Prosiłem bł. Karolinę, by pomogła mi zrealizować film o niej – mówi w rozmowie z Pch24 Dariusz Regucki, scenarzysta i reżyser filmu „Karolina”.
Jak zrodził się pomysł filmu „Karolina”?
Wesprzyj nas już teraz!
Właściciel Domu Wydawniczego „Rafael” zaproponował mi przygotowanie filmu o tematyce religijnej. Wówczas pojawił się pomysł, by poświęcić go bł. Karolinie. Właściwie to ja wpadłem na ten pomysł, choć nie znałem na tamten moment Karoliny. Szybko znalazłem w internecie informacje o niej. Zobaczyłem, że sto lat temu młoda dziewczyna spod Tarnowa zginęła. Ale przecież wiele kobiet jest gwałconych, zabijanych. Zacząłem się zastanawiać czym jej historia różni się od innych, że Kościół ogłosił ją błogosławioną? Pytałem: co ta dziewczyna zrobiła, że jest patronką młodzieży? Czy tylko z racji wieku, bo miała wtedy 16 lat? To były pierwsze pytania, które zacząłem sobie zadawać. I zacząłem drążyć temat. Później zapytałem znajomego biskupa czy warto by było zrobić film o bł. Karolinie. Wtedy on odpowiedział: „Darku, kto teraz mówi o czystości. Rób ten film”. To mi dodało trochę odwagi. Poszedłem więc do Rafaela, przedstawiłem pewien zarys, koncepcję filmu i zapadła decyzja, że rozpoczynamy nad nim pracę. Zdecydowaliśmy, że ma to być film fabularny.
Jak rodził się już sam pomysł na fabułę?
Przeczytałem wszystko co było możliwe na temat bł. Karoliny. Wszystko, to co udało mi się zdobyć w postaci książek, informacji w internecie, wszystko do czego mogłem dotrzeć. Miałem też możliwość bycia w Zabawie, w Wał Rudzie, byłem na Drodze Krzyżowej. Pojechałem, pomodliłem się i powiedziałem: „Słuchaj Karolina, Ty jesteś w niebie. Ty jesteś już u Pana Boga, jeśli to jest wolą Pana Boga, daj nam jakieś znaki, żeby to wszystko ruszyło i daj mi jakąś mądrość, żebym nie zrobił rzeczy infantylnej albo prymitywnej”.
Tak szczerze sobie z nią porozmawiałem. Mówiłem: „Bardzo Cię proszę, żebyś mi w tym wszystkim pomagała. Widzisz, że ja jestem osobą pyszną, a chciałbym zrealizować film, który ma oddać chwałę Pana Boga i który byłby jakąś pomocą dla ludzi”. Ale nie ma to być zamknięcie w getcie katolickim, ale ma to być wersja open, otwarta też na innych ludzi. Prosiłem więc Karolinę, by pomogła mi to zrealizować.
Dla mnie ta sfera duchowa, jest bardzo istotna. Bez niej nie potrafiłbym takiego projektu robić. Ale też jest druga rzecz, która jest po prostu warsztatem. Trzeba siąść i zacząć pisać. To jest tak jak z przejściem Morza Czerwonego, gdyby człowiek nie zrobił kroku, to by Pan Bóg go nie przeprowadził. Kiedy jednak uczynił krok, cud się wydarzył.
Ten scenariusz pisałem pod pewne osoby, aktorów, których znam. Wiedziałem, jak oni powiedzą dany dialog, jaka będzie emocja, jaką mimikę twarzy zastosują. To jest fantastyczna rzecz móc pisać pod określone osoby.
Jak wyglądała współpraca przy filmie?
Młodzi aktorzy, których wybraliśmy na castingu jeszcze nie mają warsztatu i trzeba było ich wiele nauczyć, zwracać im uwagę na to, jak się buduje postać, co to znaczy mieć empatię na bohatera, jak się z nim utożsamiać. Do tego dykcja, artykulacja itd. Tak więc pracy trochę było.
W przypadku łączenia profesjonalistów z amatorami – a tak właśnie było w naszym filmie – istnieje duże niebezpieczeństwo, że dysonans między między nimi będzie tak wielki, że będzie widoczny w obrazie, co powodować będzie wrażenie, że składa się z dwóch elementów: fantastycznie grających profesjonalistów oraz tych, którzy dopiero wchodzą w zawód. Wydaje mi się, że w „Karolinie” udało się powiązać te dwa światy. W mojej opinii, udał się nam casting. Oprócz Marleny wybraliśmy przecież także Basię Dudę, która zagrała jej koleżankę, czy Karola Olszewskiego, który bardzo dobrze odnalazł się w tym filmie.
W mojej ocenie, mistrzostwo i pomoc naszych aktorów profesjonalistów (którym bardzo serdecznie dziękuję), czyli Jerzego Treli, Doroty Pomykały, Ani Radwan, Ali Godlewskiej, Maćka Słoty, Piotrka Cyrwusa, Jacka Lecznara, Sebastiana Oberca, tym młodym bardzo pomogło. I udało się, a ja jestem z tego bardzo zadowolony, że zaczęli z sobą współgrać, tak że efekt wydaje się bardzo dobry. Ale to już ocenią widzowie.
W filmie zastosował Pan dwa plany. Dlaczego?
Pomyślałem sobie tak: jeśli zrobimy film historyczny, to nie możemy zrobić go dobrze. Nie stać nas na to, nie mamy tyle pieniędzy, żeby zrobić pełnometrażowy film w pełnej obsadzie. On musiałby być zrealizowany całkiem inną techniką. Musielibyśmy mieć duże pieniądze, żeby to poważnie i sensownie zrobić. Poza tym zastanawiałem się, czy film historyczny byłby pociągający dla młodego widza. Wymyśliłem więc, żeby zrobić film na dwóch planach: współczesnym i historycznym. Mając świadomość i znając szkoły artystyczne w Krakowie, tych młodych ludzi, z którymi od wielu lat współpracuję, wpadł mi do głowy pomysł, aby zrobić to właśnie w taki sposób. Napisałem konspekt i po rozmowie z producentem byłem pewien, że idę w dobrą stronę. Producent obdarzył mnie całkowitym zaufaniem, dając carte blanche – na scenariusz i reżyserię. Jestem za to bardzo wdzięczny, bo to pozwoliło mi realizować autorską wizję filmu. Potem już tylko trzeba było siedzieć i pisać. W mojej ocenie, taka konstrukcja filmu jest bardzo dobra, sprawdziła się.
Można powiedzieć, że w pracy przy filmie spotkał się Pan osobiście z Karoliną?
Praca nad tym filmem była naprawdę bardzo trudna. Nie mieliśmy możliwości robienia dodatkowych planów zdjęciowych. To nie wchodziło w rachubę z powodu ograniczonego budżetu, i inne przeszkody – cały czas opóźnienia np. kłopoty na autostradzie, deszcz, wiatr, problemy ze sprzętem, zmęczenie ekipy. Wobec tych wszystkich kłopotów byłem bezradny. To zrodziło frustrację i taką wściekłość, że myślałem, że zwariuję. W pewnym momencie miałam nawet dzwonić do producenta, że przerywamy produkcję. Był taki opór materii, że wydawało się, że nie da się zrobić tego filmu. I wtedy w Sanktuarium w Zabawie trzasnąłem się tak głową w sufit, że spadłem na dół. Nikt tego nie widział, to było między mną, a Nią – dostałem mocno po głowie od Karoliny. A potem jeszcze spadł na mnie reflektor z bardzo dużej wysokości, tak, że straciłem na chwilę przytomność. Było trochę strachu, bo mogło się to różnie skończyć – 2,5 kg z z dużej wysokości spadło i trzasnęło mnie w głowę. Pomyślałem sobie, że to były dwa momenty, kiedy dostałem od Karoliny, żebym się uspokoił. Robiłem bowiem Boży film, a zachowywałem się jak furiat, na pewno nie po Bożemu. Karolina więc musiała zastosować mocny oręż w stosunku do mnie.
Historia Karoliny w tym filmie wchodzi w historie różnych ludzi…
Dotykamy problemów nie tylko młodych ludzi z ich zakochaniami i wszystkimi rzeczami związanymi z burzą hormonów, ale mamy także małżeństwo, które żyje w separacji, dziadka, który nie umie sobie poradzić ze śmiercią swojej żony i córki. Ten mężczyzna wojuje z Panem Bogiem. Mówi wręcz do Niego: „Ty nie jesteś dobry, bo zabrałeś mi córkę i żonę”. Ten film dotyka więc różnych grup wiekowych, z naciskiem na młodych bohaterów. A na końcu okazuje się, że w ich historie wchodzi historia Karolina i wiele rzeczy się prostuje, chociaż nie koniecznie tak, jakbyśmy to my sobie wyobrażali. Nasze myślenie, jak wiemy, jest inne niż myślenie Pana Boga.
Mówi się już głośno i to nie tylko w Krakowie, że ma Pan kolejne plany na filmy o tematyce religijnej…
Na dziś myślimy o dużym filmie fabularnym o św. Joannie Beretcie Moli. Ma to być wielka produkcja, realizowana w Polsce i za granicą. Ale to dopiero wtedy jak producent zgromadzi budżet. Ma go wydać oczywiście Rafael. Niezależnie od tego pomysłu, dużo rozmawiałem z producentem i zrodził się pewien plan. Ambitny plan, żeby pójść za ciosem. Film o Karolinie jest pierwszym filmem z serii. Wydaje się nam, że jest zapotrzebowanie na film religijny, dobry film familijny. Ludzie chcą też oglądać filmy, które dotykają spraw Bożych, pokazują normalną rodzinę z mamą i tatą, babcią i dziadkiem. Najważniejszy jest widz, więc jeśli ruszy 21 listopada do kin i powie …ok. to jest to na co czekałem…to my na pewno nie zostawimy go w próżni. Nie wiem jaki będzie następny film, ale będzie. Zapewniam.
Dziękuję za rozmowę
pam