Czy katolicy otwarci są narzędziem w rękach lewicowych polityków, służącym do tego, by przekonywać katolików do popierania partii z gruntu antykatolickich? O tym w programie „Ja, Katolik. Extra” z Krystianem Kratiukiem rozmawiali Grzegorz Górny i Paweł Lisicki.
Powodem do rozważań był jeden z wątków z ujawnionych w mediach nagrań, których bohaterem jest Roman Giertych. Chodzi o okoliczności pisania przez niego listu w 2019 roku, ostrzegającego przed głosowaniem na PiS, którego autorem oficjalnie był Maciej Giertych. Pojawia się w tym wątku z jednej strony cała plejada autorów kojarzonych z Kościołem otwartym: Dominika Wielowieyska, ks. Kazimierz Sowa, ks. Andrzej Luter, czy Tomasz Terlikowski, zaś z drugiej zdumienie Romana Giertycha, że katolickie media, w roku 2019, potrafiły skrytykować PiS…
Jak zauważył Grzegorz Górny, może budzić zdziwienie owo zadaniowanie księży i publicystów katolickich przez polityków i to, że rozmawia się o nim tak oczywisty sposób. Publicysta zwrócił jednak uwagę na fakt, że rok później, kiedy mieliśmy do czynienia z protestami po wyroku Trybunału Konstytucyjnego zakazującego tzw. aborcji eugenicznej, także pojawił się list i nazwisko Giertych.
Wesprzyj nas już teraz!
– Jak pamiętamy ten wyrok został wydany 22 października 2020 roku. Dokładnie 5 dni później „Gazeta Wyborcza” opublikowała prywatny list ojca Wojciecha Giertycha, dominikanina do swojego bratanka Romana Giertycha, w którym odcinał się od wyroku Trybunału Konstytucyjnego zakazującego tzw. aborcji eugenicznej, powołując się na św. Tomasza z Akwinu i na św. Jana Pawła II, a konkretnie jego encyklikę „Evangelium Vitae” – mówił Grzegorz Górny.
A jak ocenił, zarówno nauka św. Tomasza z Akwinu, jak i św. Jana Pawła II, a zwłaszcza „Evangelium Vitae” zostało w tym wypadku nadużyte.
– I teraz pojawia się pytanie o mechanizm powstania tego listu, bo zauważmy, że wkrótce potem ten list także został rozpowszechniony w środowiskach katolickich jako wyraz odcięcia się części środowisk katolickich od wyroku TK. Mało tego, autorem tego listu był sam teolog Domu Papieskiego, ponieważ taką funkcję wówczas pełnił ojciec Wojciech Giertych. I teraz, kiedy widzimy ten mechanizm z 2019 roku zastosowany w przypadku wyborów parlamentarnych, to każe nam to zadać pytanie, czy podobny mechanizm nie stał za tym listem, który został napisany rok później w kontekście wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Bo tutaj mamy do czynienia z tym samym człowiekiem i tą samą rodziną. Dlatego można domniemywać, że nie mamy tutaj do czynienia z jakimś pojedynczym incydentem, tylko że może być to pewien proces, pewne zjawisko, pewien mechanizm, który dotyczy także innych wydarzeń. Więc to jest to, co mnie tak najbardziej w tym wszystkim uderzyło, a jednocześnie już zapomnieliśmy o tamtym liście z 2020 roku – dodał.
Zdaniem Pawła Lisickiego, nie dziwi aż tak sama postawa Romana Giertycha, jako polityka, który prowadzi swoją skądinąd cyniczną grę, ale czyni to dość sprawnie. – Trudno od polityka wymagać, żeby nie zajmował polityką. A elementem zajmowania się polityką jest docieranie do mediów, które jego wizję będą propagowały. Tutaj też nie widzę w tym nic dziwnego. Zakładam, że w podobny sposób myślą o mediach i o dotarciu do polityków również przedstawiciele innych stron. Także nie to jest tutaj szokujące. Szokujące jest to, że to, za czym opowiada się mecenas Giertych, w oczywisty sposób stoi w sprzeczności z nauką Kościoła – ocenił.
Jak wyjaśnił, chodzi o kwestie związane np. z ochroną życia, doktryną moralną Kościoła.
Na tym polega problem. To jest ten drugi wymiar i dlatego mówię o cynizmie. Bo gdyby w ten sam sposób Roman Giertych zastanawiał się, jak rozesłać list, który mówi o potrzebie obrony życia, to oczywiście byśmy na ten temat nie dyskutowali. Uznalibyśmy, że to jest rzecz naturalna i właściwa, że polityk katolicki myśli o tym, jak bronić ideałów katolickich. Natomiast to, co sprawia, że my o tym dyskutujemy, to jest to, że polityk, który wykorzystuje swoje dojścia do różnych miejsc katolickich, broni tezy antykatolickie – podkreślił.
Paweł Lisicki przywołał też – jak ocenił – dziwny wywiad z przedstawicielem Opus Dei w Polsce, ks. Stefanem Moszoro-Dąbrowskim, przeprowadzony przez Magdalenę Rigamonti, poświęcony Marcinowi Romanowskiemu, ale i pozycji Opus Dei w Polsce. Można z niego wyczytać m.in pewną formę potępienia Marcina Romanowskiego, który uciekł na Węgry oraz odnieść wrażenie, że polski Opus Dei niemal przyjęło perspektywę Romana Giertycha, jeśli chodzi o ocenę sytuacji w Polsce. – Czyli, że głównym problemem jest rzekome straszliwe naruszenie praworządności, które miało miejsce za czasów rządów PiS-u, że to było coś tak niebywałego i coś tak strasznego, że wymaga bardzo głębokiej refleksji. Mówię, to jest oczywiście trochę wyczytane między wierszami, bo wiadomo, Opus Dei formalnie i nieformalnie odcina się od polityki i zaprzecza. Ale ton tej rozmowy był naprawdę bardzo dziwny. Taki na pograniczu czegoś histerycznego, czegoś zaskakującego (…) Krótko mówiąc, jakby Roman Giertych osiągnął pozycję nie tylko członka Opus Dei, ale w zasadzie takiego trochę głównego specjalisty od spraw politycznych i duchowych. Tego, który sączy do ucha i przekazuje wizję, którą później jest propagowana. To by też tłumaczyło ten list o. Wojciecha Giertycha. Krótko mówiąc, w jakiś przedziwny sposób mecenas Giertych opanował nieprawdopodobną sztukę bycia taką już nie szarą, bo teraz już wiemy, że nie szarą, bo on jest teraz taką publiczną eminencją, ale wtedy był szarą – zauważył.
W ocenie Lisickiego, można było odnieść wrażenie, że polityk ten stał się głównym źródłem przekazywania wiedzy na temat Polski, polskiej polityki, polskich konfliktów nie tylko do Watykanu, ale również do takich organizacji jako Opus Dei.
Więcej w programie: