Oficjalne wycofanie się Kataru z Organizacji Krajów Eksportujących Ropę (OPEC) po 58 latach członkostwa może jeszcze bardziej skomplikować relacje między Dohą a Rijadem.
Opuszczenie OPEC przez Katar zostało ogłoszone w grudniu 2018 roku, a weszło w życie w miniony wtorek. Od 2017 r. ten mały, ale bardzo bogaty kraj jest izolowany przez Arabię Saudyjską. W międzyczasie Katarczycy zacieśnili relacje z Iranem i Turcją, próbując przezwyciężyć blokadę handlową.
Wesprzyj nas już teraz!
Zdaniem Kristian Coates Ulrichsen z Baker Institute for Public Policy, Katar, opuszczając OPEC skutecznie i wytrwale działa, broniąc tego, co uważa za swój narodowy interes z uwagi na blokadę handlu i podróży utrzymywaną od czerwca 2017 r. przez Arabię Saudyjską, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Bahrajn.
Państwa te oskarżyły Katarczyków o podsycanie terroryzmu, wspieranie Bractwa Muzułmańskiego w Egipcie i utrzymywanie stosunków z Iranem.
Decyzja Kataru jest uważnie obserwowana przez innych członków Rady Współpracy Zatoki Perskiej, którzy zaczęli kwestionować saudyjską politykę zagraniczną księcia Mohammeda bin Salmana.
Katarscy urzędnicy przekonują, że decyzja o wycofaniu się z OPEC nie wynika z konfliktu z Arabią, lecz ze skoncentrowania się na innych zasobach energii niż ropa.
Jako niewielki dostawca ropy z OPEC, Katar miał limit produkcji 600 tys. baryłek dziennie, co stanowiło około 2 procent całkowitej produkcji ropy wszystkich państw OPEC. Kraj ten jest przede wszystkim trzecim na świecie producentem gazu ziemnego i największym eksporterem gazu skroplonego (LNG).
„Decyzja o wycofaniu się z OPEC odzwierciedla pragnienie Kataru, by skoncentrować swoje wysiłki na planach rozwoju i zwiększeniu produkcji gazu ziemnego” – oznajmił minister ds. energii Saad al-Kaabi w tweecie na początku zeszłego miesiąca.
Al-Kaabi przekonywał, że decyzja ta nie wpłynie na globalny proces naftowy, biorąc pod uwagę niską produkcję ropy w jego kraju.
Jednak eksperci podkreślają, że może ona potencjalnie wpłynąć na status Rady Współpracy Zatoki Perskiej (GCC), która od momentu powstania w 1981 roku właśnie przeżywa najgorszy kryzys.
Ali Fathollah-Nejad, naukowiec z Brookings Institution z siedzibą w Doha, zarzucił GCC, że od czasu kryzysu w Zatoce w 2017 r. przestała funkcjonować skutecznie z powodu niemożności porozumienia się jej członków w kilku kluczowych kwestiach politycznych i gospodarczych.
Zdaniem Fathollah-Nejada, rosnąca rola Kataru w Radzie zirytowała Arabię Saudyjską, największe i najbogatsze państwo.
– Katar w 2000 roku zaczął angażować się w niezależną politykę zagraniczną i stał się ambitny do punktu, który był nie do zaakceptowania dla Rijadu, ponieważ ma on na celu bycie niekwestionowaną potęgą na Półwyspie Arabskim i w GCC – stwierdził analityk w rozmowie z „Voice of Amercia”.
Ostatni szczyt GCC zakończył się w stolicy Arabii Saudyjskiej 10 grudnia ub. roku, nie podejmując żadnych decyzji dotyczących kryzysu katarskiego.
Emir Kataru Tamim bin Hamad Al-Thani otrzymał oficjalne zaproszenie od saudyjskiego króla Salamna bin Abdulaziza, ale w spotkaniu uczestniczyła jedynie delegacja katarska na czele z ministrem stanu do spraw zagranicznych Sultan bin Saad Al Muraikhi.
Katar ma ogromne szanse wzmocnić jeszcze bardziej swoje wpływy, ze względu na transformację energetyczną, jaka dokonuje się na świecie. Z powodu przechodzenia do tzw. gospodarki niskoemisyjnej, wielu decydentów uważa, że gaz ziemny będzie paliwem pomostowym na drodze do oparciu gospodarki w dużej mierze na energii odnawialnej lub jądrowej. Domyślnie oznacza to wyższe zapotrzebowanie na rynku na gaz skroplony, którego głównymi dostawcami są właśnie: Katar, Australia, Malezja i USA.
Firma badawczo-analityczna GlobalData prognozuje, że podaż gazu LNG mogłaby wzrosnąć od 2018 do 2022 r. o 61 proc. na całym świecie. Popyt jednak spodziewany jest na niższym poziomie. Na przykład Shell przewiduje wzrost popytu na poziomie 4 proc. rocznie w przypadku LN i 40 proc. gazu ziemnego w ciągu następnych dwóch dziesięcioleci.
Wg brytyjskiego koncernu, brak opłacalnego odbioru może spowodować, że niektóre zaplanowane projekty budowy nowych terminali do odbioru gazu skroplonego nie rozpoczną się zgodnie z planem, więc podaż LNG może być mniejsza niż obecnie się prognozuje.
Jednak od sierpnia ub. roku wiele krajów zawarło długoterminowe umowy na dostawę gazu LNG. W ujęciu rocznym wzrosły one aż o 38 proc. Wzrósł również średni czas trwania umów, co wskazuje, że nabywcy LNG są mniej pewni, że będą mogli liczyć na odpowiednią podaż na rynku. Jest to odwrócenie trendu obserwowanego w ostatnich latach.
Na długoterminowe kontrakty decydują się m.in. tacy znaczący azjatyccy nabywcy, jak: Japonia, Korea Południowa, Tajwan czy Chiny, chcące zapewnić sobie bezpieczeństwo dostaw surowców energetycznych.
Źródło: voa.com, forbes.com
AS