Obraz Kościoła katolickiego w Niemczech, jaki wyłania się z zakończonego właśnie Katholikentagu, jest doprawdy żałosny. Zamiast o Jezusie Chrystusie mówi się tam głównie o ekologii i różnorodności społecznej; zamiast o świętości – o solidarności i równości. W centrum postawieni są imigranci i geje; Komunię świętą rozdaje się wszystkim, nawet muzułmanom.
W Niemczech zakończył się w niedzielę 102. Katholikentag. To doroczne spotkanie niemieckich katolików, które od ponad stulecia wyznacza i definiuje kierunek Kościoła za Odrą. Organizuje je Episkopat razem z Centralnym Komitetem Niemieckich Katolików. Na Katholikentagach tradycyjnie debatuje się o najważniejszych wyzwaniach stojących przed Kościołem, nierzadko inicjując różnorodne zmiany. Przykładowo w 1968 roku właśnie na Katholikentagu zapadła decyzja o tym, że niemieccy biskupi odrzucą nauczanie św. Pawła VI na temat antykoncepcji. Także w minionych latach Katholikentagi odgrywały ważną rolę, choćby w czasie kryzysu migracyjnego, podkreślając zaangażowanie Kościoła na rzecz przyjmowania przybyszów z Afryki i Bliskiego Wschodu.
W tym roku jednak Katholikentag wypadł wyjątkowo marnie: w Stuttgarcie pojawiło się kilkukrotnie mniej gości, niż na ostatnim Katholikentagu przed pandemią. Wówczas w Münster zjawiło się 70 tysięcy osób; tym razem – zaledwie 27 tysięcy. Organizatorzy nie potrafili przekonująco wyjaśnić tej swoistej wizerunkowej klęski: wskazywali, że wpłynęła na to pandemia, o której pamięć wciąż w pewnym stopniu ogranicza mobilność. Wydaje się jednak, że o niskiej frekwencji zadecydowało coś innego: dominujące w społeczeństwie niemieckich przekonanie, że niemiecki Kościół katolicki nie jest już do niczego potrzebny.
Wesprzyj nas już teraz!
Takie stanowisko nie jest, niestety, pozbawione słuszności: Organizatorzy Katholikentagu nie mówili o zbawieniu ani Królestwie Bożym. Rozmawiano o walce z populizmem, budowaniu pokoju na świecie, solidarności międzyludzkiej, sprawiedliwości społecznej, ochronie klimatu, tworzeniu polityki różnorodności. Mówiąc krótko: czysto świeckie tematy, w dodatku utrzymane w paradygmacie lewicowym. Obecni na Katholikentagu biskupi, księża i świeccy nie mieli do zaoferowania nic specyficznie katolickiego; triumfowała sekularna etyka. Trudno oczekiwać, by kogoś mogło to szczególnie zainteresować: katoliccy biskupi nie mają przecież dobrej opinii, a wielka media piszą o nich niemal wyłącznie w kontekście nadużyć seksualnych. Kto będzie chciał słuchać, co ma do powiedzenia bp Georg Bätzing na temat ochrony klimatu? Są lepsi specjaliści.
Na Katholikentagu nie mają też czego szukać ci, którzy na poważnie traktują wiarę katolicką. Wydarzenie nie ma wiele wspólnego z ortodoksją: służy raczej do przełamywania kolejnych barier i torowania drogi herezjom lub zgoła profanacjom. I tak na otwierającej Katholikentag Mszy świętej pod okiem biskupa miejsca, Gebharda Fürsta, udzielono Komunii świętej muzułmance, przewodniczącej lokalnego landtagu Muhterem Aras. Z kole na Mszy świętej zamykającej spotkanie przewodniczący Episkopatu bp Georg Bätzing osobiście udzielił Komunii świętej protestantowi, Thomasowi de Maizière, byłemu szefowi MSW Niemiec, który pełni ważne funkcje w zarządzie niemieckiego „Kościoła” ewangelickiego. Protestanci w ogóle przez cały Katolikentag przystępowali swobodnie do Komunii, ale gest bp Bätzinga jest szczególnie wymowny i pokazuje, że w Niemczech interkomunia jest już po prostu lokalnym faktem. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu urzędy Watykańskie wydawały dokumenty, które jasno przypominały o niemożności dopuszczenia do Eucharystii wszystkich naśladowców Lutra – ale w Niemczech nauką z Rzymu nikt się już nie przejmuje. Do Komunii mogą wszyscy: muzułmanie, protestanci, geje…
Na końcowej Mszy świętej doszło zresztą do kuriozalnych scen. Bp Georg Bätzing komentując czytania mszalne skrytykował Pismo Święte za antysemityzm. Biskupowi nie spodobało się to, jak Dzieje Apostolskie opowiadają o męczeństwie św. Szczepana. Zadeklarował, że dzisiaj jest już lepiej, bo Kościół z antysemityzmem zdecydowanie walczy. Co więcej, bp Bätzing miał podczas Mszy taki sam pektorał, jak… Katrin Brockmöller, szefowa Katolickiego Towarzystwa Bibilijnego. Miało to najprawdopodobniej wyrażać poparcie dla idei święceń kapłańskich dla kobiet.
Wreszcie na koniec Katholikentagu uroczyście niesiono długi, 80-metrowy płaszcz, który miał symbolizować płaszcz św. Marcina i gotowość niemieckich katolików do solidarności. Płaszcz niosły różne „grupy”: byli to przedstawiciele Drogi Synodalnej, pracownicy Caritas, imigranci z Ugandy oraz… osoby LGBT i queer. To szczególnie uderzające w kontekście niedawnych wydarzeń, kiedy po raz drugi urządzono w niemieckich parafiach w wielu miejscach w kraju akcję błogosławienia związków homoseksualnych.
Mówiąc krótko, tegoroczny Katholikentag w Stuttgarcie był festynem zeświecczenia Kościoła w Niemczech i jego nieposłuszeństwa wobec katolickiego nauczania. W tej sytuacji doprawdy nie może dziwić, że mało kogo to jeszcze obchodzi. Całość zakończyła się już tradycyjnymi apelami o „reformę”: szefowa Centralnego Komitetu Niemieckich Katolików, Irme Stetter-Karp, przekonywała, że nadszedł „czas na zmiany” i Kościół nie może być już dłużej taki, jak dotąd. Cóż, taki nie będzie na pewno: można się spodziewać, że przy okazji kolejnego Katholikentagu w 2024 roku będzie jeszcze bardziej pusty, niż obecnie.
Paweł Chmielewski