W Polsce trwa nienawistna kampania oskarżeń pod adresem Jana Pawła II – aby wymazać go ze zbiorowej pamięci Polaków, środowiska lewicowe posuwają się do oskarżeń Karola Wojtyły o krycie pedofilii w Kościele. Na sprawę rzuca światło opublikowany ostatnio przez „Rzeczpospolitą” list skierowany przez papieża Polaka do jednego z księży archidiecezji krakowskiej z czasów, gdy jeszcze sprawował w niej urząd biskupa. Z dokumentu wynika wyraźnie, że „w jego wypadku kard. Wojtyła podjął błyskawiczne decyzje”.
W najnowszym wydaniu dziennik przyjrzał się sprawie księdza Józefa Loranca, skazanego w latach 70. na karę więzienia za wykorzystywanie seksualne nieletnich. Sprawa ujrzała światło dzienne w 1970 roku, gdy duchowny posługiwał na terenie parafii w Jeleśni. Duchowny w haniebny sposób wykorzystywał uczennice z klas I–V, wykorzystując swoją rolę jako katechety.
Wesprzyj nas już teraz!
Pierwsza wiadomość o molestowaniu trafiła przypadkowo do matki jednej z uczennic, która podzieliła się nią z innymi kobietami. Okazało się, że wiele z nich usłyszało podobną wersję wydarzeń. Kobiety niezwłocznie udały się na skargę do ówczesnego proboszcza, ks. Feliksa Jury. Duchowny wszczął dochodzenie, rozmawiał o wydarzeniach także z pokrzywdzonymi dziewczętami. Spójność zeznań sprawiła, że wkrótce uznał on skargi matek za uzasadnione. Jednocześnie poprosił je tymczasowo o nierozpowszechnianie doniesień. Sam podjął jednak stosowne działania i przekazał wiadomość dziekanowi dekanatu Żywiec-Północ, ten zaś nakazał przekazać sprawę bezpośrednio biskupowi krakowskiemu.
Wizytę w kurii ks. Jura złożył wraz ze sprawcą, który przyznał się wobec proboszcza do zarzucanych mu zbrodni. Reakcja ówczesnego ordynariusza Krakowa była zdecydowana i jednoznaczna: duchownemu zabroniono sprawowania czynności kapłańskich, a suspendowanego odesłano do klasztoru, polecając, by odbył on rekolekcje i poddał się leczeniu psychologicznemu.
„Jak się wydaje, w tamtym momencie Wojtyła podjął wszystkie niezbędne decyzje: szybkie usunięcie księdza z parafii, zawieszenie i do czasu wyjaśnienia sprawy nakaz zamieszkania w klasztorze”, czytamy na łamach „Rzeczpospolitej”.
Równolegle z postępowaniem kościelnym wobec ks. Loranca toczył się proces karny – o sprawie dowiedziała się bowiem SB. Duchownego, po przyznaniu się do winy potraktowano niebywale łagodnie i ogłoszono pobłażliwy wyrok 2 lat więzienia oraz grzywny w wysokości… 500 złotych. Co więcej, po odbyciu połowy kary, już w 1971 roku sprawca bulwersujących czynów został zwolniony.
W momencie wyjścia skazanego na wolność kuria była zmuszona raz jeszcze zdecydować o losie duchownego. Jak przypomina dziennik, ówczesny Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 wymagał, by w wypadku czynów pedofilskich księży należał odpowiedzialnego bezwzględnie suspendować, pozbawić wszystkich urzędów, zadań czy beneficjum, „zadeklarować infamię”, a w szczególnych wypadkach „usunąć ze stanu kapłańskiego”.
Krakowski biskup odstąpił od ukarania ks. Loranca w ten sposób, biorąc pod uwagę szczególne okoliczności. Decyzję tę podjął wraz z metropolitarnym trybunałem, pod którego osąd Wojtyła przekazał sprawę. Od samego początku przestępca przyznał się do zarzucanej winy, wykazywał skruchę i chęć poprawy, został także ukarany przez władzę świecką – to przesłanki jakimi kierowało się gremium korzystając z prawa łaski.
Nie oznacza to jednak, że sprawca swobodnie wrócił do posługiwania. „Zaniechanie wymiaru kary przez trybunał kościelny ani nie przekreśla przestępstwa, ani nie zmazuje winy”, przypominał biskup krakowski w adresowanym do ks. Loranca liście. Ordynariusz początkowo zezwolił winnemu na odprawianie Mszy Świętej a prawo rozstrzygnięcia, czy powinien wrócić do pozostałych kompetencji kapłańskich, pozostawił proboszczowi parafii Najświętszej Rodziny, gdzie Loranc został skierowany. Arcybiskup Wojtyła zastrzegł jednak, że przestępca nie będzie pracował z dziećmi i młodzieżą i nie przywrócił mu stosownej misji kanonicznej. Możliwość udzielania spowiedzi świętej także została czasowo odroczona.
W kolejnych latach duchowny przebywał w Zakopanem, mieszkając na stałe w klasztorze albertynów. W 1973 roku zaczął częściej posługiwać w słynnym kościele z powodu choroby wikarego i podejmować więcej obowiązków kapłańskich. Z tamtego okresu pochodzi ostatnia znana skarga na ks. Loranca – była to jednak prowokacja SB, która spreparowała list do biskupa krakowskiego od zatroskanego parafianina, donoszącego o prowokacyjnym zachowaniu Loranca względem dziewcząt, co miało wzbudzać oburzenie wśród wiernych.
Niebawem po tych doniesieniach winny został przeniesiony do parafii Chrzanów-Kościelec, gdzie został kapelanem szpitalnym. Do końca życia duchowny nie objął żadnego urzędu, pozostając rezydentem, a nie wikariuszem parafii, w których posługiwał.
Źródło: Rzeczpospolita
FA