Papieską intencją motu proprio „Traditionis Custodes” jest zabezpieczenie bądź przywrócenie jedności Kościoła. Zaproponowanym w tym celu środkiem jest całkowita unifikacja rytu rzymskiego w formie Mszału Pawła VI (włączając w kolejne jego edycje). Z tego powodu drastycznie ograniczona została celebracja Mszy w formie nadzwyczajnej rytu rzymskiego, wprowadzona przez papież Benedykta XVI poprzez „Summorum Pontificum” na tej podstawie, iż Mszał ten istniał od czasów Piusa V (1570) do Jana XXIII (1962). W dłuższej perspektywie wyraźnym zamiarem jest skazanie formy nadzwyczajnej na zaniknięcie.
W swym „Liście do biskupów całego świata”, towarzyszącym motu proprio, papież Franciszek stara się wytłumaczyć motywy prowadzące go – jako piastującego najwyższą władzę w Kościele – do ograniczenia liturgii w formie nadzwyczajnej. Jednakże, poza przedstawieniem jego subiektywnych powodów rzeczą stosowną byłaby także rygorystyczna i zrozumiała argumentacja teologiczna. Władza papieska nie polega na powierzchownym żądaniu od wiernych samego posłuszeństwa, tj. formalnej uległości woli, lecz – co o wiele istotniejsze – na tym, by umożliwić wiernym posłuszeństwo dzięki zgodzie rozumu. Jak uprzejmie zwrócił się św. Paweł do często nieposłusznych Koryntian, „w Kościele wolę powiedzieć pięć słów według mego rozeznania, by pouczyć innych, zamiast dziesięć tysięcy wyrazów według daru języków” (1 Kor 14, 19).
Wesprzyj nas już teraz!
Taka dychotomia między dobrą intencją a złym wykonaniem ma zawsze miejsce tam, gdzie zastrzeżenia kompetentnych współpracowników są postrzegane jako przeszkoda dla intencji ich przełożonych, dlatego też zastrzeżenia te nie są nawet artykułowane. Jakkolwiek mile widziane mogą być odniesienia do II Soboru Watykańskiego, musimy z troską zadbać o to, by wypowiedzi soborowe wykorzystywane były precyzyjnie i w ich kontekście. Cytat ze św. Augustyna dotyczący przynależności do Kościoła „co do ciała” i „sercem” odnosi się do pełnej przynależności do Kościoła w wierze katolickiej. Opiera się ona na widzialnym włączeniu w Ciało Chrystusa (chrzcielnym, sakramentalnym, we wspólnocie kościelno-hierarchicznej), jak i na zjednoczeniu serca, w Duchu Świętym. To jednakże nie oznacza posłuszeństwa papieżowi i biskupom w zakresie dyscypliny sakramentów, lecz łaskę uświęcającą, która w pełni włącza nas do niewidzialnego Kościoła, komunii z Trójjedynym Bogiem.
Jedność wyznawania objawionej wiary i celebrowania tajemnicy łaski w siedmiu sakramentach żadną miarą nie wymaga sterylnego ujednolicenia zewnętrznych form liturgicznych, tak jakby Kościół miałby być jedną z międzynarodowych sieci hotelowych z ich jednolitym designem. Jedność wiernych zakorzeniona jest w Bogu poprzez wiarę, nadzieję i miłość, nie ma nic wspólnego z jednorodnością, marszowym krokiem wojskowej formacji, czy ze zbiorowym myśleniem epoki big-techu. Także i po Soborze Trydenckim zawsze istniała pewna różnorodność (muzyczna, regionalna, w sposobie celebracji) liturgicznej organizacji Mszy. Intencją papieża Piusa V nie było stłamszenie różnorodności rytów, lecz raczej powstrzymanie nadużyć prowadzących pośród protestanckich reformatorów do druzgoczącego niezrozumienia istoty Ofiary Mszy (jej ofiarnego charakteru i Realnej Obecności). W Mszale Pawła VI rytualna (rubrycystyczna) homogenizacja została przerwana właśnie po to, by przezwyciężyć mechaniczność na rzecz aktywnego, wewnętrznie i zewnętrznie, udziału wszystkich wiernych – w ich własnych językach i kulturach. Jedność rytu rzymskiego powinna być jednakże zachowywana poprzez istnienie tej samej podstawowej struktury liturgicznej i precyzyjność tłumaczeń łacińskiego oryginału.
