W ostatnich tygodniach w mediach internetowych można było przeczytać wiele oszczerczych zarzutów wobec Kościoła. A to że jest zacofany, a to znów, że zabrania kochać innych ludzi, że nieuczciwie walczy o wpływy i że nie ma już współczesnemu człowiekowi nic do zaoferowania, a nawet, że kończą się powody do trwania w Nim. „Nihil novi” – mógłby ktoś powiedzieć – „antykatolicka nagonka trwa od lat, a w ostatnim czasie przybiera ona jedynie na sile”. I miałby rację gdyby nie jeden niezwykle niepokojący fakt: do wspomnianych wniosków doszli publicyści portali internetowych, które same siebie nazywają… „katolickimi”.
Duchowe położenie człowieka we współczesnym świecie porównać można ze zgubieniem się w wielkim, gęstym lesie. Totalna dezorientacja, poczucie ciągłego zagrożenia i wszechogarniająca ciemność nocy, którą przełamać może – i wlać w ten sposób w serce kilka kropel nadziei – jedynie światło Księżyca. To jednak jest skutecznie tłumione przez wyrastające wysoko nad ziemię monstrualne drzewa upiornie kołyszące gałęziami i przeraźliwą mgłę spowijającą wszystko w zasięgu wzroku.
Wesprzyj nas już teraz!
Symbolem Księżyca posługiwali się Starożytni Ojcowie oraz między innymi św. Tomasz z Akwinu, by wyjaśnić pierwszym chrześcijanom niesłychaną naturę Kościoła. Mysterium lunae, tajemnica Księżyca opowiada o Mistycznym Ciele rzucającym światło pośród ciemności najczarniejszych nocy ludzkości, dając tym samym ludziom wszystkich epok ratunek i wskazując drogę. Sęk jednak w tym, iż Kościół sam własnego światła nie posiada, dlatego opromienia Ziemię odbijając światło Chrystusa.
Publicyści portali Aleteia.pl oraz Deon.pl w swoich rozważaniach na temat trwania w Kościele skupili się jednak tylko i wyłącznie na tym, co blokuje nam dostęp do światła rzucanego nam przez Kościół, bez najmniejszej próby choćby wspomnienia o Jego istocie. Jola Szymańska (Aleteia.pl) przyznała wprost: „Nie pasuję do Kościoła. (…) Nie chodzi o dziesiątego czy piętnastego wierzącego, który gardzi ludźmi wokół. Chodzi o przyzwolenie na to, żeby rządziły nami różnie interpretowane idee, a nie uczciwa miłość do drugiego człowieka. Dlaczego zostawać w takim Kościele? Nie wiem jeszcze. Wiem, że jestem rozczarowana i potrzebuję czasu. Próbuję odnaleźć samą siebie w całkiem nowej, duchowej rzeczywistości”.
Z kolei podpisany jako „dziennikarz DEON.pl, publicysta, teolog (sic!) Michał Lewandowski wyraża następującą refleksję: „Często zastanawiam się, co właściwie jeszcze robię w tym Kościele. Co ma do zaoferowania facetowi przed trzydziestką, który od prawie parunastu lat obserwuje jego poczynania. Smutno mi, bo nie mam odpowiedzi na to pytanie. I o zgrozo czuję, że bardziej niż pociągany, czuję się wypychany z jego wnętrza. Kiedyś czułem się, że jest moim domem, teraz jego ściany wyglądają coraz bardziej obco”.
W opublikowanych dzień po dniu tekstach doszukać się można samych zarzutów wobec Mistycznego Ciała. Jeśli wierzyć narracji autorów Kościół jest przegniły między innymi polityczną korupcją, „mową nienawiści”, brakiem miłosierdzia, seksizmem i… „nudnymi kazaniami o niczym” aż do fundamentów. Należy jednak pamiętać, że Jego wielkim błogosławieństwem jest fakt, iż fundamentem jest tu Chrystus, architektem Duch Święty a niezmierzoną łaską sakramenty. Opuszczanie Go z powodu bałaganu jest tak samo niepoważne co śmiertelnie groźne.
Wodząc wzrokiem za tym, co palcem wytykają Szymańska i Lewandowski, można oczywiście zauważyć, że w niektórych miejscach światło Chrystusa odbijane przez Kościół jest przytłumione, niedostrzegalne dla nieprzyzwyczajonych jeszcze do ciemności oczu. Ale to nie wina Księżyca, że jego blask nie dociera do ludzi, którzy z własnej woli stoją zanurzeni w gęstej mgle. Trudno zgodzić się z tym, żeby odpowiedzialnością za ludzkie grzechy obarczać Kościół – ze swej natury i powołania nawołujący do nawrócenia.
To nie Kościół odpowiada za nadużycia, krzywdy i niewierności tylko ludzie (często – i trzeba to przyznać z ogromnym bólem serca – mający wpływ na Jego funkcjonowanie), którzy nie stosują się do Jego Nauczania. Tym co stanowi o jego fundamencie (a o czym wspomniani publicyści nie wspominają ani razu) jest pochodzenie od Chrystusa, który ulecza wszystkie nieprawości mocą sakramentów, a te dostępne są jedynie w Kościele. I już sam ten fakt jest dostatecznie istotnym powodem, aby w Domu Bożym trwać.
Owszem, Kościół należy oczyszczać, tak samo dziś jak i przez całą Jego historię. Ale należy robić to stojąc w Jego szeregach; nie poza Nim. Od kogo, jeśli nie od „katolickich publicystów”, z których jeden tytułuje się teologiem (!), wymagać należy wiedzy na tak elementarny temat?
Sugerowanie, że nauczanie Jezusa Chrystusa można realizować poza Kościołem jest bluźnierstwem ciężkiego kalibru. Nie mielibyśmy Kościoła gdyby nie Chrystus, ale nie mielibyśmy Chrystusa gdyby nie Kościół. Benedykt XVI, jeszcze jako młody profesor, pisał: „bez względu na jakąkolwiek zdradę – obecną lub przyszłą – w Kościele, bez względu na to, jak dalece jest prawdą, iż Kościół nieustannie musi przymierzać się do Chrystusa, ostatecznie nie zachodzi między Kościołem i Chrystusem żadne przeciwieństwo. To za sprawą Kościoła pozostaje On żywy – pomimo upływu historii, przemawia On do nas dzisiaj, jest dzisiaj z nami jako Mistrz i Pan, jako Brat czyniący z nas wszystkich siostry i braci. Kościół, dając nam Jezusa Chrystusa, czyniąc Go w świecie żywą obecnością, rodząc Go ciągle na nowo poprzez wiarę i modlitwę, jedynie on daje ludzkości światło, zakotwiczenie i miarę, bez których nie sposób jej sobie wyobrazić. Kto pragnie obecności Jezusa Chrystusa w życiu ludzkości, nie znajdzie jej wbrew Kościołowi, a jedynie w nim”.
Można w najciemniejszą noc spojrzeć przez teleskop na oblicze Księżyca i dojść do wniosku, że to jałowy regolit pokryty szpetnymi bliznami. Ale trzeba mieć świadomość, że tylko on, w tej najciemniejszej nocy schowanej za gęstą, przeraźliwą mgłą, daje światło i nie pozwala zginąć.
Mateusz Ochman