26 kwietnia 2024

Katastrofa w Czarnobylu – efekt wyzysku i obraz pogardy dla człowieka

(Bena Fairlessa, CC BY 2.0, via Wikimedia Commons)

O tragicznych następstwach katastrofy czarnobylskiej z ks. Andrzejem Sańko, który 10 lat życia ofiarował umierającym i chorym w białoruskich szpitalach onkologicznych, rozmawia Adam Białous.

Jakie uczucia budzą się w księdzu kiedy słyszy słowo Czarnobyl?

Kiedy nastąpiła katastrofa elektrowni w Czarnobylu, miałem 13 lat. Pamiętam noc, kiedy ulicami Sokółki płynęły potoki ludzi, ogarniętych lękiem. Dla mnie, jako nastolatka, był to widok apokaliptyczny. Ludzie tysiącami szli do szpitali, do przychodni, aby dostać „płyn Lugola”, który miał nam pomóc. Po raz drugi odczułem ten niepokój przed skutkami katastrofy czarnobylskiej, kiedy w roku 1999 przybyłem na Białoruś, aby pełnić tam posługę kapłańską w diecezji Grodzieńskiej. Problem zachorowań na nowotwory w Białorusi, szczególnie dzieci i młodzieży, wciąż narastał. Poznałem osobiście wiele rodzin, które straciły dwoje, troje bliskich z powodu zachorowań na raka. Milczą o tym oficjalne statystyki.

Wesprzyj nas już teraz!

Katastrofa związana z wybuchem sowieckiej elektrowni atomowej była wynikiem jedynie błędu osób obsługujących reaktor?

To, co się stało w Czarnobylu, zaciążyło na losie i stanie zdrowia wielu milionów ludzi i doprowadziło do zniszczenia ekologii znacznych obszarów. Dlatego wybuch reaktora w Prypeci nazywany jest przeze mnie jedną z ogromu komunistycznych zbrodni. Przede wszystkim teren, na którym elektrownię zbudowano, nie spełniał wymogów technicznych. Co z tego, że eksperci odradzali umiejscowienie tam tego rodzaju obiektu, skoro partia wiedziała lepiej. System totalitarny nie liczy się bowiem nigdy z dobrem ludzi, lecz ma na celu ich wszechstronną eksploatację i zarządzanie nimi.

Władze ZSRR zawsze przymuszały zniewolone miliony tzw. “masy ludzkiej” do pracy ponad siły, nawet w dni świąteczne. Nie dziwi zatem wcale wyczerpanie fizyczne robotników, przeciążenie pociągów, maszyn, a nawet elektrowni atomowej, żeby osiągnąć jeszcze większe normy, co w końcu doprowadziło do straszliwej tragedii. Skutki tego: liczba śmiertelnych ofiar oraz cierpiących na nowotwory do dnia dzisiejszego jest nieznana, a statystyki nie są publikowane.

Najbardziej rozmiar strat uwidacznia sytuacja w obwodzie homelskim, którą zastałem głosząc pierwsze od 1917 r. misje parafialne w Rohaczowie i Żłobinie: w czasie rewolucji wszystkie kościoły zostały zniszczone przez komunistów, a katolicy byli tam masowo rozstrzeliwani lub wywożeni. Potomkowie tych, którzy przeżyli czasy wojującego satanizmu zmuszeni są do życia na terenie napromieniowanym.

Wielu z nich można było uratować, gdyby nie postawa zbrodniczego reżimu i celowe ukrywanie przez długi czas faktu, że miała miejsce katastrofa nuklearna. Kiedy wreszcie komunistyczni władcy zdecydowali się ogłosić część prawdy opinii publicznej, wmawiano  ludziom, że wybuch w elektrowni atomowej był niegroźny i nie zagraża ich zdrowiu. Nie zważając na niebezpieczeństwo, zaraz po katastrofie, zmuszano powszechnie tłumy ludzi (w tym dzieci i młodzież) do udziału w pochodach 1 i 9 maja. Można się domyślić jakie były tego konsekwencje. 

Jak wyglądało manipulowanie postsowieckich reżimów opinią publiczną i zakłamanie co do śmiertelnego oddziaływania Czarnobyla?

Przestępcza komunistyczna partia na terenach byłego ZSRR decydowała całkowicie o tym, co można wpajać nieświadomym zagrożenia milionom. Wierny wyznawca stalinizmu, białoruski dyktator Łukaszenka wydał nawet ukaz o najwyższej mocy „prawnej”, że na terenach napromieniowanych po katastrofie czarnobylskiej, nie ma już skażenia i można tam żyć, a nawet uprawiać ziemię oraz bez obawy spożywać jej plony. 

Całkowicie odmienne zdanie reprezentował rektor Uniwersytetu Medycznego, Jurij Bandażewski z Homla. Przez prawie 30 lat zajmował się badaniami demaskującymi rządową propagandę, co pociągnęło za sobą skazanie uczonego na karę więzienia w wymiarze 6 lat za „krytykę działań białoruskich władz po katastrofie w Czarnobylu”. Pozbawiono go wolności, gdyż był uczciwym człowiekiem, który pragnął donieść prawdę współobywatelom bez względu na konsekwencje. Odważną postawę tego lekarza można interpretować w szerszym, międzynarodowym kontekście. Białoruś, Rosja, Kazachstan i inne kraje WNP znajdują się nadal w cieniu „imperium zła”. Większość członków społeczeństwa totalitarnego trwa w stanie „homo sovieticus”, przeżywając ciągły lęk, bojąc się samodzielnie myśleć, stając się stopniowo całkowicie zależnymi od systemu, który odebrał im wolność i godność ludzką, przekształcając w obojętne na wszystko istoty bez wiary w Boga, ojczyzny, prywatnej własności, samoświadomości, a nawet cienia odwagi, aby bronić siebie i rodziny oraz walczyć dla innych o zapewnienie fundamentalnych praw obywatelskich.

