W dzisiejszej kulturze samo wspomnienie o Bożej karze budzi niepokój, niechęć, ba, nienawiść nawet. Wielu uczonych w Piśmie mówi z zatrważającą pewnością – koronawirus nie jest sankcją z Niebios. Wykluczenie możliwości kary Bożej nie znajduje jednak poparcia w Piśmie Świętym ani nauce Kościoła.
Osoby sugerujące możliwość jakiegokolwiek powiązania koronawirusa z karą Bożą spotyka lawina hejtu. Bez względu na to, czy to kardynał, czy skromny świecki publicysta, zawsze postępowcy znajdą sposób, by odsądzić go od czci i wiary. Bo jak to – zapytają?! Ludzie cierpią, a tu straszyć ich jeszcze niebieskimi karami? Tak nie wolno!
Wesprzyj nas już teraz!
Jako pierwszy przekonał się o tym kardynał Leo Raymond Burke. Zasłużony hierarcha, były prefekt Sygnatury Apostolskiej, w swym oświadczeniu pod koniec marca stwierdził, że „człowiek wiary nie może uznawać obecnych trudności, w jakich się znajdujemy bez wzięcia pod uwagę dystansu dzielącego naszą kulturę od Boga”. Podkreślił ponadto, że współczesnego człowieka cechuje otwarty bunt przeciwko Stwórcy i „właściwemu porządku, w którym On nas stworzył i utrzymuje nasz byt”. Kardynał zwrócił uwagę na ataki na dzieci nienarodzone oraz tożsamość człowieka jako kobiety i mężczyzny.
Również w marcu meksykański biskup diecezji Cuernavaca mówiąc o koronawirusie, stwierdził, że „Bóg nie mówi do nas, lecz krzyczy na nas. Musimy słuchać” [mexiconewsdaily.com]. W tym kontekście wspomniał o pladze aborcji, wspomaganego samobójstwa i transgenderyzmie. Zwrócił uwagę na grzechy współczesnego świata, takie jak „eutanazja (mówienie, że) jestem zmęczony życiem, więc mnie zabijcie. Albo pozwalanie dzieciom zdecydować, jakiej chcą być płci – dziewczynka chce zostać chłopcem. Och! Z pewnością Bóg mówi: posłuchajcie dzieci, jestem waszym Ojcem, kochającym i miłosiernym. Wpadacie w przepaść”. Biskup wspomniał także o kradzieżach, przemocy i upowszechnieniu korupcji.
Wypowiedzi obydwu hierarchów wywołały oburzenie grupy homoseksualistów z New Ways Ministry. Tak – chodzi o tę grupę, z którą związany jest zwolennik rozmiękczania nauki Kościoła o homoseksualizmie – James Martin SJ. Nic to, że kardynał Burke nie wytknął homoseksualistów palcem. Nie powiedział – to wy odpowiadacie za epidemię koronawirusa. Ba, nie oskarżył żadnej grupy ani nikogo osobiście. Wskazał jedynie na to, że Pan Bóg nie pozostaje obojętny na ludzkie cierpienie. To jednak wystarczyło do ataku.
Jak czytamy w oświadczeniu Francisa DeBernardo z „New Ways Ministry” „dwóch znaczących hierarchów katolickich oskarżyło osoby LGBTQ o pandemię”. Chodziło o wspomnianych biskupa Ramóna Castro z Cuernavaca z Meksyku oraz kardynała Leo Raymonda Burke. „Przy braku naukowych dowodów, gdyż żadne nie istnieją, owi duchowni wykorzystali najbardziej niebezpieczny współczesny kryzys zdrowia publicznego do promocji swych uprzedzonych poglądów na temat ludzi LGBTQ. Brak wiedzy naukowej o wirusie idzie w parze z brakiem naukowej wiedzy o osobach LGBTQ”. Prohomoseksualna organizacja wezwała papieża do zabronienia obydwu duchownym publicznej działalności duszpasterskiej [newwaysministry.org].
Na szczęście znalazła się garstka (niestety garstka!) sprawiedliwych, którzy wzięli duchownego w obronę. Wśród tej małej trzódki znalazła się Janet Smith, była profesor teologii moralnej w Wyższym Seminarium Duchowym Najświętszego Serca w Detroit. Jej zdaniem atak „New Ways Ministry” okazał się „pełnym dezinformacji, czyli fałszu”. – Twierdzą, że Burke obwinił osoby LGBTQ o pandemię koronawirusa. Nie powiedział nic takiego, a tak naprawdę nie wspomniał nawet o osobach LGBTQ – powiedziała w rozmowie z LifeSiteNews teolog.
Uczona przyznała, że w wypowiedzi duchownego znalazła się wzmianka o ideologii gender jako jednym z przykładów dezorientacji wynikającej z odwrócenia się ludzi od Boga, ale „nie jest ona identyfikowana jako odpowiedzialna za koronawirusa”.
W obronę byłego prefekta Sygnatury Apostolskiej wziął również ksiądz Serafino Lanzetta, członek Akademii Życia i Rodziny Jana Pawła II. Podkreślił on, że wypowiedź kardynała Burke’a o „wszechobecnym ataku na integralność ludzkiej seksualności, naszej tożsamości jako mężczyzny lub kobiety” należy postrzegać „w świetle wielu innych grzechów potępionych przez Jego Eminencję jako przyczyny sprawiedliwej kary, dopuszczonej przez Boga zarazy”. – Jest skutkiem grzechu pierworodnego i naszych grzechów. Każdy grzech musi zostać naprawiony, ale grzech skierowany przeciwko stworzeniu człowieka przez Boga ma szczególną wagę moralną – ogromnego buntu wobec Boga; buntu próbującego zastąpić Go czymś stworzonym przez człowieka – powiedział kapłan w wywiadzie dla Life Site News.
Biskup Schneider
Jeszcze dobitniej niż kardynał Burke wyraził się biskup Atanazy Schneider na łamach „The Remnant”. „W moim przekonaniu epidemia koronawirusa jest bez wątpienia Boską interwencją mającą na celu ukaranie i oczyszczenie grzesznego świata oraz Kościoła. Nie powinniśmy zapominać, że nasz Pan Jezus Chrystus postrzegał fizyczne katastrofy w kategoriach kar Bożych” – stwierdził.
W tym celu przytoczył rozmowę Żydów z Panem Jezusem znaną z Ewangelii: „W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie.” [Łk 13, 1-5].
Zauważmy, że często zwraca się uwagę, że Pan Jezus tą przypowieścią zwrócił uwagę, że choroba nie świadczy o grzechu konkretnego człowieka. Nie należy go piętnować, samemu utwierdzając się w przekonaniu o moralnej wyższości – jak to czynili faryzeusze i nie tylko. To prawda, ale nie cała. Fragment ten sprzeciwia się bowiem również całkowitemu oderwaniu cierpienia od grzechu. „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”. Należy też pamiętać o możliwości ofiarnego cierpienia ludzi niewinnych – czego uczy przykład Hioba.
Zdaniem biskupa Schneidera nie można wykluczyć związku między koronawirusem a pewnymi wydarzeniami pamiętnego synodu amazońskiego. „Nie mam absolutnej pewności, że wybuch epidemii koronawirusa jest karą Bożą za wydarzenia związane z Pachamamą w Watykanie, lecz dopuszczanie takiej możliwości nie byłoby czymś przesadzonym. Już w początkach Kościoła Chrystus zgromił biskupów („aniołów”) kościołów w Pergamonie i Tiatirze z powodu tolerowania przez nich bałwochwalstwa i cudzołóstwa. Postać „Jezabel”, która zwiodła kościół ku bałwochwalstwu i cudzołóstwu (por. Ap. 2, 20) również może być interpretowana jako symbol świata naszych czasów, z którym flirtuje wielu spośród tych, na których spoczywa odpowiedzialność w Kościele” – stwierdził w rozmowie z „The Remnant”.
Hierarcha podkreślił, że „następujące słowa Chrystusa zachowują ważność również w naszych czasach: „Oto rzucam ją na łoże boleści, a tych, co z nią cudzołożą – w wielkie utrapienie, jeśli od czynów jej się nie odwrócą; i dzieci jej porażę śmiercią. A wszystkie Kościoły poznają, że Ja jestem Ten, co przenika nerki i serca; i dam każdemu z was według waszych czynów” (Ap 2, 22-23). Chrystus zagroził karą i wezwał kościoły do pokuty: „Ale mam nieco przeciw tobie (…) przez spożycie ofiar składanych bożkom i uprawianie rozpusty (…) Nawróć się zatem! Jeśli zaś nie – przyjdę do ciebie niebawem i będę z nimi walczył mieczem moich ust” (Ap 2, 14-16)”.
Hierarcha wyraził też przekonanie, że Chrystus wypowiedziałby te same słowa do hierarchów pozwalających „na bałwochwalcze oddawanie czci Pachamamie i którzy w sposób domyślny zaakceptowali stosunki seksualne poza ważnie zawartym małżeństwem, pozwalając tak zwanym rozwodnikom którzy zawarli nowe związki i aktywnym seksualnie na przyjmowanie Komunii Świętej”.
Roberto de Mattei
Za braniem poważnie hipotezy (oczywiście nie pewności!) kary przemawiają też objawienia fatimskie. Jak bowiem zauważył Roberto de Mattei na łamach „Corrispondenza Romana” „w Fatimie Matka Boża zapowiedziała, że jeśli świat się nie nawróci, to różne narody zostaną unicestwione. O które to chodzi narody? W jaki sposób do tego dojdzie? Pewne jest to, że zasadniczą karą nie jest zniszczenie ciał, tylko zaciemnienie dusz. W Piśmie Świętym czytamy: „przez co kto grzeszy, przez to ponosi karę” (Mdr 11, 16). Ta sama myśl, przekazana przez poganina Senekę, przypomina nam, że kara za przestępstwo leży w samym przestępstwie”.
Historyk podkreślił, że „przecież nawet dobry papież Jan XXIII przypominał, że „człowiek, który sieje grzech, zbiera karę. Kara Boża jest odpowiedzią na grzechy człowieka, dlatego też On (Jezus) mówi wam, abyście uciekali od grzechu, pierwszej przyczyny wielkich kar” (Przesłanie radiowe z 28 grudnia 1958 r.).
„To z pewnością nie kara”
Głosy osób dopuszczających możliwość kary Bożej nie były jednak jedynymi w debacie publicznej. Pojawiły się bowiem również twierdzenia duchownych podkreślających, że obecna sytuacja nie stanowiła bynajmniej kary. – Nie bójmy się. Jesteśmy w rękach Boga. On nie zostawia nas samych w momentach doświadczenia, choroby, czy cierpienia. Pan nie przychodzi do nas jako epidemia. Pandemia nie jest karą zesłaną na nas przez Pana Boga. On jest miłością. Także tą, która w takich właśnie chwilach rodzi w nas, z takich trudnych wyzwań, miłość, sąsiedzką pomoc, solidarność, ale też odpowiedzialność i wzajemną modlitwę za siebie i modlitwę, gorącą modlitwę o ustanie epidemii – powiedział prymas Wojciech Polak cytowany przez „Dziennik”.
Z kolei ksiądz Damian Wąsek na łamach portalu Deon.pl z przekonaniem podkreślił, że „z pewnością nie jest tak, że Bóg wirusem karze nas za grzechy. Pojawiają się ostatnio w niektórych miejscach wezwania do pokuty, by Boga przebłagać i wtedy ocalejemy, czy moralizatorskie pouczenia, że przez nasze nieprawości Bóg w końcu stracił cierpliwość i zesłał wirus. Takie tezy to granie na ludzkich emocjach, szarlataństwo o znamionach herezji i nie ma to nic wspólnego z Bogiem, w którego wierzą chrześcijanie” – stwierdza stanowczo.
