26 lipca 2019

Katolicy otwarci jak zwykle oburzeni – tym razem na hierarchów krytykujących homoparady

(Fot. Krzysztof Kuczyk / Forum)

Po Marszu Równości w Białymstoku środowiska tak zwanych katolików otwartych wyjątkowo się uaktywniły. „Oberwali” od nich nie tylko sprawcy rzeczywistych aktów przemocy – co byłoby oczywiście uzasadnione, lecz także hierarchowie. Zgodnie z logiką katolickiej lewicy padająca z ust biskupów krytyka inspiruje późniejszą przemoc.

 

„Kolorowo ubrani, z tęczowymi flagami, nie zawsze grzeczni i pobożni, ale raczej spokojni uczestnicy marszu idą w szpalerze wulgarnych wyzwisk, plucia, a nawet lecących butelek z moczem i przedmiotów, które przypominają kostki brukowe. Przemoc byłaby zapewne jeszcze bardziej brutalna, gdyby nie ochrona policji w kaskach i z pałkami w rękach. Ale i tak można zobaczyć sceny bicia i kopania pojedynczych uczestników marszu (także kobiet) przez grupki „obrońców tradycyjnej rodziny i chrześcijańskich wartości” – pisze na łamach „Tygodnika Powszechnego” Piotr Sikora.

Wesprzyj nas już teraz!

 

I oskarża: „nienawiść wobec uczestników białostockiego Marszu Równości to też świadectwo kryzysu Kościoła katolickiego w Polsce. Wielu hierarchów, jak i liczni świeccy, uczestniczy we wzbudzaniu agresji”.

 

Jeśli się oskarża, to wypada mieć jasne dowody na poparcie swych oskarżeń. Tymczasem lewica katolicka zachowuje się niczym dzwon z wiersza Krasickiego – głośny na zewnątrz, bo próżny wewnątrz. O ile bowiem wśród dziesiątek milionów katolików w Polsce trafi się zapewne także nienawistnicy, to doprawdy trudno znaleźć wzbudzanie do agresji płynące z ust katolickich hierarchów. No, chyba że za takowe wezwania uznamy jakąkolwiek krytykę postaw, czynów et cetera. Ale to już nic innego, tylko próba zakneblowania ust. Wszak katolicy, podobnie jak inni obywatele mają prawo do wyrażania swego zdania. Bez prawa do krytyki nie ma mowy o żadnej formie swobody wypowiedzi.

 

Klub Tygodnika Powszechnego oburzony

 

W mocnych słowach protestujących przeciw Marszowi skrytykowały także przedstawicielki Klubu Tygodnika Powszechnego w Białymstoku. Podkreśliły one w swym oświadczeniu na Facebooku, że „jako koordynatorki Klubu Tygodnika Powszechnego w Białymstoku zdecydowanie potępiamy wszelkie akty przemocy wobec uczestników Marszu Równości, który przeszedł ulicami naszego miasta 20 lipca 2019 r. w niedopuszczalnej aurze grozy i nienawiści. Przepraszamy za zło, którego sprawcami byli niejednokrotnie nasze siostry i bracia katolicy. Nie zgadzamy się, aby Ewangelia była wykorzystywana przeciwko komukolwiek”.

 

Dlaczego jednak z równą mocą autorki nie potępią zachowania samych uczestników marszu promujących potępiony w Biblii grzech? Boją się wykorzystywania Ewangelii przeciwko komukolwiek? Cóż, niektórzy starają się być bardziej ewangeliczni niż Ewangelia.

 

Szymon Hołownia protestuje

 

Swoje trzy grosze dołożył też – a jakże – Szymon Hołownia, który na swym profilu na „Facebooku” skrytykował między innymi białostockiego metropolitę.

Jak pisał „[…] cały list metropolity Tadeusza Wojdy jest kolejnym dowodem na to, jak bardzo odklejeni od rzeczywistości, są dziś niektórzy z tych, co powinni nadawać jej kształt. Czy arcybiskup wzywał wprost do obrzucania wulgaryzmami? Nie. Ale swoim niemądrym, konfrontacyjnym listem, rzuconym w podzieloną sztucznie przez cynicznych polityków Polskę, zasiał wiatr. A ten przyniósł burzę. I dziesiątki zelżonych, wyszydzonych, fizycznie oplutych i poszarpanych – w imię Jezusa Chrystusa – ludzi. Co z tego, że często nie katolików? Ludzi. Polaków”.

