Zapoczątkowana najazdem wojsk rosyjskich na Ukrainę straszliwa i krwawa wojna, o której mówi się nie bez racji, że jest wojną, którą toczy z Rosją niejako per procura cały świat zachodni, pokazała, że walka informacyjno-ideologiczna tworzy front nie mniej ważny od bezpośredniego starcia armii na polach bitew. W początkowej fazie wojny w walce tej zdecydowanie zwyciężyła Ukraina, w czym pomógł jej zarówno fakt, że toczy wojnę sprawiedliwą jako państwo napadnięte, co zaskarbia jej sympatię opinii publicznej, jak i potężne wsparcie udzielone „niebiesko-żółtym” przez większość zachodnich mediów i polityków. Jednak i Rosja zanotowała pewne sukcesy, do których należy z pewnością utożsamienie się z jej narracją i propagowanie jej przez kręgi prawicowe na Zachodzie, szczególnie zaś w Stanach Zjednoczonych. Jak to się dzieje, że choć rzeczywistość skrzeczy, a obraz prowadzonej przez Federację Rosyjską wojny całkowicie przeczy wizerunkowi, który tak pracowicie budowała przez lata, tezy rosyjskiej propagandy wciąż trafiają do zachodniej prawicy?
Środowiska autentycznie konserwatywne i tradycjonalistyczne zostały w liberalno-demokratycznym świecie zachodnim zepchnięte na absolutny margines. Jeśli nawet do znaczenia dochodzili tam niekiedy konserwatywni twórcy czy intelektualiści, a nawet politycy, nie potrafili oni odwrócić na trwałe egalitarystycznego trendu zachodniej kultury. Ciągłe postępy Rewolucji sprawiają, że niektórzy poddają się i przechodzą na jej stronę, inni tracąc nadzieję, wybierają wewnętrzną banicję, jeszcze inni zaś… spoglądają tęsknym wzrokiem na Rosję, której przywódca, snując plany restytucji imperium, konfrontuje się z liberalną demokracją Zachodu i próbuje przeciwstawić jej ideologię narodowo-państwową sprawiającą wrażenie opartej na konserwatywnych i chrześcijańskich podstawach.
Konserwatywny manewr
Wesprzyj nas już teraz!
Wielokrotnie pisaliśmy na łamach „Polonia Christiana” o manewrze ideologicznym dokonanym przez strategów z kręgów KGB, który miał upadającemu imperium sowieckiemu zapewnić nową ideę, mogącą zastąpić skompromitowany komunizm i stać się motorem napędowym odbudowy potęgi państwa. Warunki do jej rozwinięcia pojawiły się po zdobyciu władzy przez Władimira Putina, byłego szefa FSB (będącej bezpośrednią kontynuatorką Czeka–NKWD–KGB), który bezwzględnie wykorzystując pełny arsenał środków pozostających w posiadaniu tajnych służb, z zabójstwami politycznymi, a nawet aktami publicznego terroru włącznie, doprowadził do powstrzymania procesu rozpadu Rosji, hamując tendencje separatystyczne w republikach autonomicznych, oraz ukrócił ambicje polityczne wielkich oligarchów i samowolę rozmaitych mafii walczących o strefy wpływów, a na arenie międzynarodowej konsekwentnie wypromował ideę świata wielobiegunowego.
Do tradycyjnych elementów rosyjskiej myśli państwowej, czyli: przekonania o wyjątkowej roli Rosji jako nosiciela wielkiej cywilizacji, silnej władzy chroniącej tę cywilizację i poszerzającej jej granice za pomocą potężnej armii oraz „świętej” ziemi będącej nośnikiem pierwiastka narodowego, w którym pomieścić się mogą rozmaite etnosy, dołożono sowiecki mit wojny ojczyźnianej i zwycięstwa nad faszyzmem. Wszystko to zespolono na gruncie nowo odkrytej geopolityki; otóż lądowe eurazjatyckie imperium, którego centrum ma być „święta Ruś”, jest jedynym ośrodkiem zdolnym oprzeć się „geopolitycznemu szatanowi”, czyli kupieckiej cywilizacji morza reprezentowanej przez Stany Zjednoczone.
Najbardziej znanym twórcą eurazjatyckiej doktryny geopolitycznej jest okultysta i ezoteryk Aleksander Dugin, który jeszcze w ostatnich latach ZSRR (sic!) nawiązał kontakty z neopogańską prawicą europejską, a następnie wywarł wielki wpływ na intelektualne elity rosyjskie swymi koncepcjami i kreślonym przed laty programem zbrojnej rekonkwisty (w tym ataku na Gruzję i Ukrainę), realizowanym następnie przez Kreml. Nieprzypadkowo to właśnie Dugin rozpropagował wprowadzone na nowo do obiegu intelektualnego przez Carla Schmitta, myśliciela z kręgu niemieckiej rewolucji konserwatywnej, pojęcie katechona – czyli tego, kto powstrzymuje nadejście Antychrysta i Apokalipsy – w roli tej obsadzając nie Władimira Putina, ale Rosję jako bohatera zbiorowego. Rozpowszechnienie owej koncepcji należy uznać za poważny sukces rosyjskiej propagandy, realizowanej w tym przypadku nie oficjalnymi kanałami, ale poprzez swoisty guerrilla marketing.
Nieśmiertelne mity
Koncepcja katechona czy wysublimowana eurazjatycka geopolityka sakralna skierowane są oczywiście do konserwatywnych elit wewnątrz i na zewnątrz Rosji, natomiast szerokiej publiczności międzynarodowej Władimira Putina prezentuje się jako przedstawiciela tak zwanego nowoczesnego konserwatyzmu. Nie jest to ideologia, ale raczej postawa polityczna składająca się ze zdroworozsądkowych zasad mocno kontrastujących ze zbiorowym progresywnym obłędem prezentowanym przez większość polityków europejskich czy amerykańskich.
Na użytek wewnętrzny Putin ma z kolei do zaoferowania program wielkiej i silnej Rosji. To wizja państwa, które skupia się nie na tworzeniu warunków dla osobistego rozwoju i wygodnego życia obywateli, ale na budowie wspólnoty rewanżu na zachodnim świecie – wciąż podziwianym, ale coraz bardziej nienawidzonym – za lata poniżenia, którym było nieuznawanie Rosji jako światowego mocarstwa oraz za jelcynowską smutę, przez większość Rosjan kojarzoną z wysoką przestępczością i niestabilnością ekonomiczną.
Postkagiebowska władza uznała, że tradycyjnie związana z władzą państwową Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Moskiewskiego, posiadająca licznych wiernych także poza granicami Rosji, może być użytecznym narzędziem w realizacji projektu neoimperialnego. Putin nawiązuje niekiedy w swych wypowiedziach do chrześcijaństwa i pokazuje się publicznie w cerkwi, co ma dowodzić, że jest – jak w przeszłości carowie – obrońcą chrześcijaństwa. Niestety, na Zachodzie niewielu rozumie, jakiego chrześcijaństwa, bo któż zadaje sobie trud, by poznać specyfikę rosyjskiego prawosławia, które kształtowało się pod religijnym i cywilizacyjnym wpływem Bizancjum, a następnie mongolskich chanatów. Zawsze wyróżniał je silny kolektywizm, całkowite podporządkowanie władzy i nadawanie sakralnego charakteru ruskiej ziemi poddanej tej władzy, a także nienawiść do łacinników, czyli Zachodu, przy jednoczesnym pobłażaniu dla pogańskich praktyk i obyczajów. Cerkiew zamieniona przez Piotra I w biurokratyczną strukturę i wprzęgnięta w ramy machiny państwowej ze świeckim urzędnikiem – oberprokuratorem – na czele, po rewolucji została niemal całkowicie zniszczona przez bolszewików, a na nowo odtworzył ją Stalin, by mobilizować naród do walki z hitlerowskim najeźdźcą. Całkowicie podporządkowana partii komunistycznej i KGB, po demontażu ZSRR nadal kurczowo trzyma się władzy i jest swoistym narodowym skansenem, do którego chętnie przyznaje się ogromna większość Rosjan, uczestnicząc jednak w znikomym procencie w praktykach religijnych.
Religijność Rosji jest więc mitem, podobnie jak jej rzekoma wyższość moralna nad zdeprawowanym Zachodem. Moskwa i inne miasta Rosji są centrami rozbuchanego materializmu i utracjuszowskiego stylu życia, a populację całego kraju trapią liczne nałogi i brak szacunku dla ludzkiego życia. Najbardziej popularną subkulturą młodzieżową jest forma bandyterki, w ramach której młodzi ludzie popełniają rozmaite przestępstwa.