Co należało do istoty misji kapłańskiej księdza na terenach byłego ZSRR?

Posługując od 1999 r. w Białorusi, odkryłem powołanie do służby kapłańskiej ludziom dotkniętym zbrodnią czarnobylską. Mimo pełnienia obowiązków diecezjalnego moderatora dzieci i młodzieży, a także zaangażowania w tworzenie nowej parafii w Grodnie, najbardziej odnajdywałem się w posłudze nieuleczalnie chorym i umierającym. Im oddałem najwięcej czasu oraz serca, trafiając pod obserwację Komitetu Informacji Politycznej KGB, narażając się tym samym na represje. Nie chodziło jedynie o odkrycie przeze mnie okrutnej i niebezpiecznej prawdy o izolacji przez państwo tysięcy chorych nieuleczalnie i umierających (przeważnie dzieci i młodzieży).

Z powodu zarządzenia z góry nagminne stawało się odmawianie im fachowej pomocy medycznej, całkowity braku opieki paliatywnej oraz okradanie z należnych im świadczeń, ulg i mieszkań przysługującym ofiarom Czarnobyla. Wraz z wolontariuszami z utworzonej przeze mnie Diakonii Agape, dopominaliśmy się o ich niezbywalne prawa w różnych instytucjach, a zwłaszcza szpitalach, w których dosłownie wszystkiego brakowało mimo znacznej pomocy międzynarodowej.

Większym „przestępstwem” niż ujawnianie skali zjawiska, skrzętnie ukrywanego przez aparat przymusu, był fakt, iż czyniłem to jako Polak, a do tego kapłan Jezusa Chrystusa, który mimo posiadania kanonicznej jurysdykcji nie otrzymał akceptacji władz. Jak wiadomo, w Białorusi obowiązuje prawo (aktualne również w czasach carskich i stalinowskich), według którego księża katoliccy powinni żyć jak najdalej od stolicy, większych miast, ośrodków przemysłowych i aby sprawować pod nadzorem posługę kapłańską muszą otrzymać specjalne pozwolenie.

Pomimo 3-letnich starań biskupa, nie doczekałem takiej łaski, więc de facto nielegalnie duszpasterzowałem w szpitalach, głównie na oddziałach onkologicznych. Tam sporo dowiedziałem się o postsowieckiej, skorumpowanej służbie zdrowia, która generalnie nienawidzi życia i pacjenta.

Na przykład, za stosunkowo niewielką sumę osoba chora terminalnie (na prośbą własną lub rodziny) może otrzymać zastrzyk śmierci. Podobnie jest z aborcją, a ludzkie istnienie to jedynie kwestia ceny. Ogólnie w postsowieckich szpitalach wielu lekarzy bardzo chłodno podchodzi do pacjentów, którzy w większości przypadków nie znajdują u nich zrozumienia i empatii. Ustawowo skrócono proces hospitalizacji do 10 dni, a lekarze jak i urzędnicy państwowi nie mają na to wpływu. Protestując jedynie stracą pracę i narażą się na bolesne konsekwencje. Natomiast pacjenci nie znajdują w nich nadziei na wyleczenie, szukając pomocy za granicą.

Mit o bezpłatnym leczeniu, głoszony przez propagandę białoruską, sprowadza się do korupcji i walki o chemię i miejsce w szpitalu. Kolejny wyraz zafałszowania stanowią podwójne standardy o czym świadczy  wybudowanie przez „prezydenta” Białorusi za pieniądze podatników komercyjnych klinik transplantacyjnych, przeznaczonych wyłącznie dla bogatych dyktatorów, dygnitarzy oraz oligarchów lub handlarzy bronią i ich bliskich, którzy są objęci sankcjami na wjazd do tzw. „krajów demokratycznych”.

Zwykli Białorusini nie dość, że umierają z powodu Czarnobyla, to jeszcze brutalnie mówiąc, traktowani są jak zbiór części zamiennych dla dygnitarzy?  

W związku z tym osobiście przeżyłem tragedię utraty chrześniaka, młodego chłopca Aleksieja, który zgłosił się na pogotowie z ostrym bólem głowy, co zostało zignorowane przez lekarzy, którzy odesłali go do domu. A po kilku godzinach, kiedy nieprzytomny znalazł się na OIOM-ie, zamiast ratować wezwali transplantologa ze stolicznej kliniki. Przez kilka godzin wymuszał on na matce wydania zgody na pobranie organów, tracąc bezcenny czas i zaniedbując wykonanie podstawowych badań, w tym USG. Śmierć tego młodego i całkowicie zdrowego człowieka wstrząsnęła mną do głębi, gdyż należał do grona najbiedniejszych dzieci, nad którymi przez wiele lat sprawowałem opiekę. To wpłynęło to na moje jeszcze większe  zaangażowanie w obronie bezbronnych ofiar totalitaryzmu, ściągając na mnie represje w postaci wydalenia mnie z Białorusi 13 maja 2002 roku. 

Dziękuję za rozmowę

Adam Białous

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(6)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 310 141 zł cel: 300 000 zł
103%
wybierz kwotę:
Wspieram