Coraz więcej instytucji kultury, samorządów, stowarzyszeń, parafii i osób prywatnych przeznacza środki na ratowanie kapliczek i krzyży przydrożnych. To bardzo cieszy. Dla przykładu samorząd województwa łódzkiego postanowił ostatnio dużą sumą dofinansować remonty dawnych kapliczek. Pieniądze na ten słuszny cel otrzymało 17 gmin. Wśród obiektów, które dzięki dotacjom są już odnawiane, jest m.in. kapliczka zwana przez miejscową ludność „Grobelką”. To przepiękna kapliczka z rzeźbą św. Jana Nepomucena. Od wielu lat stoi w szczerym polu, pod wielką brzozą niedaleko miejscowości Augustynów w gminie Lututów. Ludzie, kiedy obok niej przechodzą czynią znak krzyża. Niektórzy przystają, odmawiają modlitwy, a wszyscy chwalą Boga.
Również w ostatnim czasie na terenie gmin Narew oraz Czyże (województwo podlaskie) grupa miłośników polskiej, chrześcijańskiej tradycji ustawiła piękne, nowe, dębowe krzyże. Zastąpiły one dawne krzyże, stojące w tychże miejscach, które skruszył ząb czasu. Specyfiką Podlasia są obecne tu w wielu miejscach kapliczki, figury świętych, krzyże. Były one stawiane tak we wsiach i miastach jak przy drogach w szczerym polu. Kiedy odwiedzam rodzinne strony mego taty, który urodził się w uroczysku Szyndziel, położonym na skraju Puszczy Knyszyńskiej, lubię pójść pod wyniosły, drewniany krzyż i odmówić tam modlitwę Anioł Pański. Na rozstaju dróg, pod starą lipą przy lesie, ten krzyż postawił mój dziadek, na pamiątkę bolesnego wydarzenia, kiedy to w dziecięcym wieku zmarła jego ukochana córeczka.
„Bogu na chwałę, cierpiącym na pociechę, błądzącym jako drogowskaz” – głosi napis na jednej z przydrożnych kapliczek. To motto najlepiej oddaje przesłanie jakie przez wieki niosą ludziom przydrożne krzyże i kapliczki. Zawsze stawiano je w intencji upamiętnienia ważnego wydarzenia, w podzięce za uzdrowienie, jako znak panowania na polskiej ziemi chrześcijaństwa. Te znaki Bożej obecności są też świadectwem kultury i historii naszego narodu. W Puszczy Knyszyńskiej, kilka kilometrów od znanej z Cudu Eucharystycznego Sokółki, leży ogromny głaz, w którym wyryty jest duży krzyż. To dzieło Powstańców Styczniowych, których oddział miał tu, wśród puszczańskich ostępów i bagien, kryjówkę.
Wesprzyj nas już teraz!
Krajobraz Polski wzbogacają też nowe kapliczki i krzyże. Wiele z nich powstaje wskutek zorganizowanych akcji. Jedną z nich były warsztaty tworzenia obrazów do kapliczek, przeprowadzone w miejscowości Nowica (woj. Małopolskie). Każdy artysta stworzył dzieło dotyczące Jezusa, Maryi lub świętego. Później te kapliczki stanęły w różnych miejscach Polski. Bardzo ciekawe i owocne przedsięwzięcie. Nowe kapliczki z figurami świętych patronów stawiają też grupy zawodowe. Dajmy na to – leśnicy, którzy są oczywiście „gorącymi fanami” św. Huberta. Kilka dni temu widziałem nowiuteńką, drewnianą figurę tego patrona leśników i myśliwych, postawioną na puszczańskiej polanie w Supraślu, niedaleko Białegostoku.
Są całe galerie kapliczek i figur świętych. Jedna z nich, o sympatycznej nazwie „Kapliczkowo”, znajduje się w miejscowości Dubie niedaleko Bełchatowa. Całości, czyli 363 zebranym tam kapliczkom, patronuje kapliczka Jezusa Frasobliwego. Wśród wielu świętych tradycyjnie stojących przy polnych drogach, czy rzekach, są tu również kapliczki osób współcześnie wyniesionych na ołtarze – m.in. błogosławionych ks. Jerzego Popiełuszki i prymasa tysiąclecia ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Dokładnie nie wiadomo, kiedy zaczęto budować kapliczki. Ich geneza jest bowiem bardzo stara i niejasna. Prawdopodobnie nazwa „kapliczka” powstała na bazie łacińskiego wyrazu cappa, czyli płaszcz. Przypuszcza się, że chodzi tu o płaszcz, żyjącego w IV wieku, św. Marcina, biskupa z Tours, który przechowywany był w specjalnej celi, zwanej właśnie „kaplicą”. Z Tours, w ciągu wieków, kapliczki rozeszły się po całej Europie. Zaś pierwsze krzyże na ziemi polskiej nasi przodkowie postawili już w X wieku. Ustawiono je w miejscach, w których chrzest przyjmowali obywatele księstwa Mieszka I. Niedawno byłem w jednym z takich miejsc, przy krzyżu na pagórku w miejscowości Żdżary niedaleko Rawy Mazowieckiej. Do dziś mieszkańcy Żdżar dbają o to, aby na tym historycznym i uświęconym chrzcielnym wzgórzu stał krzyż.