„Z pewnością nie jest tak”. Ale skąd to niezachwiane przekonanie? Z Pisma Świętego? A przecież wiele jego stronic mówi o karach Bożych. Z nauki Kościoła? A czy istnieje jakiś dokument kategorycznie wykluczający ewentualność Bożej kary w postaci choroby? Z prywatnego objawienia? W takim razie nic o nim nie wiemy.
Dalej ksiądz zarzuca zwolennikom tezy o koronawirusie jako karze posiadanie wypaczonego obrazu Boga. „Ci, którzy myślą o koronawirusie w kategoriach kary za grzechy, mają w głowie obraz Boga-bezwzględnego sędziego, obraz Boga-surowego władcy, który niszczy nieposłusznych poddanych. To nie jest Bóg miłosierny, więc to nie jest Bóg, o którym mówił Jezus. Nasz Bóg patrzy z miłością na nasze dramaty i chce nas wspierać w zmaganiu się z nimi. Wspiera poprzez dobre natchnienia w umysłach wielu walczących z chorobą, wspiera poprzez budzenie w sercach wrażliwości na potrzeby innych i wzmacnia w znoszeniu utrudnień”. Ta płytka teologia nie jest zdolna do przyjęcia tego, że to właśnie kara może stanowić i stanowi wyraz miłosierdzia Boga wobec człowieka. Skłania też do zastanowienia się przez człowieka nad swoim życiem, do poprawy, do praktykowania miłosierdzia wobec innym.
W karze nie chodzi bowiem o zniszczenie człowieka, lecz o uratowanie go przed nim samym. Skażony grzechem pierworodnym człowiek biegnie bowiem niekiedy w niepohamowanym tempie ku przepaści. Jak nazwać kogoś, kto go przed nią ratuje, zadając pewien niezbędny ból (na przykład szarpiąc)? Czy jest to osoba okrutna, czy raczej miłosierna? Wizja Boga, który nie interweniuje to raczej wizja Stwórcy jako biernego obserwatora, wstrzymującego się od ingerencji w życie ludzi nacechowana jest wykrzywionym obrazem Boga. Przedstawia Go bowiem błędnie jako zimnego i nieczułego na ludzki los.
Ktoś mógłby zaoponować twierdząc, że Bóg owszem, może ingerować w życie ludzi, ale nie musi tego czynić poprzez kary. Owszem, jednak nie zawsze pomagają łagodne napomnienia. Gdy ludzkość pijana grzechem pędzi ku śmierci, niekiedy konieczny okazuje się wstrząs. Doczesne cierpienie może okazać się jedynym środkiem uniknięcia wiecznego – albo większego cierpienia doczesnego.
Krytyka zwolenników błędnie rozumianego miłosierdzia
W tym właśnie duchu głos zabrał ksiądz profesor Jerzy Szymik. Cytowany przez KAI duchowny pisał: „czy pandemia koronowirusa jest karą Boską za ludzkie grzechy? Ponoć teza taka pojawiała się w tych dniach w homiliach i opiniach, zresztą w kilku różnych wersjach. Na to z kolei ruszyli tezy tej oponenci, przekonując, że stoi za nią nieewangeliczny obraz Boga, że prawda wiary, iż Bóg za złe karze jest co najmniej przesadzona, że żyjemy w epoce Miłosierdzia Bożego, którego nie można równoważyć Sprawiedliwością Bożą itp. itd. W toczącej się na ten temat debacie widać (słychać) wyraźną przewagę emocji, zacietrzewienia i tzw. opcji (światopoglądowych, jeśli nie politycznych) nad biblijno-teologiczną głębią zagadnienia. Przynajmniej w tych kilkunastu głosach, do których miałem dostęp”.