Kościół Rzymu nie może przekazywać własnej odpowiedzialności za jedność kultu na rzecz konferencji episkopatów. Rzym musi nadzorować tłumaczenia normatywnych tekstów Mszału Pawła VI, także i tekstów biblijnych, które mogą zaciemnić treść wiary. Założenie, że ktoś mógłby „ulepszyć” verba domini (np. słowa wypowiadane w trakcie konsekracji: pro multis – za wielu, et ne nos inducas in tentationem – nie wódź nas na pokuszenie w „Ojcze nasz”), przeczy prawdzie wiary i jedności Kościoła o wiele bardziej niż celebrowanie Mszy według Mszału Jana XXIII. Kluczem do katolickiego pojmowania liturgii jest zrozumienie, że istota sakramentów dana jest Kościołowi jako widzialny znak i środek niewidzialnej łaski, lecz to do Stolicy Apostolskiej oraz – zgodnie z prawem – biskupów należy porządkowanie zewnętrznych form liturgii, o ile nie istniały one już od czasów apostolskich (zob. Sacrosanctum Concilium, 22 § 1).
Postanowienia Traditionis Custodes posiadają charakter dyscyplinarny, a nie dogmatyczny, i mogą zostać znów zmodyfikowane przez każdego z przyszłych papieży. Naturalnie, należy wspierać papieża w jego trosce o jedność Kościoła w prawdzie objawionej, gdy sprawowanie Mszy zgodnie z Mszałem z roku 1962 jest wyrazem oporu względem autorytetu II Soboru Watykańskiego; to jest wówczas, gdy doktryna wiary i moralność Kościoła są relatywizowane lub nawet negowane w wymiarze liturgicznym i duszpasterskim. W Traditionis Custodes papież słusznie nalega na bezwarunkowe uznanie II Soboru Watykańskiego. Katolikiem nie może nazywać się ktoś, kto chciałby wrócić do czasów sprzed II Soboru Watykańskiego (czy jakiegokolwiek innego soboru uznanego przez papieży) jako do czasów „prawdziwego” Kościoła. Katolikiem nie może się też nazywać ten, kto chciałby pozostawić Kościół jako pośredni etap na drodze do „nowego Kościoła”. Można byłoby zmierzyć wolę papieża Franciszka w zakresie przywrócenia do jedności godnych ubolewania „tradycjonalistów” (którzy sprzeciwiają się Mszałowi Pawła VI) zestawiając ją z poziomem determinacji dotyczącej zakończenia niezliczonych „progresywnych” nadużyć liturgii (odnowionej zgodnie z Vaticanum II); nadużyć równoznacznych bluźnierstwu. Paganizacja katolickiej liturgii – liturgii, której istotą jest nic innego, jak oddawanie czci Bogu w Trójcy jedynemu – poprzez mitologizacje natury, idolatrię środowiska naturalnego i klimatu, jak również poprzez spektakl z Pachamamą, jest rzeczą raczej kontrproduktywną dla odnowienia godnej, ortodoksyjnej liturgii, odzwierciedlającej pełnię katolickiej wiary.
Nie sposób ignorować faktu, że nawet i ci księża i wierni, którzy sprawują Mszę według porządku Pawła VI są dziś coraz częściej potępiani jako tradycjonaliści. Nauczanie Drugiego Soboru Watykańskiego o wyłącznym odkupieniu w Chrystusie, pełnej realizacji Kościoła Chrystusowego w Kościele katolickim, wewnętrznym sednie liturgii jako adoracji Boga i pośrednictwie łaski, Objawieniu i jego obecności w Piśmie i Tradycji, nieomylności magisterium, prymacie papieskim, sakramentalnym charakterze Kościoła, godności kapłaństwa, świętości i nierozerwalności małżeństwa – wszystkim tym prawdom przeczy heretycko (w otwartej sprzeczności z Vaticanum II) większość niemieckich biskupów i świeckich funkcjonariuszy, nawet jeśli ukrywają to pod postacią duszpasterskich formułek. Mimo całego, widocznego entuzjazmu wyrażanego względem papieża Franciszka, kategorycznie odrzucają oni władzę powierzoną mu przez Chrystusa jako następcy św. Piotra. Dokument Kongregacji Doktryny Wiary dotyczący niemożności zatwierdzenia relacji homoseksualnych i pozamałżeńskich poprzez błogosławieństwo jest wykpiwany przez niemieckich (choć nie tylko) biskupów, kapłanów i teologów, traktujących ten tekst jedynie jako opinię nie dość wykwalifikowanych kurialistów. W tym przypadku mamy do czynienia z zagrożeniem jedności Kościoła w zakresie objawionej wiary, przypominającym o rozmiarach protestanckiego zerwania z Rzymem w wieku XVI. Biorąc pod uwagę dysproporcję między relatywnie skromną odpowiedzią na olbrzymi atak względem jedności Kościoła w postaci niemieckiej „Drogi Synodalnej” (jak i innych pseudo-reform) a ostrym dyscyplinowaniem mniejszości przywiązanej do starego rytu, na myśl przychodzi obraz zagubionych strażaków, którzy zamiast gaszenia płonącego domu zajmują się ochroną stojącej koło niego małej stodoły.
Bez najmniejszej empatii zignorować można uczucia religijne (często młodych) uczestników Mszy sprawowanej zgodnie z Mszałem Jana XXIII. Zamiast doceniać zapach owiec, pasterz wymierza im mocne ciosy tęgim kijem. Zniesienie celebracji w „starym” rycie dlatego, że przyciąga on jakiś problematycznych ludzi wydaje się najzwyczajniej niesprawiedliwe. Abusus non tollit usum.
Tym, co zasługuje w Traditionis Custodes na szczególnie uwagę, jest zastosowanie aksjomatu lex orandi – lex credendi. To określenie pojawia się po raz pierwszy w antypelagiańskim Inculusie, mówiącym o „sakramencie kapłańskich modlitw, przekazanym przez apostołów po to, by sprawowany był tak samo na całym świecie i w całym Kościele katolickim, tak że reguła modlitwy jest regułą wiary”. Odnosi się to do substancji sakramentów (słów i znaków), ale nie do rytów liturgicznych, których było w epoce patrystycznej kilka (z różnymi wariantami). Nie można tak po prostu zadeklarować, że ostatni mszał stanowi jedyną obowiązującą normę katolickiej wiary nie czyniąc rozróżnienia między „częścią niezmienną, pochodzącą z ustanowienia Bożego” a częściami „podlegającymi zmianom” (Sacrosanctum Concilium 21). Zmiana rytów liturgicznych nie przedstawia sobą innej wiary, świadczy raczej o jednej i tej samej apostolskiej wierze Kościoła w różnych jej wyrazach.
Papieski list potwierdza, że zezwala na celebracje w starszej formie pod pewnymi warunkami. Słusznie wskazuje w najnowszych wydaniach mszału na centralność kanonu rzymskiego jako serca rzymskiej liturgii. To gwarantuje zasadniczą ciągłość istoty rzymskiej liturgii, organiczny rozwój i wewnętrzną jedność. Co oczywiste, można oczekiwać od ludzi kochających starą liturgię by uznali liturgię odnowioną; tak samo jak zwolennicy Mszału Pawła VI powinni by wyznać, że Msza sprawowana zgodnie z Mszałem Jana XXIII jest prawdziwą i ważną liturgią katolicką, to jest: że jest w niej istota Eucharystii ustanowionej przez Chrystusa, a więc że istnieje i może istnieć tylko „jedna Msza Wszechczasów”.
Nieco większa znajomość dogmatyki katolickiej i historii liturgii mogłaby przeciwdziałać powstawaniu przeciwnych stronnictw, a także uchronić biskupów przed pokusą działania wymierzonego przeciwko zwolennikom „starej” Mszy na sposób autorytarny, pozbawiony miłości i ciasny intelektualnie. Biskupi są ustanawiani pasterzami przez Ducha Świętego: „Uważajcie na samych siebie i na całe stado, nad którym Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią” (Dz 20, 28). Nie są po prostu przedstawicielami biura centralnego – z możliwościami awansu. Dobrego pasterza można poznać po tym, że bardziej martwi się o zbawienie dusz niż o przypochlebienie się wyższej władzy poprzez służalcze „dobre zachowanie” (1 P 5, 1-4). Jeśli prawo niesprzeczności wciąż obowiązuje, nie można oczyścić Kościoła z karierowiczostwa równocześnie promując karierowiczów.
Miejmy nadzieję, że pod nowym kierownictwem Kongregacje ds. Instytutów Życia Konsekrowanego oraz Kultu Bożego nie upoją się władzą i dojdą do wniosku, że w ich obowiązku leży prowadzenie niszczycielskiej kampanii przeciwko wspólnotom, w których celebruje się w starym rycie; wniosku, któremu towarzyszy głupie przekonanie, że w ten sposób służą Kościołowi i promują II Sobór Watykański. Jeśli Traditionis Custodes służyć ma jedności Kościoła, to może to oznaczać wyłącznie jedność w wierze, która uzdatnia nas do „pełnego poznania Syna Bożego” (zob. Ef 4, 12-15), a więc do jedności w prawdzie i miłości.
Kard. Gerhard Ludwig Müller
Źródło: thecatholicthing.org
Tłum. mat