Kapliczki, przydrożne figury świętych i krzyże są integralnie związane z polskim pejzażem kulturowym. Te obiekty kultu religijnego wyrosły z ducha chrześcijańskiej Europy. Kapliczki są świadectwem żywej tradycji okazywania wdzięczności Bogu i świętym patronom: darem błagalnym w czasach zagrożeń (ileż nowych krzyży Karawaka stanęło obecnie na polskiej ziemi podczas pandemii) często aktem dziękczynnym, formą upamiętniania zasług zmarłych dobroczyńców czy osób najbliższych. Figury świętych patronowały wielu życiowym sytuacjom.
Rzeźby św. Jana Nepomucena bardzo często stawiano przy przeprawach wodnych, aby pomógł on je szczęśliwie pokonać. Piękna figura tego świętego stoi przy moście na rzece Białej w Białymstoku. Jego imieniem nazwano też ulicę wiodąca przez most – ulica Świętojańska. Ciekawa jest historia tej figury. Ufundował ją w roku 1770 Jan Klemens Branicki, hetman wielki koronny, właściciel Białegostoku. W pamiętnym roku 1863, w ramach działań odwetowych za zryw powstańczy, władze carskie kazały zniszczyć figurę św. Nepomucena. Mieszkańcy złych skutków barbarzyństwa Rosjan nie zapomnieli i nie zostawili ich bez dobrej odpowiedzi. Kilka lat temu piękna rzeźba „Nepomuka”, jak się przyjęło popularnie zwać tego świętego – bliskiego sercom ludzi, znów stanęła przy moście.
Na Podlasiu istnieje piękny i stary zwyczaj stawiania krzyży na początku i końcu wsi, tak aby zaznaczyć, że w tej miejscowości żyją chrześcijanie. Według innego dobrego zwyczaju, po długich modlitwach nad trumną zmarłego mieszkańca wsi, odmawianych i śpiewanych w domu zmarłego, procesyjnie niesie się trumnę z jego ciałem aż do krzyża na skraju miejscowości. Ta procesja do krzyża to ostatnie pożegnanie krewnego, sąsiada i przyjaciela, z którym, często od dziecka, dzieliło się radości i smutki.
Krzyże i kapliczki przydrożne znaczą drogi ludzkiego życia i śmierci. Potrafią też życie uratować. Moja babcia Apolonia Romanowska, dziś już świętej pamięci, opowiedziała mi kiedyś wstrząsającą historię, której doświadczyła. Po ślubie z moim dziadkiem Romualdem, zamieszkali w domu teściów. Młoda synowa nie miała łatwo, gdyż teściowie jej nie tolerowali. Uważali, że nie jest ona godna wejść do ich rodziny z powodu pochodzenia z niższego stanu. Szczególnie mocno dogryzała Apolonii teściowa, bywały sytuacje, kiedy nie dawała jej nawet jedzenia, a ta miała już wtedy małe dziecko.
Moja babcia, z powodu tego psychicznego nękania, popadała w depresję i postanowiła targnąć się na swoje życie. Którejś jasnej, księżycowej nocy letnią porą, kiedy wszyscy spali, wyszła z domu i ruszyła ku rzece – Biebrzy, aby się w niej utopić. Szła na skróty, ścieżyną wiodącą przez łąki i pola. Kiedy przechodziła obok kapliczki poświęconej Matce Najświętszej, postanowiła ostatni raz odmówić modlitwę, prosząc też o przebaczenie ciężkiego grzechu, który zamierzała popełnić. „Kiedy się modliłam całym swoim sercem, wylewając przed Mateczką swój ból – nagle przyszło na mnie wielkie uspokojenie, nigdy wcześniej, ani później tak wielkiego pokoju nie doświadczyłam. Zrozumiałam, że nie mogę odebrać sobie życia, bo bardzo bym tym skrzywdziła mojego kochanego męża i dziecko. Wróciłam do domu – ale już inna” – opowiadała mi, ze łzami w oczach, babcia. Wkrótce po tym, można powiedzieć, cudownym ocaleniu, dziadek zakupił parcelę i zaczął budować dom. Tam zamieszkali, a Bóg obdarzył ich jeszcze pięciorgiem dzieci, wśród nich była moja mama.
Adam Białous