Poważne zastrzeżenia wobec zakończonego w Rzymie Synodu o Synodalności zgłosił kard. Józef Zen, były biskup Hongkongu. W tekście opublikowanym na swoim blogu sędziwy purpurat zwrócił uwagę na kilka fundamentalnych problemów.
Kardynał wskazał na początku, że nazywanie Synodu o Synodalności mianem Synodu Biskupów jest mylące. Papież Paweł VI stworzył instytucję Synodu Biskupów po to, by radzić się biskupów i dać następcom Apostołów przestrzeń do kolegialnego prowadzenia Kościoła. Papież Franciszek zdecydował o włączeniu w synod prawie 100 osób świeckich z prawem do głosu. Nie można jednak nazywać takiego zgromadzenia Synodem Biskupów, bo mamy do czynienia ze spotkaniem hybrydowym.
Według purpurata wątpliwe są też cele, które przyświecają synodom. Jak dotąd widzieliśmy, że synody Franciszka są nakierowane „raczej na zmianę doktryny albo dyscypliny niż na dyskusję o tym, jak je zachować”. I tak synody o rodzinie były próbą przeforsowania Komunii świętej dla rozwodników w powtórnych związkach, a Synod Amazoński – wprowadzenia żonatych kapłanów. W wypadku Synodu o Synodalności można mówić zdaniem kardynała Zena o szerszych celach: „zmianie hierarchicznego systemu Kościoła (podmiana na demokratyczną grupę ludzi ochrzczonych); ustanowienie żeńskiego diakonatu (otwarcie drogi do kapłaństwa kobiet); zniesienie celibatu kapłańskiego; zmiana tradycyjnej doktryny w etyce seksualnej (począwszy od błogosławienia par jednopłciowych)”. Te cele teoretycznie nie zostały zrealizowane, ale, przypomniał kardynał, papież powołał 10 komisji, które pracują nad kontrowersyjnymi tematami. Wciąż nie wiadomo, jaki będzie wynik tych prac.
Wesprzyj nas już teraz!
Kardynał zwrócił uwagę, że wszystko w trakcie debat synodalnych objęte było tajemnicą, co uniemożliwiło innym katolikom dowiedzenie się, jak wyglądają tak naprawdę debaty synodalne.
Zdaniem kardynała Zena bardzo niepokojącym efektem Synodu o Synodalności jest niejasny język odnośnie kompetencji doktrynalnych episkopatów. Wprawdzie w dokumencie końcowym nie zapisano, że episkopaty mają mieć jakąś autonomię doktrynalną. To oznaczałoby, że Kościół katolicki stałby się jak Wspólnota Anglikańska. W tekście zawarto jednak stwierdzenia niejasne i podatne na interpretacje, wskazał.
Poważne obiekcje purpurata wzbudza też fakt przyjęcia przez Franciszka dokumentu końcowego za swój. Papież mógł to zrobić, ale rodzi to poważne problemy. Chodzi o długi tekst i powstaje pytanie, czy Franciszek naprawdę bierze odpowiedzialność za każde jedno zdanie, skoro „uznał” dokument bezpośrednio po jego przegłosowaniu na synodzie? Nie wiadomo też, jaką wartość nauczycielską ma ten dokument; nie wiadomo, kto tak naprawdę go napisał.
Źródło: oldyosef.hkcatholic.com
Pach