając raporty VI Komitetowi Zgromadzenia Ogólnego, w których proponuje uregulować określone kwestie. Komitet akceptuje lub odrzuca propozycje nowych kodyfikacji. Jeśli zaakceptuje, to wyznacza referenta, który przygotowuje odpowiednie sprawozdania i poddaje projekty pod dyskusje oraz głosowanie. Następnie zaakceptowane rozwiązania przedstawiane są państwom, które mogą formułować uwagi. W oparciu o te uwagi, Komisja Prawa Międzynarodowego rewiduje projekt i przedstawia go Zgromadzeniu Ogólnemu. Może ono uchwalić projektowaną umowę międzynarodową w formie rezolucji, czy też zadecydować o zwołaniu konferencji dyplomatycznej w celu przyjęcia umowy międzynarodowej w oparciu o projekt Komisji.

ILC opracowała np. projekty, które stały się podstawą umów międzynarodowych, w tym o tak fundamentalnym znaczeniu jak: cztery konwencje genewskie, prawa morza przyjęte w 1958 roku, konwencja wiedeńska o prawie traktatów z 1969 r. czy o zakazie wszelkiej dyskryminacji kobiet. ILC zbiera się co roku (zwykle w Genewie, ale czasami także w Nowym Jorku).

W 2018 r. Komisja przedstawiła VI Komitetowi w Nowym Jorku dwie bardzo niebezpieczne – zdaniem znawcy prawa międzynarodowego prof. Ronalda Rychlaka – kwestie. Pierwsza dotyczyła powszechnej jurysdykcji, druga – uregulowania odpowiedzialności za podnoszenie się poziomu mórz z powodu rzekomego globalnego ocieplenia powodowanego przez państwa, których gospodarka opiera się na węglu, ustanawiając niebezpieczny precedens.

Gdyby kwestia wzrostu poziomu morza stała się prawem międzynarodowym, to jedne kraje mogłyby wytaczać procesy innym państwom, których gospodarka jest oparta na węglu. Oznaczałoby to, że wszelkie wątpliwości i pytania dotyczące nauki o globalnym ociepleniu przestałyby mieć charakter akademicki, a stałyby się „ustalonym i niekwestionowanym dogmatem ideologicznym, nie mogącym być podważanym, nawet jeśli pojawiłyby się nowe ustalenia uczonych!”

Prof. Rychlak przypomniał aferę „Climategate”, gdzie sami naukowcy zajmujący się klimatem podważyli niedokładne wyniki badań innych „ekspertów”, czy osławiony już „wykres kija hokejowego” dotyczący rekonstrukcji temperatury i emisji CO2 w ciągu ostatniego tysiąclecia w oparciu o symulacje i różne dane „proxy”.

Druga wówczas przedstawiona propozycja dotyczyła powszechnej jurysdykcji, która pozwalałaby pociągać do odpowiedzialności karnej dowolny kraj – niezależnie od tego, gdzie popełniono domniemane przestępstwo i niezależnie od narodowości oskarżonego, kraju zamieszkania lub jakiegokolwiek innego związku z oskarżycielem  – jeśli  uzna się za przestępstwo „ocieplenie klimatu powodowane przez kraje, emitujące dwutlenek węgla.” (sic!)

Prof. Rychlak przypomina też, że chociaż niektórzy prawnicy wciąż ograniczają powszechną jurysdykcję do piractwa, to jednak ostatnie 20 lat pokazało, że koncepcja ta rozwija się bardzo szybko. I tak w 1998 r. sędzia hiszpański oskarżył generała Augusto Pinocheta o naruszenie praw człowieka popełnione w jego rodzinnym kraju Chile. Został on aresztowany w Londynie i był przetrzymywany przez półtora roku, zanim ostatecznie go zwolniono. Oznaczało to po raz pierwszy, że sędziowie europejscy zastosowali zasadę powszechnej jurysdykcji i to wobec byłej głowy państwa – z naruszeniem prawa międzynarodowego, gwarantującego takim osobom immunitet  – który miał zagwarantowaną dożywotnią amnestię w ojczystym kraju.

W ten sposób kształtowane prawa ograniczają suwerenność narodową. Nowe postępowe „normy międzynarodowe” są odgórnie narzucane innym. Tymczasem prawo międzynarodowe nie jest z natury lepsze od prawa jakiegokolwiek kraju – przekonuje prof. Rychlak. Można je uznać za lepsze, gdy opiera się na traktacie lub gdy tak powszechnie uznaje się. Kiedy jednak urzędnicy wstrzymują wiedzę, aby kształtować zachowania i wpływać na strukturę prawa, obywatele ze wszystkich krajów powinni zacząć się martwić postępującym rozwojem prawa międzynarodowego i jego implikacjami dla suwerenności – konkluduje

Źródło: grist.org., climatechangenews.com., PCh24.pl

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij