W niczym chyba dążenie ludzi średniowiecza do ukazania doskonałości i potęgi Boga nie znalazło tak wspaniałego wyrazu jak w gotyckich katedrach arcychrześcijańskiej Francji, z których niemal każda zasługuje na miano jednego z cudów świata. Pośród nich zaś szczególne miejsce zajmuje katedra Najświętszej Maryi Panny w Chartres.
Kiedy w czerwcu 1194 roku wielki pożar strawił romańską katedrę w Chartres, boleść duchownych i świeckich mieszkańców miasta – co mówię, całego chrześcijańskiego świata! – była ogromna. Wiedziano, że tu, w stolicy prowincji zwanej Beauce, nad rzeką Eure stoi kamienny skarbiec, w którego krypcie spoczywa bezcenna relikwia – Sancta Camisia, czyli tunika, jaką Maryja Panna miała jakoby na sobie, gdy powiła Boga. Toteż średniowieczni kronikarze odnotowali pożar katedry jako wydarzenie wstrząsające. Tym większą radość wywołała kolejna wiadomość: oto Sancta Camisia przetrwała pod zgliszczami nienaruszona! Dlaczego? Dla tłumu otaczającego tlące się jeszcze ruiny sprawa była jasna: Nasza Pani pragnęła, aby ku Jej czci postawiono nową, nieporównaną w piękności świątynię. To pragnienie spełniło się w ciągu niecałego półwiecza, angażując wolę i majątek całej rzeszy chrześcijan – od chłopów i mieszczan po królów i królowe.
Wesprzyj nas już teraz!
Nie można i na szczęście nie trzeba było budować od zera. Zaczęto od tego, co spłonęło, i od tego, co od ognia ocalało, czyli od Tradycji. Jak każdy z wielkich kryzysów chrześcijaństwa, tak i lokalny kryzys szartryjskiego kościoła stał się zaczynem Nowego, które dla chrześcijan jest zawsze ujrzeniem Tradycji z nowej strony – czyli wyłonieniem z Niej rzeczy, które tylko zdają się nowe, a tak naprawdę jedynie zachwycają na nowo Tym, co Odwieczne.
Tradycja i nowość
Tradycja Chartres sięgała czasów pogańskich, które, o dziwo, zapowiedziały rozumną wiarę w Chrystusa – na tej samej zasadzie jak Ateńczycy zapowiedzieli wiarę w Jedynego Boga, stawiając świątynię „nieznanemu bogu”. W epoce Asterixa i Obelixa do szartryjskiego „świętego gaju” zjeżdżali co roku druidzi – pogańscy kapłani z całej Galii, aby obradować w tej swego rodzaju „szkole”. I tu, w podziemnej grocie, celtyckie plemię Karnutów miało czcić jakąś „boginię brzemienną”. Tysiąc lat później Francuzom musiało się wydawać oczywiste, że owe pogańskie zjazdy i kult nie były przypadkowe, lecz prorokowały epokę żarliwej, chrześcijańskiej wiary we Wcielenie Chrystusa i rozkwit chrześcijańskiej nauki.
Właśnie tu, gdzie od czasów karolińskich przechowywano tunikę Matki Boskiej, i tu, gdzie w wieku XI, za sprawą biskupa Fulberta i jego następców, stanęła wielka, romańska katedra, powstała świetna szkoła katedralna. Najważniejsi mistrzowie tej szkoły – Bernard († ok. 1130), Gilbert de la Porrée († 1154), Teodoryk († ok. 1155) i biskup Jan z Salisbury († 1180) zasłynęli na cały świat, współtworząc scholastyczne przedpole dla powstania paryskiego Uniwersytetu.
Ich nauka była specyficzna i nowatorska. Wierzyli we wszechmoc Natury, stworzonej przez Boga i dokonali pierwszego w średniowieczu tak poważnego odstępstwa od czysto symbolicznego rozumienia świata. Trudno nie dostrzec związku pomiędzy tą postawą a gruntownym rozważaniem tajemnicy Wcielenia i czcią dla Maryi – która wszak użyczyła Bogu „naturalnej” tkanki swego człowieczego ciała. I trudno nie dostrzegać faktu, że to właśnie w Chartres pojawiły się najstarsze w średniowiecznej Europie kamienne dzieła sztuki, darzące aż tak wielkim zainteresowaniem piękno skrupulatnie odtwarzanej Natury.
O tym wszystkim można przeczytać. Ale można też spojrzeć uważnie na katedrę – aby to wszystko zobaczyć.
Portal królewski
Zobaczyć – wpierw na zachodniej fasadzie, która jest starsza od reszty obecnej katedry, bo szczególnym zrządzeniem Opatrzności, zupełnie jak Sancta Camisia, ocalała z pożaru. Przed trzema ostrołukowymi portalami (zwanymi wspólnie Portalem Królewskim) stoją od połowy XII wieku wysmukłe, kamienne posągi, o wydłużonych sztucznie proporcjach, odziane w szaty o bardzo ornamentalnie udrapowanych fałdach. Wydaje się, że ludzki tłum zastygł w kamienne kolumny – dlatego ów typ rzeźb nazwano po francusku: statues-colonnes. Ich plastyczność i oderwanie od architektury to rzecz ówcześnie nowa. Widzimy w nich pierwszy (no, pierwszy zachowany) zespół gotyckiej rzeźby. Z Chartres nowe sposoby odtwarzania rzeczywistości w kamieniu rozeszły się po Francji i świecie.
Kamienny tłum – nierozszyfrowany do końca, ale złożony najpewniej ze starotestamentowych proroków, królów i królowych (stąd nazwa portalu) otacza trzy tympanony. Na środkowym króluje Chrystus Pan w majestacie, pomiędzy apokaliptycznymi bestiami; na lewym widzimy Zmartwychwstanie i Wniebowzięcie Maryi, na prawym Narodzenie Boże. Jakże to wszystko ponadnaturalne – i ludzkie zarazem, bliższe ludzkiej wrażliwości niż rzeźby epoki romańskiej. Potężny, Boski Król ma jakże człowiecze, delikatne i słodkie oblicze! Ale to nie wszystko. Obok głównych figur pojawia się bowiem jeszcze mnóstwo innych, mniejszych postaci. Bo, jak już dawno pisano o klasycznej katedrze gotyckiej, mamy tu do czynienia ze średniowiecznym Zwierciadłem Wiedzy – swoistą summą nauk. A szartryjska summa jest najstarsza; od niej czas kamiennych summ się zaczyna. Aby je docenić, nie możemy ograniczyć się do Portalu Królewskiego, trzeba jeszcze wybiec ku pierwszej połowie następnego stulecia i zobaczyć wraz z nim dwie ogromne, dodatkowe fasady, dostawione do północnej i południowej ściany katedralnego transeptu już po pożarze.
I tak mamy przed sobą połączone w jedno kamienne opowieści dotyczące Wiary, Historii, Natury, Moralności i Nauki chrześcijańskiej. Wiara – jest obecna pośrodku, tam gdzie króluje Chrystus. Wokół dzieje się Historia. Oczywiście, Historia Święta. Jej środek to Męka i Zmartwychwstanie Boga, ukazane po stronie zachodniej, w Portalu Królewskim, niejako na osi kościoła, a biegnące w drobiazgowym wykładzie w poprzek trzech archiwolt, pod stopami Pana zasiadającego na majestacie.
A jeśli chcemy ujrzeć początek dziejów, winniśmy przejść pod fasadę północną. Tam znajdziemy niezapomniane rzeźby Siedmiu Dni Stworzenia i raz jeszcze proroków, i Narodzenie Pańskie, i Triumf Maryi Panny. Natomiast fasada południowa to dziejów połowa druga, tocząca się już po Zmartwychwstaniu Pana – czyli Historia Kościoła. Kolejne trzy portale oblegane są przez chóry świętych Męczenników i Wyznawców, którzy wraz z Apostołami i Maryją zgromadzili się wokół Pana podczas Dnia Sądu. Wspominamy ich ziemski żywot i przeczuwamy nagrodę, jaka czeka na nich w Niebieskiej Jerozolimie.
Ale o tym za chwilę. Wpierw dodajmy słowo o pozostałych kamiennych wykładach. O Naturze mówią przedstawienia cyklu pór roku (czyli prac miesięcy i znaków Zodiaku) wyrażające obroty doczesnego świata. O Moralności – Siedem Błogosławieństw, Cnoty, Przywary, Panny Mądre i Panny Głupie, stateczny Hiob. O Nauce wreszcie – jej poszczególne dziedziny (ukazane jako realne postacie) i przedstawiciele: Siedem Sztuk Wyzwolonych tudzież starożytni uczeni (Arystoteles, Pitagoras). Stoją oni i siedzą zaraz obok Narodzenia Pańskiego w Portalu Królewskim. Tak jest, sprawiedliwie oddano im ich cząstkę. Podobnie jak oddano ją ślepej Synagodze, która przez czas jakiś nieślepo przecież wiodła swoich wiernych. Ukazuje to jakże wymownie cykl wysokich witraży, w których Prorocy dźwigają „na barana” Apostołów. I tu powracamy do szkoły katedralnej i jej mistrzów. To wszak wspomniany już Bernard z Chartres powiedział o swoim i swoich współczesnych stosunku wobec spuścizny antyku:
Jesteśmy karłami, którzy wspięli się na ramiona olbrzymów. W ten sposób widzimy więcej i dalej niż oni, ale nie dlatego, żeby wzrok nasz był bystrzejszy lub wzrost słuszniejszy, ale dlatego, iż oni dźwigają nas w górę i podnoszą o całą swoją gigantyczną wysokość [tłum. Eligia Bąkowska]
Wnętrze: witraże i Niebieska Jerozolima
Tym cytatem i tymi witrażami wstąpiliśmy już do wnętrza katedry. Jest ono właśnie metaforyczną Niebieską Jerozolimą. Świadczą o tym wprost – a zarazem subtelnie – blask szczęśliwie ocalałych witraży i drobiazgowo przemyślana architektura. Od dawien dawna mówiono i pisano, że witraże katedr są jak Doktorzy Kościoła, którzy za pomocą Boskiej iluminacji objaśniają Pismo Święte – bez Doktorów i Boskiego światła niemożliwe do poznania, podobnie jak wyobrażenia witraży pozostają nieme bez materii szkła i słonecznego blasku. W Chartres mnogość witraży jest niesamowita – to jedyny tego rodzaju zespół w skali światowej (obok Sainte Chapelle w Paryżu). Pochodzą głównie z wieku XIII, ale są pośród nich i starsze, jak ukochana Matka Boska Pięknego Witraża, Notre-Dame-de-la-Belle-Verrière, ocalała z pożogi.
Precyzja kamienia
Wreszcie sama architektura. Kto ją zaprojektował? Nie był to twórca anonimowy. Jego imię przepadło wprawdzie w otchłani wieków, ale anonimowość średniowiecznych architektów to mit, który musimy włożyć między bajki. Krocząc po średniowiecznej posadzce szartryjskiej katedry przejdziemy pośrodku głównej nawy przez wydobyty ciemniejszą barwą płyt zarys labiryntu. Tu bez wątpienia wpisane były imiona inicjatorów budowy i mistrzów, którzy ją prowadzili – tak, jak widzimy to w innych katedrach. Labirynt miał czy mógł mieć liczne inne znaczenia i funkcje, ale przede wszystkim był to domus Dedali – „dom Dedala”, czyli Architekta par excellence (średniowieczni architekci uznawali twórcę mitycznego Labiryntu za swego „przodka”).
Mistrz, który po pożarze roku 1194 miał odbudować katedrę piękniejszą i wznioślejszą niż poprzednie, dokonał dzieła o szczególnym znaczeniu. Gotyk przeżył już parę dziesięcioleci rozwoju i dał świetne realizacje: by wspomnieć kościół Saint-Denis pod Paryżem czy paryską Notre-Dame. Nieznany nam, lecz z pewnością sławny w swoim czasie mistrz przekroczył te wzory. W efekcie jego działań powstała pierwsza z „klasycznych” gotyckich katedr – ta, której model naśladowano i przetwarzano potem przez wieki. Spójrzmy, na czym owo „przekraczanie” polegało.
Po pożarze pozostały spalone mury i nienaruszone fundamenty oraz krypty, a w jednej z nich – święta relikwia. Krypt i fundamentów mistrz zburzyć nie mógł i nie ważył się. Po dziś dzień wstępują do nich pielgrzymi (mimo że za czasów rewolucji figura Matki Boskiej doznała profanacji i spalenia; pozostała tylko jej kopia). Tak więc, mistrz nadbudował stare fundamenty, dodając transept, czyli nawę poprzeczną, która wraz z resztą utworzyła zarys łacińskiego krzyża; ponad prezbiterium dał nowe obejście – niską nawę otaczającą ołtarz główny – i pomnożył promieniste kaplice stojące wokół tegoż obejścia. W zachodniej fasadzie pozostawił nienaruszone, stare wieże, zaplanowawszy kolejne przy prezbiterium oraz przy każdej z fasad transeptu (tych dodatkowych wież nigdy nie ukończono i nie weszły one do kanonu katedr klasycznych).
Kiedy poczęto dźwigać filary, które miały odpowiadać przewidywanym w przyszłości sklepieniom, mistrz musiał dokonać ważnego wyboru. Czy postąpić wedle tego, jak do tej pory wznoszono ściany gotyckich katedr, czy inaczej? Weźmy choćby Paryż. Tam nawę główną nakrywają sklepienia tak zwane sześciodzielne, o dość skomplikowanym biegu; wymagają one podpór na przemian „silnych” i „słabych”. Ponad arkadami prowadzącymi do naw bocznych otwierają się przeźrocza wielkich galerii, z których można było uczestniczyć w liturgii, patrząc na resztę wiernych „z góry”; wyżej „okulusy”, okrągłe okna‑rozety prowadzące na poddasze – i dopiero właściwe, ostrołukowe okna (które kiedyś były zdecydowanie mniejsze, niż są dziś, bo je w XIII wieku poszerzono, likwidując większość rozet).
Otóż architekt katedry w Chartres, widząc ten skomplikowany układ, postanowił zrezygnować z wielości na rzecz jedności i prostoty, zarazem jednak dać przyszłym pokoleniom do zrozumienia, że był świadom wszystkich wielkich dzieł architektury, jakie wznosili jego poprzednicy. I tak zaprojektował w katedrze w Chartres sklepienie monumentalne, lecz i najprostsze z możliwych, klarowne. Żebra kreślą znak krzyża (czy, jak kto woli, litery „X”) – i zostały zawieszone najwyżej ze wszystkich dotąd skonstruowanych sklepień. Ściany mają tylko trzy strefy: u dołu biegną arkady międzynawowe, wyżej wąska galeryjka triforyjna, najwyżej zaś okna, największe spośród tych, które dotychczas wymurowano. Filary zostały opięte przez służki, czyli drobne kolumienki, na których opierają się wspomniane sklepienne żebra. Tylko ten, kto zbliży się do filarów czy triforiów bezpośrednio, będzie mógł stwierdzić, że wszystkie one wykonane zostały wedle precyzyjnej miary i różnią się między sobą tak, że powstaje między nimi specyficzna hierarchia. Na przykład, godna uwagi jest „sztuczka”, która przy pierwszym spojrzeniu zupełnie uchodzi uwagi laików: co drugi filar jest ośmioboczny, a opinające go służki okrągłe, co drugi zaś okrągły, a służki znowu ośmioboczne (jest to subtelna aluzja do zmiennego systemu podpór, jaki stosowali wcześniejsi architekci!). Inaczej też wyglądają z bliska kolumienki wypadające w połowie galeryjki triforyjnej – są niezauważalnie grubsze niż pozostałe.
Konstrukcja jest we wszystkim logiczna: każda rzecz dźwigana ma swój odpowiednik „dźwigający”, a gdyby przeciąć filary w ich dolnej partii, można by w ich profilu znaleźć zapowiedź wszystkich elementów, które widzimy w partii sklepień. Podobna zgodność panuje w widoku zewnętrznym katedry, gdzie wprowadzone zostały ozdobne, ale zarazem jakże „techniczne” łuki przyporowe, potraktowane tutaj zarazem jak swego rodzaju mistyczna „korona” otaczająca właściwą świątynię, i „wykład” o gotyckiej konstrukcji, która nie opiera się już na ścianie, lecz na punktowo rozstawionych, kamiennych „słupach”, połączonych systemem arkad i sklepiennych czasz.
Wszystko to dlatego, że mistrz był przekonany, iż precyzja architektury, opartej na właściwej mierze i proporcji, odzwierciedla ład, wedle którego Bóg wyprowadził Naturę z pierwotnego chaosu. Budowla wznoszona przez człowieka i w tym miała mówić o doskonałości Stworzenia.
Libido aedificandi niezmarnowane
Rozwój gotyku we Francji nastąpił w epoce wyjątkowej prosperity królestwa Kwiatu Lilii. Boom gospodarczy rozbudził w chrześcijanach – jak powiedział pewien złośliwy, ówczesny duchowny – popęd do budowania (libido aedificandi). Niektórzy średniowieczni moraliści zastanawiali się nawet, czy wznoszenie kolejnych wielkich świątyń na miejscu niewiele przecież mniejszych (wbrew potocznemu przesądowi) kościołów romańskich nie jest najzwyklejszym objawem pychy. Może i tak, po części. Ale patrząc wstecz, widzimy inaczej. O ileż ubożsi bylibyśmy bez świadectwa katedr – świadectwa pracy i myśli, świadectwa ludzkiego geniuszu poświęconego chwale Boskiej i rozumnemu wykładowi Wiary. To świadectwo okazuje się nieocenione, a jego kapitalnym ogniwem jest katedra w Chartres. Nie tylko zresztą jako najstarsza i pierwsza z „klasycznych” katedr – również jako wciąż żywe sanktuarium Maryi. Po dziś dzień zmierzają do Chartres pielgrzymki, i to nie jakieś rachityczno-postchrześcijańskie, lecz tłumne, których w zlaicyzowanej Francji można by się przecież nie spodziewać. Ich inicjatorem był poeta Charles Péguy, który sto lat temu bez mała pisał o katedrze tak:
Oto jest żniwo, Pani, oto święte zboże,
Którego nie wysuszą wrześniowe upały,
Którego srogość chłodów grudniowych nie zmoże –
Oto sługa Twój, Pani, oto świadek stały.
[tłum. JK]
Jacek Kowalski
Tekst ukazał się w nr. 12 dwumiesięcznika „Polonia Christiana”.