Kara jako ratunek
Ksiądz Szymik powoływał się przy tym na słowa kardynała Ratzingera na temat szczególnych Bożych interwencji:
„Apokalipsa zna jednak obok tego jednego czynnika historii – a są nim owe syzyfowe starania sprowadzenia nieba na ziemię – drugą siłę w historii: rękę Boga. Pierwszoplanowo jawi się ona jako karząca, ale Bóg nie stwarza cierpienia i nie chce nędzy swojego stworzenia. Nie jest Bogiem zawistnym. W rzeczywistości ręka ta jest siłą przeciwko mocy budowanego na nieprawdzie, samowyniszczającego działania, która jednakże daje historii nadzieję: ręka Boga przeszkadza człowiekowi w ostatecznej realizacji samozagłady. Bóg nie pozwala na zniszczenie swojego stworzenia. To jest sens Jego działania przy budowie wieży Babel (pomieszanie języków i rozproszenie ludzi) i we wszystkich przytoczonych w Apokalipsie ingerencjach. To, co się tu przedstawia jako boską karę, nie jest sztucznie nałożonym z zewnątrz biczem, lecz urzeczywistnieniem wewnętrznej prawidłowości ludzkiego działania, które przeciwstawia się prawdzie, a tym samym skłania się ku nicości, ku śmierci. ‘Ręka Boga’, która objawia się w wewnętrznym sprzeciwie istnienia wobec swojej własnej zagłady, uniemożliwia podążanie ku nicości, zanosi z powrotem zabłąkaną owcę na pastwisko istnienia, na pastwisko miłości. Nawet wtedy, gdy to bycie wyjętym z wyszukanego przez siebie krzewu cierniowego i bycie zaniesionym z powrotem sprawia ból, jest jednak aktem naszego zbawienia, wydarzeniem, które daje nam nadzieję. I któż mógłby również dzisiaj nie dostrzec ręki Boga, która chwyta człowieka za najbardziej zewnętrzny rąbek jego furii zniszczenia i jego perwersji i uniemożliwia mu pójście dalej?” – mówił ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary dla Ruchu Communione e liberazione podczas rekolekcji w 1986 roku w Collevalenza, we Włoszech [KAI].
Kara to realna możliwość
W kontekście toczącej się dyskusji na temat kary Bożej warto też przypomnieć sobie naukę Pisma Świętego i Kościoła na jej temat. Pokazuje ona realną możliwość takowych kar, tym samym podając w wątpliwość twierdzenia, jakoby koronawirus „na pewno” nie stanowił kary czy dopustu Bożego.
Kara w Piśmie Świętym
Pismo Święte, a szczególnie Stary Testament pokazują, że postępowanie narodu wybranego sprowadzało błogosławieństwo, a złe karę – sprawiedliwą i uzasadnioną. Jak modlił się prorok Azariasz w Księdze Daniela „wszystko, co na nas sprowadziłeś i wszystko, co nam uczyniłeś, uczyniłeś według sprawiedliwego sądu. (…) Niech jednak dusza strapiona i duch uniżony znajdą u Ciebie upodobanie. (…) Nie zawstydzaj nas, lecz postępuj z nami według swojej łagodności i według wielkiego swego miłosierdzia!”.
Czy jednak karanie nie stanowi przejawu podejścia typowo starotestamentalnego? Po pierwsze w takiej sugestii kryje się nuta herezji marcjonizmu – jej starożytni zwolennicy odrzucali Stary Testament, przeciwstawiając go Ewangelii. Tymczasem między jednym i drugim istnieje ciągłość. Chrystusa nie da się bowiem zrozumieć w oderwaniu od historii Izraela, oczekiwania na Mesjasza i mówiących o Nim starotestamentowych proroctw. Po drugie zaś o karze wiecznej dla osób pozbawionych miłości bliźniego czytamy w Ewangelii świętego Mateusza „gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie.” Wówczas zapytają i ci: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?” Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego”.
Nauka Kościoła
Jak uczy ksiądz Leon-Dufour w „Słowniku teologii biblijnej” „nieszczęścia, potop, rozproszenie, nieprzyjaciele, piekło, wojna, śmierć, cierpienie — wszystkie te kary ukazują człowiekowi trzy rzeczy: stan, w którym znajduje się grzesznik; logikę koniecznego przejścia od grzechu do kary; osobowe oblicze Boga, który sądzi i zbawia”.
Z kolei Katechizm uczy, że „Bóg w swoim miłosierdziu nie opuścił grzesznego człowieka. Kary będące następstwem grzechu, bóle rodzenia dzieci (Rdz 3,16), praca w pocie oblicza (Rdz 3,19) stanowią także lekarstwo, które ogranicza szkody spowodowane przez grzech” (KKK 1609).
Święci i objawienia
Na możliwość kar wskazuje też przykład świętych. Jak zauważył Roberto de Mattei cytowany przez Life Site News „św. Karol Boremeusz powiedział: Z powodu naszych grzechów Bóg pozwolił, by ogień plagi zaatakował każdą część Mediolanu.
Autor ten przywołuje też przykład świętego Jana Bosco. Jak informuje „w przeddzień drugiej sesji Soboru Watykańskiego I, 6 stycznia 1870 roku, św. Jan Bosco miał wizję, w której zostało mu objawione, że wojna, zaraza i głód są plagami, którymi zostaną uderzone pycha i złe zamiary ludzi. W taki sposób wyraził się Pan: Wy, księża, dlaczego nie biegniecie, by płakać pomiędzy przedsionkiem a ołtarzem, błagając o zakończenie tych plag, dlaczego nie weźmiecie tarczy wiary i nie wyjdziecie na dachy domów, na ulice, na place, na każde dostępne miejsce, by nieść ziarno mojego słowa? Czyż nie wiecie, że jest to straszliwy obosieczny miecz, który powala moich nieprzyjaciół i ściąga gniew Boży na ludzi?”
O możliwości kar mówią także objawienia fatimskie. „Jeśli zrobi się to, co ja wam mówię, wiele dusz zostanie uratowanych, nastanie pokój na świecie. Wojna się skończy. Ale jeżeli się nie przestanie obrażać Boga, to za pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się druga, gorsza. Kiedy ujrzycie noc oświetloną przez nieznane światło, wiedzcie, że to jest wielki znak, który wam Bóg daje, że ukarze świat za jego zbrodnie przez wojnę, głód i prześladowania Kościoła i Ojca Świętego” – mówiła Matka Boża w Fatimie.
Z kolei w latach 70. XX stulecia w Akita Matka Boża powiedziała siostrze Agnieszce „Powiedziałam ci już, że jeżeli ludzie nie zaczną pokutować i nie poprawią się, Ojciec ześle na ludzkość straszliwą karę. Będzie to kara większa niż potop, nieporównywalna z niczym, co widział świat. Ogień spadnie z nieba i unicestwi większą część ludzkości, dobrych na równi ze złymi, nie oszczędzając ani kapłanów, ani wiernych. Ci, co ocaleją, będą czuć się tak samotni, że będą zazdrościć umarłym. Jedyną bronią, jaka wam pozostanie, to Różaniec i Znak pozostawiony przez Mego Syna. Codziennie odmawiajcie różańcowe modlitwy”.
Nie stawiam tezy, jakoby koronawirus stanowił wypełnienie tych proroctw i zapowiedzianą karę. Wypowiadanie takich sądów mogłoby bowiem stanowić przejaw zbytniej pewności siebie, a wiec pychy. Ale czy jednak jej przejawem nie jest także wykluczanie z absolutną pewnością żadnego powiązania między obecnymi wydarzeniami a powyższymi proroctwami?
Argumenty rozumowe
Warto też zauważyć, że wykluczenie możliwości wiecznego potępienia oznacza brak sprawiedliwości. Oznacza pewność zrównania kata do końca swych dni nieżałującego za przewiny z jego niewinną ofiarą.
Możliwość wiecznego potępienia stanowi więc wymóg sprawiedliwości. Wywołuje oburzenie liberalnych katolików, ale czy nie oburzaliby się oni przy innej okazji? Gdyby okazało się, że ze stuprocentową pewnością Adolf Hitler, Józef Stalin, kaci w Oświęcimiu, jeśli nie żałowali przed śmiercią, znajdą się na równi ze swymi ofiarami w Niebie? Czy to byłoby zgodne z doskonałością Bożą?
Skoro zaś kara wieczna nie kłóci się z wiarą w sprawiedliwego i miłosiernego Boga, to tym bardziej bez problemu powinniśmy przyjąć ewentualność kary doczesnej. Ta bowiem jest jedynie czasowa, w dodatku ma wymiar naprawczy. Robotnik cierpi, pracując w pocie czoła, jednak uznaje, że warto, gdyż liczy na zapłatę. O ileż lepiej cierpieć w doczesności, jeśli to stanowi jedyną szansę na opamiętanie i ratunek duszy?
Zdumiewające zresztą, że komentatorzy odbierający Stwórcy możliwość karania w imię miłosierdzia nie mają zazwyczaj nic przeciwko karom wymierzanym przez rodziców czy władze państwowe. Każdy rozumie, że zadośćuczynienie wymogom sprawiedliwości i skłonienie do poprawy wymagają niekiedy wymierzenia sankcji. Kary nakłada władza państwowa, szefowie w pracy, nauczyciele w szkole czy rodzice – zatem niedoskonali ludzie. O ileż bardziej uzasadnione są zatem kary wymierzane przez doskonałego Stwórcę? Po pierwsze bowiem autorytet Boga względem stworzenia jest niekwestionowany. Po drugie zaś doskonałość Stwórcy wyklucza możliwość pomyłki czy przesady (nawet jeśli jej przyczyny bywają dla ludzi niezrozumiałe). Celem kar doczesnych jest późniejsze szczęście wieczne, a niekiedy również doczesne.
Widzimy zatem, że możliwość kar Bożych jest uzasadniona teologicznie i racjonalnie. Opór jaki budzi ta prawda, wynika często z błędnego postrzegania kary jako ślepej zemsty, odwetu. Tak rozumiana wizja karzącego Stwórcy może budzić opór. Jednak jest to wizja błędna.
Warto pamiętać, że kara za grzech przybiera trojaką formę. Jedną z nich jest oddzielenie od Boga. Drugą stanowią jego konsekwencje doczesne. Nie muszą one wynikać ze szczególnej ingerencji Boga, lecz z praw natury. Na przykład choroba weneryczna stanowi naturalny skutek postępowania rozpustnika. Smutek stanowi naturalny skutek grzechu nienawiści do bliźniego. Jednak w niektórych przypadkach – zazwyczaj nie wiemy kiedy – kara może stanowić przejaw bezpośredniej ingerencji Stwórcy. To trzecia forma kary.
Jak ponadto zauważa ojciec Jacek Salij w książce „Nadzieja poddawana próbom” „o karze za grzechy mówi słowo Boże jakby na dwóch płaszczyznach. W sensie ścisłym karą za grzech są ciemności przebywania poza obecnością Bożą, wystawienie samego siebie na pustkę i bezsens. Mówiąc inaczej, karą za grzech jest sam grzech; nasze przebywanie w świecie bez Boga. Pismo Święte mówi ponadto o karze za grzech w sensie nieścisłym. Są to utrapienia, będące albo zwyczajną konsekwencją naszych grzechów, albo nawet przychodzące na nas w wyniku szczególnej ingerencji Bożej Opatrzności w nasze życie: abyśmy zaprzestali wreszcie iść do własnej zguby. Tego rodzaju „kara” jest znakiem Bożego miłosierdzia: Bóg usiłuje w ten sposób przywrócić nas do duchowej przytomności, abyśmy nie spadli do przepaści”.
Ingerencja Boża a nauki świeckie
Warto rozprawić się z jeszcze innym zarzutem dotyczącym kary Bożej. Otóż część osób twierdzi, jakoby twierdzenie o możliwości sankcji z Niebios sprzeciwiało się nauce. Zgodnie z tym poglądem przekonanie, jakoby dane zdarzenie mogło stanowić karę Bożą, wynikało z przednaukowego poglądu, przypominającego twierdzenie o burzy jako wywoływanej przez Zeusa zsyłającego pioruny, a nie zjawisk atmosferycznych. Zgodnie z tą optyką wytłumaczenia nadprzyrodzone danych zjawisk byłyby możliwe wyłącznie pod nieobecność adekwatnej wiedzy naukowej. Uznawanie epidemii za karę byłoby zatem możliwe tylko w czasach, gdy nie wiedziano o istnieniu wirusów. Współczesny dysponujący wiedzą naukową człowiek nie potrzebuje już jakoby tego typu wyjaśnień.