 

Wychodzi z tego, że nawet zdecydowana krytyka uczestników marszu jest niedopuszczalna. Jaka jest zatem alternatywa? Czego chcieliby państwo katolicy otwarci? Pokornego stania z boku i biernego przyglądania się marszom deprawatorów?

 

„Metropolita Wojda wysyła zaś nas na kolejną polsko-polską wojnę. Jako białostocczanin z pochodzenia i katolik z przekonania i praktyki – na pewno z nim na nią nie ruszę. Bo Jezus, o ile dobrze pamiętam, wzywał nas byśmy SIEBIE rozliczali z grzechów, a grzesznikom najpierw – jak On – dawali NADZIEJĘ” – pisze celebryta na „Facebooku”.

 

Sęk w tym, że nie chodzi tu o jakąś polityczno-partyjną wojenkę (a w każdym razie nie powinno), lecz o mężne przeciwstawienie się globalnej i zorganizowanej akcji ruchów wrogich chrześcijaństwu. Powoływanie się na Pana Jezusa przez Szymona Hołownię jest również wybiórcze. Co z wygnaniem przekupniów ze świątyni? Co z twardymi słowami pod adresem faryzeuszy? Co wreszcie z jasnymi słowami „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową”?  [Mt 10;34-35]. Najwyraźniej nie mieszczą się one w wokabularzu postępowego katolika.

 

Do czego to zmierza?

 

Problem ten dostrzega Tomasz Rowiński w tekście „Społeczne królowanie ideologów LGBT” [Christianitas]. „Czy gniew kontrdemonstrantów Parady Równości w Białymstoku usprawiedliwia uznanie relacji przeciwnych naturze za miarę całego porządku społecznego? Przecież do tego zmierza to co widzimy. Tak właśnie jest w większości krajów, gdzie panuje nie zwykła tolerancja, ale społeczna nauka LGBT: w rządzie i parlamencie, na ulicy i w szkole, w relacjach prywatnych i religii” – pisze publicysta.

 

„Czy marzy się Wam w Polsce społeczne królowanie LGBT zamiast społecznego królowania Chrystusa?” – pyta prowokacyjnie katolików otwartych.

 

No właśnie. W przeciwieństwie do dzieci nienarodzonych, które wskutek morderczego kompromisu aborcyjnego nadal wolno – w pewnych przypadkach – mordować, homoseksualiści nie są w Polsce grupą dyskryminowaną. Ich międzynarodówka dąży po prostu do uzyskania coraz większych przywilejów, a w jej promocję zaangażowane są supermocarstwa (USA), organizacje międzynarodowe, potężne NGO-sy a także wielki kapitał. Sprzeciw wobec nich prowadzi do opłakanych konsekwencji, czego próbkę widzieliśmy w IKEI, której pracownika zwolniono za sprzeciw wobec promocji homoseksualizmu przez jego firmę.

 

Katolicy otwarci nie muszą więc bronić mniejszości seksualnych przed dyskryminacją, bo takowej nie ma. Może jednak działają w trosce o ich dusze? To także wątpliwe. Nawet bowiem jeśli kierują się dobrymi intencjami, to zapominają o tym, że brak krytycyzmu przyczynia się do utwierdzania w grzechu. Czy gdyby alkoholicy lub narkomani urządzali „parady dumy”, to również należałoby grzecznie ich wysłuchiwać i oszczędzić wszelkiej krytyki? Jak daleko jeszcze posuniemy się w absurdzie?

 

Owszem, przemoc i pogarda ze strony katolików również mogą przynieść odwrotny skutek. Jednak istnieje złoty środek, a jest nim miłość bliźniego, przy jednoczesnym podkreśleniu zła związanego z grzechem.

 

Marcin Jendrzejczak 

 

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij