List kardynała Grzegorza Rysia do wiernych archidiecezji Łodzi przeczytałem, nie ukrywam, z dużym smutkiem. Kiedy pasterz przestaje odróżniać rzeczywistość od fikcji i przyjmuje za prawdę ideologiczne narracje, trudno o inną reakcję.
Kardynał Grzegorz Ryś w niedzielę skierował list do wiernych swojej archidiecezji. Zajął się w nim tematem migracji. Choć słusznie wezwał do odrzucenia nienawiści, dopuścił się zarazem kilku skrajnych uproszczeń. Poniżej prezentuję kilka refleksji na ten temat, wychodząc od tego, co godne pochwały – ale nieuchronnie przechodząc do tego, nad czym można tylko załamać ręce.
Metropolita Łodzi w wielu miejscach swojego listu przestrzegał przed uleganiem nienawiści i popadaniem w wąsko rozumiany nacjonalizm. Doceniam to.
Wesprzyj nas już teraz!
Jako katolicy mamy zobowiązanie w pierwszej kolejności wobec Jezusa Chrystusa. Jesteśmy członkami narodu polskiego, ale w porządku duchowym najpierw jesteśmy członkami Kościoła. Dlatego ekskluzywistyczny nacjonalizm, który wspierałby interes narodowy kosztem świadomego wyrządzania zła innym narodom, jest niemożliwy do pogodzenia z naszą wiarą. Kościół katolicki począwszy od św. Pawła aż po tragiczny wiek XX zawsze potępiał różnego rodzaju etnocentryzmy albo inne ideologie zawężające spojrzenie na człowieczeństwo.
Polskość ma komponent etniczny i terytorialny, ale jest czymś więcej. Nie tylko w czasach I Rzeczpospolitej, ale również po 1989 roku przyjmowaliśmy Mongołów, Czeczenów, Rosjan, Niemców, Amerykanów, Gruzinów czy Syryjczyków. Akceptowaliśmy ich, jeżeli oni akceptowali zasady polskiego życia. Nikt nie miał z tym nigdy problemu. Tak samo powinno być dzisiaj – i co do zasady przecież jest. Daliśmy temu dobitny wyraz po inwazji Rosji na Ukrainę, przyjmując wielu przybyszów z tego kraju – bez wymogu wcześniejszej znajomości polszczyzny czy polskiej kultury, zakładając, że ci Ukraińcy, którzy zostaną u nas na stałe, z czasem staną się Polakami ukraińskiego pochodzenia, nie powodując żadnych znaczących trudności dla życia społecznego.
Jest jednak prawdą, że zwłaszcza w mediach społecznościowych – co przenosi się także na ulice – panuje atmosfera emocjonalnej niechęci czy zgoła nienawiści. Pojawiają się sądy uogólniające, szerzy się zło i wrogość. Przed tym trzeba przestrzegać. Jeżeli kardynał Grzegorz Ryś zobaczył, że ta prostacka retoryka polityczna może zagrażać duszom, infekując je złem – powinien zareagować. Pasterz musi przestrzegać przed nienawiścią. Dlatego jego apele o nawrócenie języka są szlachetne i należy je wesprzeć. Katolik nie może zgadzać się na nienawistny język i sianie wrogości do obcych tylko dlatego, że są obcymi. To postawa grzeszna i jako taka, obrzydliwa w oczach naszego Pana, Jezusa Chrystusa.
Niestety, na tym się nie skończyło. W swoim liście kardynał Grzegorz Ryś postawił radykalne tezy, które wpisują się już nie w Ewangelię, ale w liberalną narrację imigracjonistyczną.
W tekście kardynał Ryś odniósł się do czytań z minionej niedzieli. Pierwsze czytanie opowiada o gościach, którzy odwiedzili Abrahama; drugie o Chrystusie Panu, który odwiedza dom Marty i Marii. Autor listu używa obu tych historii do tego, by wywoływać u słuchacza swojego listu wrażenie biblijnego poparcia dla postawy gościnności. W pełni słusznie, Pismo Święte przecież do tego zachęca, więcej nawet – czyni z gościnności religijny obowiązek, co kulminuje w słowach naszego Pana „Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie” z Ewangelii św. Mateusza, które kardynał zresztą cytuje.
Następnie odnosi się już wprost do polskich dyskusji na temat migracji. Pisze między innymi, że „katolicka nauka społeczna wyraźnie stwierdza, że KAŻDY CZŁOWIEK ma prawo wybrać sobie miejsce do życia; i ma prawo w tym miejscu być uszanowanym w swoich przekonaniach, kulturze, języku i wierze”. Niestety, kardynał nie wskazuje, skąd konkretnie zaczerpnął to rzekome twierdzenie katolickiej nauki społecznej. Można domniemywać, że zaczerpnął je… prosto z własnej imaginacji. Nawet tak silnie promigracyjny papież, jakim był Franciszek, wyraźnie wskazywał na granice przyjmowania imigrantów. W lutym tego roku Ojciec Święty napisał list do biskupów w Stanach Zjednoczonych, gdzie wzywał do obrony migrantów, ale z drugiej strony kładł nacisk na konieczność wypracowania „polityki regulującej uporządkowaną i legalną migrację”. Jeżeli migracja ma być „uporządkowana i legalna”, to znaczy, że to państwo przyjmujące decyduje, kto do niego wjedzie, a to z automatu przekreśla twierdzenie kardynała Rysia, jakoby „każdy człowiek miał prawo” wybrać sobie miejsce do życia i zostać tam zaakceptowany.
Absurdalność twierdzenia metropolity Łodzi jest zresztą łatwa do teoretycznego wykazania. Jeżeli byłoby prawdą, że każdy człowiek może wybrać sobie miejsce zamieszkania i zostać tam uszanowany w swoich przekonaniach i wierze, to z konieczności oznaczałoby, że katolicka społeczność ma obowiązek przyjęcia grupy dżihadystów, których wiara wymaga zakazania kultu katolickiego. To obłęd – ale logicznie i konsekwentnie takie właśnie zalecenie wynika z twierdzeń kardynała. Irracjonalność wypowiedzi kardynała jest po prostu niepojęta.
Budzi też głęboki sprzeciw cytowanie Pisma Świętego po to, by uzasadnić politykę totalnie otwartych granic we współczesnym kontekście – zwłaszcza kontekście polskim. Na wschodniej granicy Polski grupy imigrantów – niekiedy agresywne – przerzucają quasi-mafijne reżimy Putina i Łukaszenki. Na granicy zachodniej do Polski kieruje imigrantów państwo niemieckie, spychając własne poważne problemy na nas. Oba zjawiska mają głębokie, polityczne przyczyny i domagają się w związku z tym politycznej odpowiedzi. Tymczasem kardynał Ryś sugeruje, że możemy prowadzić polską politykę wobec Putina, który stosuje imigrantów jako broń, kierując się przykładem Jezusa Chrystusa przyjętego w domu przez Martę i Marię. Jest to tak niepoważne, że – mówiąc szczerze – nawet doświadczonemu publicyście brakuje słów, by to opisać. To trochę tak, jak wdawać się w dyskusję z upartym czterolatkiem, który pyta nieustannie „dlaczego”. Wymagałoby wyjaśnienia rzeczy od podstaw, dla większości rozumnych ludzi po prostu oczywistych.
Powtarzam, nawet papież Franciszek wskazywał na konieczność prowadzenia racjonalnej polityki migracyjnej, odrzucając teorię o świecie bez granic. Takie teorie głosi tylko najbardziej ekstremistyczna lewica, wroga samemu pojęciu państwa i narodu.
Fakt, że takie rzeczy opowiada kardynał Kościoła katolickiego, w kraju, który w ostatnich latach szeroko otworzył granice dla milionów uchodźców wojennych z Ukrainy, zakrawa na żart albo ciężkie nieuporządkowanie.
Trzeba przestrzegać przed nienawiścią – i naprawdę dobrze, że kardynał to zrobił, bo ryzyko szkód duchowych poprzez oddawanie się emocji niechęci do obcych jest realne.
Jednak każda wypowiedź na temat polityki migracyjnej musi być trzeźwa – a to znaczy, że musi uwzględniać realia, a nie bujać w obłokach rodem z „Imagine” Johna Lennona.
Kto wypowiada się w tak niepoważny sposób, ten niszczy swój własny autorytet. Jest mi autentycznie przykro, że kardynał Grzegorz Ryś postępuje w ten sposób. Nie potrafię zrozumieć nieracjonalności, z którą się wypowiada.
Misja następcy Apostołów wymaga czegoś więcej, niż przyjmowanie ideologicznych narracji.
Paweł Chmielewski