Dywersja i propaganda
Choć w latach dziewięćdziesiątych XX wieku Rosja usiłowała ostro odciąć się od bolszewickiej przeszłości, w epoce putinowskiej nastąpiło włączenie mitologii sowietyzmu do rosyjskiej tradycji, jako jej ważnej części składowej, w którym to procesie aktywny udział bierze zresztą Cerkiew. Stopniowo zmienia się podręczniki szkolne i programy nauczania, nie mówi się już o zbrodniach komunizmu, a raczej o osiągnięciach ZSRR. Powołane specjalnie w tym celu organizacje historyków dbają, by w mediach i wydawnictwach prezentowano tylko te fakty, które są pożądane z punktu widzenia narracji o pozytywnej roli odgrywanej przez Związek Sowiecki, szczególnie w latach drugiej wojny światowej. Szczególnie symptomatyczna jest zmiana naświetlenia paktu Ribbentrop–Mołotow i zbrodni katyńskiej. W ślad za ustawą z roku 2009, penalizującą publikacje mówiące o niewygodnych dla Rosji faktach, które uznane zostały za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, następuje konsekwentne prześladowanie wszystkich, którzy ujawniają niewygodne fakty z historii Rosji sowieckiej. Taką oto politykę historyczną prowadzi państwo mające być nadzieją całej niepostępowej części ludzkości.
Instytucjonalne wspieranie lewicowej wizji świata nie ogranicza się wcale do historii. Putinowska Rosja aktywnie angażuje się w propagowanie za granicą ideologii lewicowych, jeśli sprzyja to zachwianiu ładu panującego zwłaszcza w tych krajach, które postrzegane są jako wrogie. Niedawno wyszło na jaw finansowanie z rosyjskich pieniędzy w Niemczech radykalnych organizacji ekologicznych, które uniemożliwiały realizację wielkich inwestycji niekorzystnych dla interesów Kremla. Z pewnością wsparcie dla organizacji sprzyjających destabilizacji społecznej i demoralizacji Europy (przyjrzyjmy się w Polsce na przykład organizatorom czarnych marszów!) płynęło z Kremla szerokim strumieniem, wszak działania dywersji ideologicznej były niegdyś jedną z głównych gałęzi działalności sowieckich służb za granicami ZSRR. Warto też wspomnieć, że Rosja utrzymuje ożywione relacje dyplomatyczne ze wszystkimi lewicowymi reżimami na świecie pod warunkiem, że są one dostatecznie antyamerykańskie, jak chociażby władze Kuby czy Wenezueli.
Skoro rzeczywistość tak bardzo skrzeczy, jak to się dzieje, że propaganda „konserwatywnej Rosji” trafia do tak szerokich kręgów na Zachodzie? Otóż Kreml już od lat podejmuje konsekwentną politykę „bezpieczeństwa informacyjnego”, na której realizacje przeznacza znaczące sumy pieniędzy. Liczne media obcojęzyczne, na czele z telewizją Russia Today w wersjach językowych: angielskiej, arabskiej, hiszpańskiej, niemieckiej i francuskiej, stale zwiększają swoją rolę jako źródła informacji nie tylko o Rosji, ale i świecie, dla zagranicznych odbiorców. Do tego dochodzą niezliczone portale internetowe, na których Rosja przekazuje swoje stanowisko i tak zwane farmy trolli internetowych, z których płynie ujednolicony przekaz dnia ustalany na Kremlu.
Złote żniwa internetowych trolli przypadły w czasie tak zwanej pandemii Covid-19, kiedy totalna i sięgająca granic absurdu propaganda mainstreamowych mediów na rzecz systemu restrykcji i sanitaryzmu spowodowała radykalny spadek zaufania do mediów w ogóle, szczególnie widoczny w środowiskach konserwatywnych. Pomimo że Federacja Rosyjska była jednym z państw wprowadzających najdalej idące restrykcje sanitarne, rosyjskie trolle, czyli fałszywe tożsamości internetowe, powielając informacje nieobecne w oficjalnej narracji, zdobywały zaufanie przeciwników sanitaryzmu. Operacja ta zakończyła się sukcesem i od pierwszych dni wojny na Ukrainie rosyjska narracja, choć nieobecna w zachodnich oficjalnych mediach, popłynęła w świat, wykorzystując przede wszystkim kanały społecznościowe i media antysystemowej prawicy na Zachodzie.
Z demonem przeciw szatanowi?
Zaufanie do przekazu płynącego z Kremla jest tak wielkie, że nie są w stanie zburzyć go nawet napływające z ukraińskiego frontu informacje, zarówno te pokazujące, że potęga rosyjskiego państwa i atrakcyjność idei ruskiego miru dla rosyjskojęzycznych obywateli państw ościennych okazały się kłamstwem, jak i te prezentujące fatalny stan organizacyjny i moralny rosyjskiej armii, co kwestionuje autentyczność jej etosu i ideologii państwowej, której jest on ważnym elementem. Wszystkie one traktowane są jako elementy propagandy globalistów, którzy zdecydowali się na wsparcie Ukrainy, jako swoistej antyRosji mającej zniszczyć jedyne państwo odwołujące się oficjalnie do chrześcijańskich i konserwatywnych wartości.
Z pewnością wiele uwag dotyczących prawdziwych powodów tak silnego zaangażowania Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników po stronie Ukrainy może mieć poważne podstawy. Z pewnością w oficjalnym przekazie dominuje propaganda, która prezentuje prezydenta Zełeńskiego jako nieskazitelnego bohatera, a jego państwo jako heroiczny bastion cywilizacji w starciu ze wschodnim barbarzyństwem. Nie wspomina się o problemach wewnętrznych Ukrainy, nie najczystszych interesach, jakie łączą niektóre ukraińskie i zachodnie elity, niezbyt rycerskich metodach prowadzenia przez Ukrainę wojny ze zbuntowanymi republikami i wreszcie o wykorzystaniu pogańskiej ideologii nacjonalistycznej do budowania tożsamości narodowej Ukraińców (wzmacnianej teraz – o paradoksie – przez wojska Putina!). Wszystko to prawda, ale czy mitologia serwowana nam przez propagandę Kremla staje się przez to bardziej wiarygodna choćby w najmniejszym stopniu?
Ludzki umysł ma tendencję do porządkowania i uproszczeń, stąd też często ulegamy czarno-białej wizji świata, czując potrzebę łatwego zidentyfikowania w każdym konflikcie strony dobrej i złej, i opowiedzenia się, co wynika już z naszej chrześcijańskiej kultury, po właściwej stronie. Tymczasem rzeczywistość jest bardziej skomplikowana i niejednokrotnie możemy być świadkami konfliktu dwóch stron będących obliczami tego samego zła i obydwu używających racji odwołujących się do naszego systemu wartości.
W podobną jak dziś pułapkę dała się w latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku wpędzić duża część europejskiej prawicy, która wobec sukcesów socjalizmu, wzmocnionego udaną rewolucją bolszewicką w Rosji, z nadzieją powitała rodzące się jak grzyby po deszczu w krajach Starego Kontynentu ruchy faszystowskie, co prawda rewolucyjne i postępowe, ale mające zatrzymać zwycięski pochód komunizmu. Doprowadziło to do tragicznych konsekwencji, których przykładem może być los belgijskich katolików, skupionych w ruchu rexistowskim Leona Degrella. Romans z faszyzmem zaprowadził ich do sojuszu z narodowosocjalistyczną III Rzeszą, a sformowany przez Degrella w ramach antykomunistycznej krucjaty Legion Waloński przeszedł u boku wojsk niemieckich długi szlak bojowy od Ukrainy aż do Pomorza Zachodniego, zaś jego członkowie ginęli jeszcze w maju 1945 roku w ruinach Berlina! Czy katolikom godziło się stanąć przeciw szatańskiemu bolszewizmowi w sojuszu z nie mniej groźnym demonem nihilistycznego narodowego socjalizmu?
Ilu spośród wiążących z Rosją nadzieję na powstrzymanie ofensywy LGBT i zahamowanie tak zwanego wielkiego resetu zdobędzie się na konstatację, że i w tym przypadku mamy do czynienia z taką fałszywą alternatywą? Ilu zda sobie sprawę, że podążają za fałszywym „katechonem” jak dzieci wabione przez szczurołapa z Hameln – na zatracenie?
Piotr Doerre
Artykuł został opublikowany w 86 numeru magazynu POLONIA CHRISTIANA