Niszczenie prastarych świątyń w Palmyrze wzbudziło oburzenie światowej opinii publicznej. To kolejna z serii barbarzyńskich zbrodni islamistów. Dyrektor generalna UNESCO mówiła wręcz o zbrodni wojennej. Niszczenie dziedzictwa przeszłości jest stałym punktem działalności islamistów. Warto zastanowić się nad różnicą pomiędzy islamskim i katolickim stosunkiem do dziedzictwa starożytnego.
W ostatnich dniach świat obiegła wiadomość o wysadzeniu przez nich świątyni (bądź, według innych informacji, części świątyni) Baala w Palmyrze. Niecały tydzień wcześniej muzułmańscy fanatycy zdecydowali się na dekapitację archeologa Chaled al-Asaada, wsławionego 50-letnim badaniem zabytków Palmyry.
Wesprzyj nas już teraz!
Zniszczenie świątyni w Palmyrze to nie jedyny przypadek zniszczenia śladów przeszłości przez zwolenników Państwa Islamskiego. Wcześniej islamiści zniszczyli posąg lwa znajdujący się przed wejściem do tamtejszego muzeum. Dzieło zniszczenia czekało także starożytne asyryjskie miasto Nimrud oraz zabytki w irackim Mosulu. Zniszczeniu nie uległy także świątynie należące do innych odmian islamu. Jaka jest przyczyna tak drastycznych posunięć islamskich fanatyków? Otóż jest nią chęć zatarcia śladów przeszłości, pochodzących z „przedislamskiej ery ignorancji”. Twórczość ludzi sprzed ery Mahometa nie zasługuje według nich na żaden szacunek.
Nikogo choć trochę znające Biblię nie trzeba przekonywać, że Baal nie był ulubieńcem prawowiernych Izraelitów. Chrześcijanie jednak nie mieli oporów przed przekształceniem świątyni Baala w kościół – to w symboliczny sposób ukazuje różnicę pomiędzy chrześcijańskim, a islamskim podejściem do przeszłości.
Kościół i akceptacja antyku
Kościół również mógł obrać drogę sprzeciwu względem tradycji antycznej. Pomysły takie były z resztą poddawane pod dyskusje. Jednak katolicy zdecydowali się obrać inną drogę. Jej początkiem była praca rzymskiego patrycjusza imieniem Boecjusz. Zdecydował się on na przełożenie z greki na łacinę dzieł Platona i Arystotelesa. W dawniejszych wiekach taki przekład nie byłby potrzebny – we wcześniejszych czasach rzymska elita władała biegle językiem greckim. Za czasów Boecjusza, w VI wieku po Chrystusie sytuacja uległa jednak zmianie. Boecjuszowi nie dane było jednak wykonać swojej misji, gdyż w 524 r. został stracony z powodu oskarżenia o zdradę. W efekcie całość dzieł Arystotelesa dotarła na Zachód dopiero w XIII, a Platona – w XV wieku.
Mimo to na Boecjuszu rola Kościoła w przechowywaniu dziedzictwa antyku się nie skończyła. W VI wieku Kasjodor, emerytowany senator rzymski zdecydował się na założenie klasztoru w południowych Włoszech. Klasztoru wyposażonego w bogatą bibliotekę – jedyną znaną badaczom bibliotekę z VI stulecia. Był bowiem przekonany, że to właśnie mnichom przypadnie w udziale przechowanie skarbów antycznej cywilizacji. I jak pokazuje historia – nie mylił się. Jak zauważa Thomas Woods w książce „Jak Kościół zbudował zachodnią cywilizację” monumentalna praca mnichów pozwoliła na przetrwanie nie tylko Biblii, ale także utworom grecko-rzymskiej starożytności. Zakonnicy nie ograniczali się do mrówczej pracy w skryptoriach. Byli także ówczesnymi nauczycielami. Na przykład Gerbert z Aurillac, późniejszy Sylwester II „zaraził swoich uczniów zamiłowaniem do Horacego, Juwenalisa, Lukana, Persjusza, Terencjusza, Statiusa, Wergiliusza”. Z kolei św. Hildeberd wymyślił ćwiczenie szkolne polegające na łączeniu w jedną całość fragmentów z Horacego, Juwenalisa, Seneki i innych starożytnych autorów. Szczególną rolę dziele zachowania dorobku antyku odegrali benedyktyni, a wśród nich klasztor na Monte Cassino. Żyjący tam zakonnicy nie tylko przepisywali księgi, lecz także – w XI wieku – dokonali odkrycia zapomnianych już tekstów.
Pozytywny stosunek Kościoła do starożytnych tekstów wynika także z dostrzeżenia ich wartości estetycznej. Dlatego też zakonnicy przekładali teksty takich autorów jak Owidiusz czy Lukrecjusz mimo ich dyskusyjnego obyczajowo i filozoficznie charakteru. Nie mając języka będącego w absolutnym sensie świętym dążyli do zachowania ich w oryginale. To odróżniało ich od Arabów. Ci nawet w swoim „złotym” okresie jedynie „przetrawiali” antyczną literaturę tłumacząc ją na „doskonały” język arabski. Wykluczało to częste dla intelektualnej historii Europy zjawisko kulturowego renesansu.
Jeden renesans czy wiele renesansów ?
Ma rację Remi Brague gdy pisze, że w tradycji europejskiej „(…) obserwujemy stały wysiłek wstecz, ku źródłu klasycznemu. Można więc opisać dzieje intelektualne Europy jako niemal nieprzerwany ciąg renesansów”. Wielu historyków odrzuciło już nadmiernie uproszczoną wizję dziejów, mówiącą o renesansie włoskim z XVI w. jako o renesansie jedynym. Zarówno mediewista Jacques Le Goff, jak i filozof Remi Brague twierdzą, że w Europie nastąpiło wiele renesansów. Zdaniem tego drugiego były to renesans karoliński, renesans XII wieku, a następnie dopiero renesans włoski.
Choć zatem nieprzychylni chrześcijaństwu historycy uznali średniowiecze za nic nie wartą przerwę między starożytnością i nowożytnością, prawda jest zupełnie inna. To właśnie średniowiecze zachowało dorobek starożytności. Jego podejście do tegoż wyraża twierdzenie św. Bernarda, o karłach stojących na ramionach olbrzymów (starożytnych).
Ludzie cywilizacji chrześcijańskiej mieli do dziedzictwa antyku stosunek bardzo pozytywny; miejscami nawet zbytnio. O ich geniuszu świadczy nie tylko przechowanie dzieł świeckich, ale nawet religijnych – tj. pogańskich. Te ostatnie zostały jednak wprzęgnięte w służbę prawdziwej Wiary. To w symboliczny sposób ukazuje różnicę pomiędzy chrześcijańskim, a islamskim podejściem do starożytnej przeszłości. Pierwsze polega na zachowywaniu. Drugie w najlepszym razie na tłumaczeniu na arabski i wchłanianiu do cywilizacji islamskiej – bez szacunku dla pierwotnej wersji. W najgorszym – na niszczeniu młotami i materiałami wybuchowymi.
Marcin Jendrzejczak