Zwolennicy tego typu twierdzeń zapominają jednak, że wytłumaczenie teologiczne danego zjawiska nie musi bynajmniej kłócić się z jego wytłumaczeniem naturalnym. Na przykład można bez problemu zgadzać się z dominującym wśród fizyków przekonanie, że wszechświat powstał wskutek Wielkiego Wybuchu ponad 13 miliardów lat temu i teologiczne przekonanie, że świat został stworzony przez Boga. Między nauką a teologią nie ma tu konfliktu, lecz spojrzenie z innych perspektyw, a nierzadko wręcz wzajemne uzupełnianie się. Nauka mówi o przyczynach naturalnych, a teologia czy klasyczna filozofia o Przyczynie Pierwszej. Wyjaśnienie danego zdarzenia w kategoriach naturalnych nie wyklucza ingerencji Bożej. Nic bowiem nie stoi na przeszkodzie, by dane zjawisko miało wytłumaczenie zarówno naturalne, jak i teologiczne. Bóg może posługiwać się przyczynami naturalnymi, przyrodą, by realizować ostateczne dobro, podobnie jak posługuje się ludźmi (na przykład księżmi) i widzialnymi znakami (sakramenty), by przekazywać łaskę.
Dzisiejszy świat a możliwość kary
Skoro więc kara stanowi realną możliwość i Bóg posługiwał się nią w ciągu dziejów. Nie wiemy oczywiście, czy tak uczynił i tym razem. Chodzi mi jedynie o to, by nie wykluczać tej możliwości z góry. By nie traktować jej jako oczywistości. By nie wiązać Boga swymi ograniczeniami. Spójrzmy na garść statystyk dotyczących obecnego stanu świata:
– każdego roku dochodzi do 40-50 milionów aborcji – według danych WHO
– aborcja pozostaje zakazana jedynie w kilku państwach świata. W około 2/3 powierzchni globu prawodawstwo jest szczególnie liberalne.
– 30 państw świata akceptuje tak zwane małżeństwa homoseksualne – według danych Pew Forum z 28 października 2019 roku. Większość z nich znajduje się w Europie i Ameryce Północnej. Do tego dochodzą liczne przypadki legalizowania tak zwanych związków partnerskich.
– rozwody pozostają nielegalne wyłącznie w dwóch krajach świata. W niektórych państwach stanowią prawdziwą plagę;
– ideologia gender przeciwstawiająca się słowom z Księgi Rodzaju o stworzeniu mężczyzną i niewiastą szerzy się w niektórych krajach od przedszkoli po wyższe uczelnie;
– szerzy się rozwiązłość i pornografia, szczególnie łatwo dostępna w internecie;
– część wysokich hierarchów Kościoła szerzy błędy i herezje. Pojawiło się nawet flirtowanie z amazońskim pogaństwem. Niektórzy duchowni dopuszczali się strasznych nadużyć seksualnych, część innych patrzyła na to przez palce, zamiast wyciągać konsekwencje.
Czy oznacza to, że epidemia koronawirusa stanowi Bożą karę? Nic takiego nie mogę stwierdzić z całą pewnością – tego przecież nie wiemy. Chodzi jednak o to, by takiej ewentualności z góry nie wykluczać – a więc by nie popadać w pychę i nie odbierać Panu Bogu jego praw.
Zamiast więc epatować absolutną pewnością w sprawach zakrytych tajemnicą, lepiej wykorzystać obecną sytuację do pokuty i nawrócenia. To jedyny racjonalny krok.
Marcin Jendrzejczak