W Watykanie sprawami chińskimi rządzi wąska grupa ludzi. Już Benedykt XVI miał z nią ogromne problemy. Teraz, za Franciszka, mają całą władzę. Efekty tego są dramatyczne – mówi emerytowany arcybiskup Hong Kongu, kard. Joseph Zen.
Kard. Joseph Zen, emerytowany arcybiskup Hong Kongu, udzielił obszernego wywiadu tajwańsko-amerykańskiemu czasopismu „New Bloom”. Mówił w nim o relacjach między Pekinem a Stolicą Apostolską na przestrzeni ponad dwóch dekad, zwłaszcza w kontekście zawartego jesienią porozumienia między Watykanem a Chinami.
Wesprzyj nas już teraz!
Kardynał, choć urodził się w Szanghaju, a jako nastolatek zamieszkał w Hong Kongu, na początku rozmowy określił się jasno jako Chińczyk. – Troszczę się o Chiny. Chiny należą także do mnie. Chcę ich z powrotem z rąk komunistów. Nigdy nie będę zadowolony będąc jedynie obywatelem Hong Kongu. Nie, nie, jestem Chińczykiem – stwierdził.
Sytuację Kościoła w Chinach ocenił jako „straszną”, powtarzając to słowo aż czterokrotnie. Jak przyznał, jego doświadczenia w relacjach z Watykanem są „po prostu katastrofalne”.
Hierarcha wspomniał, że biskupem został mianowany przez św. Jana Pawła II, choć tak naprawdę była to decyzja słowackiego kardynała Jozefa Tomki, ówczesnego prefekta Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów. – W tamtym czasie w Chinach była nowa otwarta polityka. Kard. Tomko chciał się w to zaangażować, a pochodził z Czechosłowacji. Znał komunistów. Miał długie doświadczenie w Watykanie, był dobrym przyjacielem Jana Pawła II. Pracował naprawdę bardzo dobrze – wspomniał kard. Zen.
Jako biskup Hong Kongu Zen zaczął z inicjatywy kard. Tomki uczestniczyć w tajnych spotkaniach z watykańskim Sekretariatem Stanu oraz Kongregacją ds. Ewangelizacji Narodów, czyli dwoma ciałami, które zajmowały się Kościołem w Chinach. – Te spotkania były bardzo użyteczne, bo Tomko mógł zebrać wiele informacji. Chiny były otwarte. Wiele osób odwiedzało Chiny, przywozili wiadomości. Mogliśmy badać sytuację, dawać rady, nawiązać nawet pewne nieformalne kontakty z rządem – wyznał.
Dzięki kardynałowi Tomce, powiedział Zen, sprawy miały się naprawdę dobrze; słowacki purpurat zaczął od twardej polityki, ale później z dobrych powodów zaczął być dalece bardziej otwarty. Choć trzeba było dokonywać pewnych kompromisów, to zasadniczo dobrze dbano o pozycję Kościoła w Chinach, wskazał emerytowany arcybiskup Hong Kongu.
– Stolica Apostolska uznała kilku nielegalnych biskupów. Dlaczego? Bo byli dobrymi ludźmi. Byli pod bardzo dużym naciskiem. Rząd nie odważył się wybrać najgorszych osób. Byli więc dobrymi ludźmi – może nieśmiałymi, dlatego zaakceptowali nielegalne wyświęcenie. Później jednak poprosili o wybaczenie, obiecali, że będą zachowywać się dobrze, więc papież ich uznał – wskazał hierarcha.
Później, jak przypomniał, znalazło się kilku młodych ludzi, którzy powiedzieli jasno: nie będą biskupami bez zgody papieża. Według kardynała był to bardzo odważny gest i udało się – zostali zatwierdzeni.
Wkrótce jednak wszystko się popsuło. Kard. Tomko skończył 75 lat i przeszedł na emeryturę, a jego następcy, mówi kard. Zen, byli tylko gorsi.
– Mam na myśli to, że w Stolicy Apostolskiej jest pewna grupa ludzi. Mają tam władzę. Przywykli do tego, by robić z niej użytek, bo wszyscy ci ludzie cieszyli się zaufaniem papieża. A jednak za Jana Pawła II kierunek był już inny. Dzięki papieżowi i kardynałowi Tomce ci inni ludzie nie mieli – tymczasowo – prawdziwej władzy. Gdy Tomko odszedł na emeryturę a mianowany został Crescenzio Sepe – Sepe nie był dobry. To byli ludzie, którzy mieli władzę. I tak Kongregacja ds. Ewangelizacji Narodów nie robiła niemal niczego. Kontynuowali jedynie strategię Tomki, ale już nie w jej prawdziwym duchu – powiedział.
Następcą kard. Sepe w Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów był kard. Ivan Dias z Indii. Jak wspomina Zen, wszyscy myśleli, że mianując go papież Benedykt XVI dokonał znakomitego wyboru, ale okazało się, że jest inaczej. – Niestety, Dias był uczniem Agostino Casarolego. Wierzył w politykę wschodnią. Zarówno papież Benedykt jak i Tarcisio Bertone [wówczas sekretarz stanu – red.] byli uważani za outsiderów. Nie należeli do grupy. Nawet Bertone, choć jest Włochem. W Sekretariacie Stanu prawdziwą władzę mieli nie najwyżsi urzędnicy, ale ci pod nimi, zwłaszcza w sprawach chińskich – opowiadał.
Efekty, uznał Zen, były opłakane. Za papieża Benedykta napisano na przykład „znakomity list” na temat Chin kontynentalnych, ale jego chińskie tłumaczenie zostało przez Kongregację ds. Ewangelizacji pod kierunkiem kard. Diasa zmanipulowane.
W tym czasie w Sekretariacie Stanu kluczową rolę odgrywał już Pietro Parolin; pełnił funkcję podsekretarza, czyli głównego negocjatora. Papież Benedykt XVI ustanowił specjalną komisję ds. relacji z Chinami. – Jednak Dias i Parolin doprowadzili do tego, że komisja w ogóle nie działała. Po pierwsze manipulowali pracami komisji. Komisja w ogóle nie przeprowadzała analiz. W efekcie papież mógł słuchać tylko ich, bo nasz głos do niego nie docierał. Jak można byłoby zmusić papieża do czytania protokołów – są grube. To trzy dni mówienia – wskazał.
Kardynał Zen wyznał, że pewnego dnia poskarżył się papieżowi. „Zrobiłeś mnie kardynałem. Powiedziałeś, że mam ci pomóc z Kościołem w Chinach. Ale co ja mogę zrobić? Nic! Nic. To oni mają władzę. A ty nic nie mówisz. Nie pomagasz mi, jak ja mogę pomóc tobie?” – referował tamtą rozmowę.
Przyznał, że był bardzo „niegrzeczny” wobec Ojca Świętego, ale papież był spokojny i uprzejmy. Nic się jednak nie wydarzyło. Komisja wybroniła przed papieżem swoje tłumaczenie listu oraz jego błędną interpretację. – Błędna interpretacja krążyła po całych Chinach. To straszne – wspomina Zen.
Po abdykacji Benedykta XVI sprawy potoczyły się jeszcze gorzej.
– Co dzieje się teraz? Przyszedł Franciszek. Przykro mi to mówić, ale myślę, że można się zgodzić, iż nie ma on zbyt wiele szacunku dla swoich poprzedników. Zamyka wszystko to, czego dokonał Jan Paweł II i papież Benedykt. Oczywiście, oni w słowach są zawsze poprawni, mówią zawsze, że to kontynuacja, ale to zniewaga! Zniewaga. Nie jest to kontynuacja – wskazał.
Zen powiedział, że w 2010 Parolin i Dias umówili się z rządem Chin na projekt porozumienia. Według kardynała wiele wskazuje na to, że zablokował je wówczas sam papież Benedykt. – Nie mógł podpisać tego porozumienia. I myślę, że to porozumienie, które podpisano teraz, jest właśnie tym, pod jakim papież Benedykt odmówił złożenia podpisu – stwierdził. Jak dodał, choć jest jednym z jedynie dwóch żyjących chińskich kardynałów, to nikt nie pozwolił mu nawet przeczytać tego porozumienia.
Kardynał przyznał, że z papieżem Franciszkiem na „znakomite relacje osobiste”. Spotkał się z nim zresztą w czerwcu tego roku. Jednak wszystko, co zrobiono w sprawie Chin, jest sprzeczne z jego sugestiami.
– Są trzy sprawy. Tajne porozumienie, tak tajne, że nie można niczego tu powiedzieć. Nie wiemy, co w nim jest. Następnie – uznanie siedmiu ekskomunikowanych biskupów. To niewiarygodne, po prostu niewiarygodne. Ale jeszcze bardziej niewiarygodna jest ostatnia rzecz: zamordowanie podziemia – wskazał.
Zen powiedział, że w ciągu ostatnich dwóch lat był w Rzymie trzykrotnie, ale nie udało mu się niczego zdziałać. Prosił o rozmowę z Ojcem Świętym, ale cały czas odsyłano go do sekretarza stanu kard. Pietro Parolina. Z nim kard. Zen nie chciał rozmawiać, wiedząc, że nic z tego nie wyniknie. W końcu jednak, zupełnie nieoczekiwanie, został zaproszony na kolację z papieżem. Obecny był również kard. Parolin. Gdy Zen zapytał papieża co z jego obiekcjami wobec porozumienia z Pekinem, usłyszał od Ojca Świętego, że ten przyjrzy się sprawie. – Nie wróciłem więc z pustymi rękami. Wyniosłem jasne wrażenie, że Parolin manipuluje Ojcem Świętym – wyznał hierarcha.
Według kardynała porozumienie z Chinami jest czystym oszustwem. Ci, którzy je podpisują, oszukują cały świat i wiernych.
– Ten, kto to podpisuje, nie podpisuje żadnej deklaracji. Podpisujesz akceptację na bycie członkiem kościoła pod przewodnictwem partii komunistycznej. To straszne, straszne – stwierdził.
– Ostatnio dowiedziałem się od Ojca Świętego, gdy mówił podczas lotu powrotnego (nie pamiętam skąd), że „nie chce schizmy, ale też jej się nie obawia”. Mam zamiar mu powiedzieć: „prowokujesz schizmę. Legitymizujesz schizmatycki kościół w Chinach”. To niewiarygodne – powiedział Zen..
Według kardynała chińska partia komunistyczna nie jest zdolna do zniszczenia Kościoła w Chinach od zewnątrz, zatem postanowiła zniszczyć go od środka. Zdaniem Zena Chińczycy obawiają się, że w ich kraju mógłby powtórzyć się „polski scenariusz”.
– Bardzo boją się tego, co stało się w Polsce. Powiedzieli to otwarcie. Gdy papież uczynił mnie kardynałem, pan Liu Bainian [honorowy przewodniczący Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich – red.] powiedział: „Gdyby wszyscy biskupi w Chinach byli jak kardynał Zen, to stalibyśmy się jak Polska”. Boją się tego – stwierdził.
Źródło: newbloommag.net
Pach